Słowa prezydentki Kołobrzegu powinny dotrzeć do każdej kobiety. "Nie nazywajcie ich Błyskotkami!"
– Kołobrzeg popłynie z trzema babami – napisał jeden z internautów, komentując obsadę kołobrzeskiego ratusza. – Trzy kobiety na tych stanowiskach to lekka przesada – zawtórował mu drugi. Te opinie są skutkiem działań dziennikarzy portalu Miasto Kołobrzeg, którzy na łamach serwisu dowcipkowali, że rządzące zamykają się w gabinecie i nie pracują, "bo zdaniem urzędników się nie nadają". W internecie pojawia się również opinia, że ich podwładni nazywają je "Błyskotkami".
W Kołobrzegu rządzi Anna Mieczkowska, pierwsza kobieta prezydent tego miasta. Jej zastępczyniami również są kobiety: za sprawy gospodarcze odpowiada doktor nauk ekonomicznych, nauczycielka akademicka z Politechniki Koszalińskiej Monika Foremna-Pilarska. Sprawami społecznymi zajmuje się prawniczka, była dyrektor zarządzająca w branży hotelarskiej Ilona Grędas-Wójtowicz.
Ich wykształcenie i doświadczenie dowodzi, że są to osoby kompetentne. Cóż jednak z tego, skoro ich płeć kwalifikuje je jedynie do roli puchu marnego?
"Nie pozwolę na ubliżanie kobietom"
Prezydentka Anna Mieczkowska ostro odniosła się do lekceważącego zachowania dziennikarzy, którzy podczas swojego śmieszkowania nie zdołali nawet zapamiętać nazwisk urzędniczek. – To seksistowskie teksty uwłaczające godności kobiet. Jestem przerażona, że na taki komentarz pozwalają sobie dziennikarze, jestem też zszokowana, że tak reagują niektórzy mieszkańcy.
– Przecież gdyby Kołobrzegiem rządzili sami mężczyźni, to nikt nie używałby wobec nich określenia "błyskotki". Na zastępców powołałam fachowców, nie polityków. I proszę zobaczyć, co spotyka teraz moje zastępczynie. Nie pozwolę na nazywanie moich zastępczyń "błyskotkami". Nie pozwolę na ubliżanie kobietom i deprecjonowanie ich kompetencji– powiedziała prezydentka w rozmowie z "Gazetą Wyborczą", dając wzorowy przykład innym kobietom.
Bo przytoczone wyżej komentarze nie były wysupłanymi dwoma spośród tysięcy, pojawiło się ich znacznie więcej. – U nas na takie mówi się 'pani co ładnie pachnie' i tyle – pisze jeden z internautów. – Niech zaproszą na drinka, impreza się rozkręci i kto wie, czy nad ranem nie będziemy na ty – dopowiada drugi. Kolejni komentują, że "jaki prezydent taki urząd" i że warto zobaczyć "jak błyskotki cieszą michę".
Jak napisała ostatnio Maja Staśko w artykule dla "Krytyki Politycznej" – "tak wygląda patriarchalna krytyka: to krytyka pozycji, płci, pochodzenia, rasy – zamiast tekstu czy działania". I wynikające z tejże (w tym przypadku z płci) lekceważenie i protekcjonalne traktowanie.
Funkcja reprezentacyjna
Nietrudno zauważyć, że kobiety w polityce, sztuce i biznesie w obiegowej opinii pełnią wyłącznie funkcję łagodzących nastroje strażniczek porządku, które podadzą kawę rozemocjonowanym i skłóconym mężczyznom, uśmiechną się wdzięcznie do zdjęcia i będą żywymi (choć marionetkowymi) "przykładami" i "dowodami" dla feministek, że w Polsce równouprawnienie jak najbardziej funkcjonuje. Żeby sytuacja nie była parytetowo niewygodna.
Do tego poglądu przyczyniła się Beata Szydło, która jako pierwsza kobieta premier w Polsce, działała – według wielu – "na usługach" Jarosława Kaczyńskiego.
Wielowiekowe bagatelizowanie kobiet w rolach innych niż kobiet, matek i nauczycielek oraz skutkiem działalności tych z nas, które godziły się na przyjęcie roli ozdoby i wyręczycielki (wszak lepszy rydz niż nic), panuje wciąż przekonanie, że kobieta "nadaje się do czegoś innego" niż mężczyzna (bo przecież nikt trzeźwy na umyśle już w XXI wieku nie powie, że "jest gorsza").
Tymczasem fakt, że wiele kobiet świadomie (lub nie) godzi się pełnić kukiełkową rolę, nie świadczy o tym, że każda (ani nawet większość) ma wyłącznie takie ambicje.
Skąd krytyka rządzących Kołobrzegiem?
Wiceprezydentki Kołobrzegu zawiniły wyłącznie tym, że dziennikarze portalu Miasto Kołobrzeg nie mogli z nimi umówić na wywiad. Twierdzą jednak, że nie są niedostępne dla mediów. – Nie uciekamy przed pytaniami dziennikarzy. Mogą je na przykład zadać podczas organizowanych cyklicznie śniadań prasowych. I zadają. Nie uciekamy również przed krytyką, tylko musi odbywać się w sposób kulturalny i z szacunkiem. Tu granice zostały przekroczone – mówi "Gazecie Wyborczej" Ilona Grędas-Wójtowicz.
Żeby już nikt nie przekręcał nazwisk, jednemu z dziennikarzy pracownice magistratu wręczyły swoje wizytówki. To ironiczny gest godny pochwały. Mamy jednak nadzieję, że na tym sprawa się nie zakończy, a prezydentka Anna Mieczkowska dotrzyma słowa i będzie z seksistowskimi stereotypami aktywnie walczyć.
Tym bardziej, że podobno teraz to dziennikarze czują się "zaszczuci". Bo – znowu zacytuję Maję Staśko – "kobiety nie są od krytykowania i zadawania ciosów: kobiety są od cierpliwego opatrywania ran". Jeśli więc kobieta broni się zamiast posypać głowę popiołem, wymierza wielki cios w męskie ego. Nazywane przez nich w tym wypadku dość eufemistycznie "wolnością słowa".
Może cię zainteresować: "Protestuję, bo to spłaszczenie poważnego tematu". Mężczyzna krytykuje reklamę Gillette