Strajk nauczycieli to 2 tygodnie laby dla dzieci? Rodzice wściekli: "Co ja mam z tym dzieckiem zrobić?"

Katarzyna Chudzik
Nauczyciele masowo idą na zwolnienia lekarskie, większość rodziców utyskuje. Bo nawet jeśli w sercu wspierają pedagogów, to im nikt wolnego nie da, a dziecko samo w domu nie zostanie. W świetlicy zaś roi się od wszy...
Nauczycielom trudno się dziwić, ale to rodzice postawieni są w najbardziej kłopotliwej sytuacji 123rf.com
W szkołach rozpoczął się strajk. Nieoficjalny – szereg nauczycieli, wzorem pracowników sądów, postanowiło wziąć zwolnienie lekarskie. Strajki – niepoparte przez żaden związek zawodowy – odbywają się w całej Polsce. I to mimo pism do szkolnej kadry; takich jak to, które wystosował 14.12 dolnośląski kurator oświaty.

Roman Kowalczyk napisał w nim, że Konstytucja Rzeczypospolitej Polskiej gwarantuje każdemu prawo do nauki i stanowi, że nauka do 18. roku życia jest obowiązkowa. Prosi też, żeby "szanować siebie nawzajem"i że "trudne sprawy trzeba rozwiązywać w merytorycznej dyskusji". Nakazuje, by pamiętać, że młodzież "na nas patrzy i się uczy".


Jego argumenty nie trafiły do tych nauczycieli, którzy już zaplanowali swoje urlopy w grudniowym terminie. Pedagodzy niemal jednogłośnie uznają, że merytoryczne dyskusje trwają od wielu miesięcy, a wywoływanie poczucia winy nie jest najlepszym sposobem kuratorium na wyciszenie spornej sytuacji. – List jak list, nawiązuje do typowych wypowiedzi stosujących szantaż emocjonalny, dla mnie jest on niestosowny. Całym sercem jestem za protestem kolegów, to nie jest strajk, to wykorzystanie sytuacji zdrowotnej – tłumaczy Gabriela Olszowska, nauczycielka z Krakowa.

"Moje dziecko do mnie mówi, a mi serce pęka"
Tymczasem gros rodziców jest zbulwersowanych. W tej sprawie napisała do nas czytelniczka, mama 3 córek.

"Kalendarz dni wolnych pracownika znacznie różni się od kalendarza dni wolnych ucznia. Przerwa świąteczna to w szkołach nic nowego, teraz dołączył do niej strajk nauczycieli. W sumie 2 tygodnie prawie bez szkoły, bo jedną czy 2 lekcje w ciągu dnia trudno nazwać nauką. Zaległości, a później gonienie z programem – nie, nie to jest dla mnie najtrudniejsze w tej całej sytuacji. Rozumiem, że wy drodzy nauczyciele macie swoje powody do strajku, powiedzcie to jednak mojemu pracodawcy. 2 tygodnie urlopu w grudniu? Mało kto ma jeszcze tyle dni do wykorzystania pod koniec roku.

Przecież jest świetlica – powiecie. Skazując moje dzieci na nią, od razu mogę kupić zapas preparatów do zwalczania wszy i spędzić święta na odwszawianiu, gotowaniu ręczników i pościeli. Przy moich trzech córkach z długimi włosami to akurat wypełni nasze świąteczne dni. "Mamo, a dlaczego nie możesz zostać ze mną w domu jak mama Kasi. Nie lubię świetlicy, nudzę się tam. Jest dużo dzieci i straszny hałas"– mówi moje dziecko, a mnie serce pęka.

Wyobraźcie sobie, ile dzieci w tym okresie będzie skazanych na świetlicę, jaki tam będzie tłum, hałas i rozgardiasz. Oddałabym wiele, żeby spędzić ten czas z dzieckiem, ale nie mam takiej możliwości. Jestem zła, gdy zaglądam do dziennika elektronicznego i widzę, jak "świeci na różowo", co oznacza, że nie ma znowu wielu lekcji".
Screen z dziennika elektronicznego. Na różowo zaznaczone nieobecności nauczycieliArchiwum prywatne
Jej głos nie jest w tej dyskusji odosobniony. Jedni uważają, że podstawa programowa jest przeładowana i kolejny wolny tydzień raczej sytuacji nie naprawi, inni martwią się o to z kim zostawią dzieci, a kolejni uważają urlopy zdrowotne za "zbiorowe oszustwo".

"Oni bardzo mało dają od siebie"
Katarzyna Svynarchuk, mama dwójki dzieci nie ma tego problemu; w szkole jej dzieci żaden strajk nie ma miejsca. Gdyby jednak był, nie byłaby zadowolona z całkiem innych powodów. – Uważam, że nauczyciele mają i tak bardzo dużo przywilejów, za to bardzo mało daj od siebie. W szkole mojej córki panuje zasada, że nauczyciel ma zawsze rację, jest biedny i trzeba mu pomagać. Uczeń to tylko nic nieznaczący pionek do przesuwania. Na zebranie z rodzicami pani dyrektor spóźnia się 15 minut i nawet przepraszam nie powie — to taki zarys tego, co się w szkołach. Liczą się tylko pieniądze. Okej, każdy pracuje po to, żeby zarobić, ale najpierw trzeba pokazać, że się zasługuje na te pieniądze. Zwyczajnie trzeba na nie zarobić – mówi Lublinianka.

Sęk w tym, że nauczyciele są w mijającym roku bodaj najbardziej obciążoną grupą zawodową – głównie ze względu na reformę edukacji. Za swoją ciężką pracę otrzymują od 2900 zł do 5336 zł brutto (w zależności od tzw. stopnia awansu zawodowego). Jak twierdzi jednak Sławomir Broniarz, szef Związku Nauczycielstwa Polskiego, różnica między "średnimi" MEN a realnymi kwotami, wpływającymi na konta nauczycieli, to ok. 1000 zł na niekorzyść pedagogów. Ministerstwo do średniej dolicza bowiem wszelkiego rodzaju premie, czy np. odprawy emerytalne.

A trudno oczekiwać odpowiedniego, kompetentnego i zaangażowanego nauczania od ludzi, którzy są przeciążeni pracą, niedoceniani i niedofinansowani. Choć trzeba przyznać, że rodzice też są w kropce – tym zatrudnionym na umowę o pracę przysługują co prawda 2 dni (lub 16 godzin) urlopu na opiekę nad dzieckiem do 14. roku życia, pod koniec grudnia mało kto jednak tego czasu nie wykorzystał.