"Oj, chyba przytyłeś". Smutna prawda o niechlubnym wielkanocnym zwyczaju Polaków

Redakcja MamaDu
Za chwilę pojedziemy do rodzin, usiądziemy przy wielkanocnym stole i zaczną się rozmowy. O pracy, o pogodzie, o dzieciach, o polityce... Czasem rodzinne spotkania zaczynają przypominać scenki z tragikomedii. Jest w tym element fałszu, bycia w jakieś roli na pokaz, nastawienie: "Pokaże im, ile ja wiem i co robię". Sztuczność, a nie naturalność, przepychanki, a nie rozmowy, smutek, a nie śmiech. O co chodzi w rodzinnej atmosferze? Czy zapomnieliśmy, jak się ją buduje? Ma być miło i rodzinne, a bywa... No właśnie. Dlaczego częściej bywa po prostu niezręcznie?
Czy rodzinna Wielkanoc musi przypominać tragikomedię? fot. Wojtek Laski/East News
Święta to czas dla polskich rodzin (?)
Zabiegani, roztargnieni, strudzeni, niejednokrotnie zmęczeni, bez ochoty na spotkania, "witamy" świąteczne dni. Już tydzień wcześniej trwają przepychanki u kogo święta. Ostatnio, jadąc autobusem, usłyszałam słowa: "Ja powiedziałam – ja nie robię świąt. Niech sobie sami robią". Zastanowiłam się wtedy, czy święta muszą być tym polskim zarobieniem, tradycyjnym myciem okien, wielkim sprzątaniem, festiwalem mody? Wyobraziłam sobie też, jaka musi być atmosfera w domu, w którym na dzień dobry słychać taki negatywny wydźwięk.


Zastanawia mnie, jak wiele osób w swojej rodzinie na pytanie: "Mamo, co robisz?", usłyszy pretensjonalne: "Nie widzisz? Sprzątam". Może warto wtedy odpowiedzieć: "No szkoda mamo, bo myślałam, że porozmawiamy, a sprzątnąć zdążymy razem za chwilę".

Ile świąt musi się nie udać, żeby ludzie zrozumieli, że nie jest to jedynie czas sprzątania? Ile razy musimy wyjechać z domu z płaczem, żeby poczuć, że wszyscy powinniśmy postarać się bardziej? Jak wiele musimy przeżyć świątecznych cichych dni, żeby zrozumieć, jak bardzo zaniedbaliśmy rozmowę?

Daleka droga do domu
Rozmowy o tym, jak dobrze idzie mi w pracy (nawet jeśli nie idzie), czy biegam, co czytam, jak moje dzieci radzą sobie w szkole, czy podróżuję. Albo na odwrót – fałszywa skromność i narzekanie – za mało zarabiam, nie mam czasu na urlop, jestem zmęczony i znudzony.

I tak oto święta stają się dużym stresem. A gdyby tak uniknąć tych wszystkich przechwalstw, fałszu i trudnych tematów? Porozmawiać o czymś neutralnym, przyjemnym, dotyczących nas naprawdę, pokazać siebie takimi, jakimi jesteśmy, wydobyć siebie prawdziwego i dać na to szansę innym. Zdjąć maski i pokazać siebie może i czasami bezradnego, ale za to zabawnego. Ryzykowne? Może i tak, ale odważne i prawdziwe.

Na liście niebezpiecznych tematów, których nie warto poruszać przy stole, znajduje się: polityka, ślub, wygląd innych, planowanie dzieci, wychowanie dzieci, tematy zawodowe. Święta to nie korporacyjny wyścig szczurów, stół to miejsce, przy którym nie musisz rywalizować. Zwolnij, daj sobie odpocząć.

Wplątywanie w rozmowę, niezręczne pytania, sugestie, przytyki to specjalność wielu z nas: "Do tego samochodu to i wózeczek by się zmieścił", "To kiedy dziecko?", "Jakoś tak przytyłeś".

Może po prostu postawmy na spontaniczność, na bycie sobą. Wystarczy, że usiądziesz i będziesz życzliwy, wypoczęty i spokojny. Takim poczuciem lekkości możesz zarazić innych.

Fundamentalną funkcją stołu jest to, że jednoczy, skupia, a także odzwierciedla stan rodziny. Tego, czego nie powinno zabraknąć przy nim to przede wszystkim miłość. Jeśli nie zapomnieliśmy, czym w ogóle ona jest. Ona zaczyna się wtedy, gdy nauczysz się dawać ją najpierw samemu sobie.