Dwie nastolatki niewpuszczone na lodowisko w Łodzi. Powód oburza: "To budowanie kompleksów!"

Wiktoria Dróżka
Karina i Wiktoria – dwie niedosłyszące nastolatki nie mogły wejść na lodowisko w Łodzi. W nich wywołało to oburzenie oraz spór między opiekunami a właścicielem lodowiska. Co zdecydowało, że dziewczynki nie weszły i czy można wskazać w tej sytuacji winnego? Sytuacja okazuje się bardzo złożona.
Lodowisko w łódzkiej Manufakturze. Screen/regiony.tvp.pl
Niedosłyszące i samodzielne
Chcą być samodzielne i traktowane przez otoczenie jak każdy inny nastolatek. Chcą pokonywać bariery i pokazywać, że nic nie stoi na przeszkodzie, aby uprawiały sporty, nabywały nowe umiejętności, czuły się wolne i szczęśliwe. Niepełnosprawnym dzieciom nikt nie powinien tego utrudniać, wręcz przeciwnie.

Karina i Wiktoria na łyżwy przyszły same. Miały ze sobą karteczkę od rodziców, a na niej zgodę na wejście. Jednak według pracownika lodowiska, a także właściciela, to za mało. Po wejściu na lodowisko odpowiedzialność za dzieci przejmuje właściciel miejsca. Potrzebny był opiekun. – Komu miałby zgłosić, jeśli coś by się stało – podkreślił Sławomir Borowiecki, właściciel lodowiska w rozmowie z TVP 3 Łódź.


W rozmowie z dziennikarką tłumaczył, że nie zrobiłby tego bez powodu, bo np.: dzieci z domów dziecka wpuszcza za darmo. W przypadku Kariny i Wiktorii nie mógł zezwolić z powodu braku fizycznej obecności opiekuna. Według niego to nieporozumienie, procedura jest taka sama w przypadku wszystkich – każde dziecko może wejść na lodowisko, ale do tego potrzebny jest opiekun.

Wspieranie kompleksów
– To jest budowanie w młodym człowieku kompleksu niepełnosprawności – podkreśla Kinga Pawlak, babcia Wiktorii. – Na całym świecie staramy się przełamywać bariery. W Polsce też ładnie to idzie wszystko, a tutaj takie coś – dziwi się kobieta. Dziewczyny czują się urażone i nigdy więcej na to lodowisko już nie przyjdą.

Właściciel lodowiska nie może zrozumieć jednego – faktu, że dziecko niedosłyszące przychodzi na lodowisko z kartką papieru. – Spójrzmy na to realistycznie – tłumaczy w rozmowie. – Gdzie jest rodzic, opiekun? Jakby się coś stało, kogo mam powiadomić? – dodaje.

W tej sytuacji nie sposób wskazać winnego. Z jednej strony należy rozumieć właściciela lodowiska, z drugiej rozżalenie dziewczynek, które ze swoją niepełnosprawnością radzą sobie świetnie. Być może gdyby język migowy był bardziej popularny, opory byłby mniejsze.

Może cię zainteresować także: Po co dzieciom sport. Tak naprawdę


Źródło: TVP Łódź