"Zrobiłeś sprawdzian z życia". Rodzice zachwycili się pomysłem nauczyciela fizyki
Nauczyciele zadają dużo prac domowych, w uczniach zabija się kreatywność, szkoła produkuje pracowników korporacji – zaprogramowanych tak, by mniej myśleli, a bardziej wykonywali polecenia. Pewnie to znacie. Dlatego każde naruszenie normy, oryginalność dzieci czy belfrów jest obecnie na wagę złota. Tego nauczyciela okrzyknięto właśnie geniuszem, a jego metoda jest bardzo prosta.
Pan Marcin jest nauczycielem fizyki. Na grupie "Szkoła Minimalna" podzielił się swoim pomysłem na sprawdzenie wiedzy uczniów, a strony związane z edukacją okrzyknęło to "kunsztem metodycznym". Kto jednak co nieco interesuje się tematyką "szkolną" może już kojarzyć oryginalne i zaangażowane podejście pana Marcina do swojej pracy. Jest, chociażby znany z tego, że wstawia uczniom dobre oceny, by rodzice byli zadowoleni, wpisuje do dziennika tematy zgodne z programem nauczania, by "wypełnić obowiązek", a sam z uczniami skupia się na tym, by każdy zrozumiał zagadnienia omawiane na lekcjach.
Tym razem nauczyciel podzielił się pomysłem na "specyficzny sprawdzian" z fizyki. Był to sprawdzian ze ściągania. – Powiedziałem uczniom, że za nieściąganie będę stawiał jedynki. Reakcja, to niedowierzanie, szok, pytanie "jak to?". Powiedziałem im, że będę chodził po klasie i pilnował, aby dobrze ściągali – napisał.
Sprawdzian ze ściągania
Pan Marcin przyznał, że z powodu zamieszania związanego z próbnymi egzaminami ósmych klas musiał przenieść termin sprawdzianu. Uczniowie byli zawiedzeni, bo się przygotowali na sprawdzenie efektów nauki. – Sam nigdy na żaden test wiedzy nie wchodziłem z takim entuzjazmem. Podyktowałem pytania i powiedziałem im, że mają umiejętnie ukrywać przede mną ściąganie. Przechadzałem się po klasie i jeszcze nigdy nie widziałem takiego błysku dziecięcej radości w oczach, kiedy musiały opisywać zagadnienia z kolejnych pytań. Wchodziłem w gry słowne typu "czy ty aby nie ściągasz?".
– Oczywiście wiedząc, że będą ściągać, zadałem pytania otwarte, lekko problemowe, nie encyklopedyczne, aby informacje posiadane na ich ściągach nie były jedynie do przepisania, ale aby stanowiły podstawę przemyśleń, którymi będą się musiały podzielić. [...] Cisza, skupienie, śmiechy, gdy przechodziłem obok nich i udawałem, że nie widzę, jak korzystają ze swych ściąg. Oczywiście znalazły się też osoby, które ściągały z telefonu, w którym sfotografowały cały rozdział z książki. Okazuje się, że mieli najtrudniej. Nauczyli się, jak trudno wyłowić z masy tekstu istotne informacje. Chyba następnym razem zrobią jednak własnoręczne ściągi – relacjonuje w swoim wpisie nauczyciel.
Sprawdzian trwał około 40 minut. Pan Marcin dodał, że w klasie panowało skupienie, a na twarzach uczniów mógł zaobserwować zacięcie, jakie pojawia się podczas rozwiązywania krzyżówek czy rebusów.
"Kunszt metodyczny"
O pomyśle z entuzjazmem napisała jedna z administratorek strony "Budząca się szkoła". Nazwała ją "najwyższym kunsztem metodycznym", ponieważ dzieci musiały same ściągi wykonać, a później umiejętnie je wykorzystać.
– Spojrzałam na ten pomysł oczami metodyka i nazwałabym to inaczej. Klasówka Marcina to najwyższy kunszt metodyczny, bo nie sprawdzała wiedzy, ale zdolność jej zastosowania, czyli to, o co chodzi w pozaszkolnym, czyli realnym świecie – czytamy.
Autorka wpisu dodaje, że gdy my, dorośli przygotowujemy się do wykonania zadania, możemy korzystać ze wszystkich dostępnych źródeł i właśnie to jest największą sztuką. – Żaden profesor nie przygotowuje wykładu, korzystając jedynie z tego, co ma w swojej pamięci, żaden architekt, projektując dom, osiedle czy most nie rezygnuje z fachowej literatury i dostępnych wzorców. A w szkole? W szkole zazwyczaj na sprawdzianach nie wolno z niczego, poza tym, co ma się w głowie, korzystać. To zupełnie sztuczna sytuacja.
Wbrew pozorom sprawdzian zaproponowany przez pana Marcina był trudniejszy i bardziej wymagający od tych "klasycznych". Wymagał przetworzenia wiedzy, zastosowania teorii, wykorzystania informacji. – To nie był sprawdzian ze ściągania, to był sprawdzian, który sprawdzał zdolność zastosowania poznanej wiedzy, czyli to, do czego szkoła powinna przygotowywać – czytamy na "Budzącej się szkole".
Co sądzicie o takim pomyśle?
Może cię zainteresować także: "Szkoła nie uczy, tylko produkuje ludzi upośledzonych życiowo." Wykład, który wzburzył Internet