A niech widzą! Pękające z dumy matki zalały Facebooka, a my pytamy: "Oszalałyście?!"

Marta Kabulska
"A moje zdobyło z polskiego 90%" – takich wpisów dumnych matek znajdziecie na Facebooku całą masę. Pod nimi dziesiątki gratulacji. A ja się pytam, czym się chwalicie, czego gratulujecie? Wpasowania w system? Wciąż wierzycie, że szczęście dziecka i życiowe sukcesy są wynikiem średniej, zdobytych punków i liczby zgromadzonych czerwonych pasków na świadectwach?
O czym świadczą punkty zdobyte na egzaminie ósmoklasisty? Fot. Grzegorz Skowronek / AG
Egzaminem ósmoklasisty żyje tysiące rodziców. Reforma Zalewskiej, podwójny rocznik, egzaminy – zafundowano dzieciom i rodzicom niezły "cyrk". Staramy się podjąć właściwe decyzje, które będą miały wpływ na przyszłe życie naszych pociech, ale jesteśmy jak dzieci we mgle. Pierwszym pewniakiem w tym całym zamieszaniu był próbny egzamin ósmoklasisty. Stres z nim związany? Tak, niestety chyba bardziej u rodziców niż u dzieci.

Przyszedł czas na wyniki i... fala pękających z dumy matek zalała Facebooka. "A moje miało tyle", "a moje aż tyle" - miałam wrażenie, że grupy dla matek żyły niemalże wyłącznie tym tematem. W odpowiedzi pojawiały się wpisy typu: "Wielkie brawa!", "To ogromny sukces!", "Naprawdę możesz być dumna" – dziesiątki gratulacji i pochwał dla rodzica, który był autorem wpisu. Podczas gdy w grupach dla młodzieży nie zobaczyłam ani jednego takiego wpisu. Pytałam nastoletnią córkę, która szybko skwitowała, że o tym się nie rozmawia z koleżankami, bo mają ważniejsze sprawy. "Tym nie się chwali, bo po co?" – powiedziała. Ilu naszych 15-latków pochwaliło się w sieci swoim wynikiem? Znacie takich?


Czytam zachwyty rodziców i ciśnie mi się na usta: "Czy wyście poszaleli?!". Nie jestem osobą bezdzietną, dla której egzaminy nie mają żadnego znaczenia. Jestem mamą trójki dzieci w wieku szkolnym, w tym ósmoklasistki. Punkty, procenty uzyskane na próbnym egzaminie (czy później końcowym) nie są dla mnie powodem do chwalenia się, świadczą o tym, jak dobrze moje dziecko wpasowało się w system.

O czym świadczą zdobyte punkty na egzaminie ósmoklasisty?
System polskiego szkolnictwa, wystawianie ocen, formy egzaminów pozostawiają wiele do życzenia. Testy nie docenią postępów w nauce, a kreatywność jest ich antonimem. System oceniania jest dla wielu krzywdzący.

Czy większym powodem do dumy niż średnia czy liczba punktów, nie jest chęć i praca włożona w przygotowanie do egzaminu? Nie, bo taki uczeń nie dostanie się do dobrego liceum, prawda? A co z dziećmi, które mają wyjątkowe zdolności, talent, ale w konkretnej dziedzinie? Może masz w domu przyszłego Chopina czy Mozarta, ale na egzaminie zdobył zaledwie 45%? Takim wynikiem nie pochwalisz się na Fb, bo zaraz rozpoczęłaby się licytacja pt. "A moje dziecko". Czy więc talent dziecka warto poświęcać, skupiając się na wykuwaniu do egzaminu. Ponieść taką cenę w imię większej liczby punktów? Lepiej być mistrzem w jednej dziedzinie czy dostać się do najlepszego liceum?

Punkty a sukces
Jak mawia wybitny mówca motywacyjny i światowej sławy biznesman Robert Kiyosaki "piątkowi uczniowie pracują u trójkowych, a czwórkowi w urzędach". Niedawo też pisałyśmy o tym, że średnia ocen to przepustka do dobrych szkół – to fakt. Ale jak się okazuje, same piątki to sposób, by po ich ukończeniu znaleźć się w korporacyjnym mrowisku. Nigdy wyżej. (Przeczytaj: Wymagasz od dziecka piątek? Gratulacje, wychowasz je na wzorowego korposzczura).

- Rywalizacja i silne dopasowanie do systemu kształtuje raczej ludzi "korporacyjnych" pracujących na etacie. Bycie średnim uczniem daje przykrą etykietę "przeciętności", która może owocować pracą bezpieczną, bez ryzyka, ale w cieniu. Bycie uczniem trójkowym zaś oznacza, że dziecko rozwija prawdopodobnie gdzieś indziej swoje talenty i pasje, co pobudza jego kreatywność, a tym samym wzmacnia cechy lidera – podsumowuje Katarzyna Kucewicz, psycholog z gabinetu Inner Garden.

Zdaniem psycholog oceny nie tylko są opinią o stanie wiedzy, ale też pozycjonują ucznia w hierarchii klasowej. – To właśnie cień oceniania. Zjawisko, które jest zgubne dla samooceny i może naprawdę zrujnować na lata poczucie własnej wartości naszego dziecka – powiedziała w rozmowie z MamaDu.

– To w szkole wykształca się poczucie "gorszości", odmienności. System edukacji jest bezwzględny. Ignoruje wysiłek, jaki wkłada dziecko trójkowe w to, by poprawić stopnie. Ignoruje, gdy dziecko z otyłością przełamuje opór i ćwiczy na gimnastyce. Liczą się oceny, wyniki, inteligencja rozumiana jako posiadanie wiedzy, a nie umiejętności społeczne, artystyczne czy inne. Wiele dzieci jest krzywdzonych przez szkołę, gdzie pacyfikuje się ich talenty, odrębność, indywidualność, na rzecz oczekiwań, by funkcjonowało według obowiązującego systemu – dodaje.

Na Facebookowym profilu Edukatorium pojawił się wpis, który jest idealnym podsumowaniem absurdalnego wyścigu matek o wyższą liczbę punków:

"Powinniśmy przestać oszukiwać dzieci. Życiowe sukcesy nie są efektem wysokiej średniej, ale tego, czy dziecko rozwinie w szkole własne pasje i prawdziwe zainteresowania. Nie zrozumcie mnie źle, to nie znaczy, że dzieci, które zdobywają w szkole najwyższe oceny, nie mogą odnieść sukcesu. Oczywiście mogą, ale uzyskana na świadectwie średnia nie ma tu najmniejszego znaczenia.

Sukces w życiu zależy od tego, czy dziecko:
nabierze w szkole wiary w siebie i czy rozwinie poczucie sprawstwa,
- czy rozwinie w szkole pasje i zainteresowania,
- czy będzie lubiło się uczyć".