"To nie było zebranie, to był cyrk". Rodzice, opanujcie się! To nie wy zdajecie test 8-klasisty

List do redakcji
W szkołach podstawowych nastał czas sprawdzania i analizowania wyników próbnego testu ośmioklasistów. Test ten budzi emocje – jak się okazuje, większe u rodziców niż u uczniów. Swoimi wnioskami po burzliwym zebraniu w szkole podzieliła się z nami pani Magdalena, mama dwóch 14-latek.
Rodzice przejmują się testem 8-klasisty bardziej niż uczniowie Fot. Grzegorz Skowronek / AG
"Jestem mamą dwóch córek, które obecnie są w ósmej klasie. Wczoraj odbyło się spotkanie z rodzicami, na którym omawiane były wyniki egzaminu próbnego. Ten temat budzi sporo emocji, bo do tego testu dzieci podejdą po raz pierwszy, to zrozumiałe. Ale to, co działo się na tym spotkaniu, to był po prostu cyrk.

Arkusze są grube, zadań jest masa – nie przeszkadzało to rodzicom, by fotografować każdą stronę testu. Każdą! Zadawali pytania o detale, poprawne odpowiedzi, sposoby oceniania testu, analizowali zadanie po zadaniu. Od razu pojawiły się wątpliwości czy tu nie powinno być więcej punktów, a tu bardziej precyzyjne polecenie.


Siedziałam jak wryta i przez pół godziny patrzyłam, jak rodzice z wypiekami na twarzach przeglądali testy. Zachowywali się, jakby to oni rozwiązywali ten test i teraz pierwszy raz mieli do niego wgląd. Jakby to oni mieli zdać test do szkoły średniej, który odbędzie się za kilka miesięcy...

Ja rozumiem, że rodzice się przejmują i angażują. Ale czy na pewno angażują się w to, co powinni? Fotografowanie listy lektur, pytania 'czy zdążymy wszystko omówić', 'czy damy radę opanować materiał' zupełnie jakby to oni mieli obowiązek szkolny. W tym wszystkim zapomnieli o własnych dzieciach.

Bo czego rodzic, który za dziecko pamięta: co ma zadane, na kiedy ma przeczytać lekturę, o czym ma być wypracowanie i tak dalej, uczy swoje dziecko? Lenistwa i braku odpowiedzialności! Czy ci rodzice naprawdę wychodzą założenia, że ich dzieci są na tyle genialne, że od razu w pierwszej pracy będą mieli własną asystentkę do 'ogarniania kalendarza'?

Faktem jest, że dzieci mają dużo na głowie i że czasem trzeba pomóc, albo machnąć ręką na złe oceny, ale zwalnianie dziecka z obowiązku pamiętania, czego ma się nauczyć to przesada. Myślenie za dziecko jak rozwiązać zadanie też.

Mają elektroniczne dzienniki i to im nie wystarcza? Że wiedzą o każdej ocenie i nieobecności? Nie mieści mi się to w głowie...

Ja uważam, że moich córek oceny to jest ich sprawa. Nie kontroluję ich planu lekcji i zakresu ich obowiązków szkolnych. Uważam, że w wieku 14 lat naprawdę dzieci dadzą sobie radę z organizacją. A jak o czymś zapomną, to też powinny umieć sobie poradzić. To też je czegoś uczy – nie tylko odpowiedzialności, ale i zaradności. Sytuacja, z której muszą znaleźć wyjście, gdy budzą się z ręką w nocniku, też jest w wychowaniu potrzebna!

Przeraziła mnie też skala zjawiska. Na 25 rodziców na zebraniu na testy nie rzuciłam się tylko ja i jeszcze jedna mama, moja koleżanka. Siedziałyśmy zażenowane i patrzyłyśmy na nauczycielkę, która cierpliwie odpowiadała na wszystkie pytania. Uspokajała, zapewniała, że 'sobie poradzimy'...

Niby niespecjalnie powinno mnie to dziwić, bo jak dziewczynki były młodsze i jeszcze odprowadzałam je do szkoły, to w szatni widywałam matki, które 9-letnim chłopcom wiązały buty i nosiły za nimi plecaki i worki na wuef. Taka postawa rodziców to może nie nowość, a jednak wciąż mnie szokuje.

Uważam, że w momencie, w którym nasze dzieci są na wylocie do szkoły średniej, naprawdę powinniśmy wypuścić je spod klosza. Wyjdzie im to na dobre!"

Zgadzacie się? Czy waszym zdaniem rodzice powinni pozwolić dzieciom samodzielnie zajmować się sprawami szkolnymi?