Absurdalny zakaz w szkole. "To kradzież prądu!" – grzmi dyrekcja

Alicja Cembrowska
W obecnych czasach, gdy widzi się takie zdjęcie w Internecie, to pierwszą myślą jest, że to fake news. Że to musi być żart. Później wiele z najbardziej absurdalnych informacji, okazuje się prawdą i dochodzimy do wniosku, że już nic nas nie zdziwi...
Czy uczeń może ładować w szkole telefon? Zrzut z ekranu/Facebook
Prawda to czy żart?
Właściwie nie wiadomo, czy zdjęcie, które pojawiło się na kilku stronach, jest prawdziwym komunikatem wywieszonym w szkole. Może faktycznie jest to jedynie żart, jednak wielu temat podłapało i zastanowiło się, tak czystko teoretycznie, czy ładowanie telefonu w szkole może być zaliczane jako kradzież prądu? I czy grozi za to kara?

– Zabrania się w całej szkole ładowania w gniazdkach elektrycznych jakiegokolwiek sprzętu elektronicznego – czytamy. Z pisma podpisanego przez "Dyrekcję" dowiadujemy się, że w myśl art. 278 Kodeksu karnego, że "kto zabiera w celu przywłaszczenia cudzą rzecz ruchomą, podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do 5 lat". Chodzi o kradzież wspomnianej już energii.


Oczywiście od razu pojawiły się żartobliwe komentarze, że skoro "prąd płynie z gniazdka" to bezdyskusyjnie jest to "rzecz ruchoma" i należy egzekwować takie prawo. Albo, że kiedyś to dzieci nie miały telefonów i nawet nie wiedziały, że w szkołach są gniazdka. A jak już wiedziały, to kończyło się to wsadzaniem w nie szpilek. – Sam zakaz obejmuje sprzęt elektroniczny. Można obejść transformatorem analogowym bez stabilizacji ładowania. Wtedy ładujemy sprzęt elektryczny, ale nie elektroniczny – czytamy w kolejnym komentarzu. Karuzela śmiechu można by rzec.
Kradzież prądu w szkole
Jednak nie wszyscy postanowili na nią wsiąść. Znaleźli się tacy, którzy wzięli sprawę całkiem na poważnie, pisząc, że przecież po to płacimy podatki, by m.in. utrzymywać szkoły. Okazuje się, że w analizie absurdalnego komunikatu można jednak pójść jeszcze dalej i nagle temat robi się całkiem poważny. Zajęła się tym strona "Dogmaty Karnisty", której autor stwierdził, że z prawnego punktu widzenia rzeczywiście mamy do czynienia z "zabraniem" energii elektrycznej".

– Jeśli podłączymy się w tej szkole, żeby podładować sobie telefon, to zabór energii jest tak śladowy, że z pewnością stopień społecznej szkodliwości czynu jest znikomy (art. 1 § 2 k.k.). To oznacza, że nie ma przestępstwa. Inna sprawa, że osoba poniżej 17 roku życia nie odpowiada za kradzież energii (art. 10 § 1 k.k.), a ustawa o postępowaniu w sprawach nieletnich nie pozwala stosować wobec takiej osoby środków wychowawczych, bo – jak się przyjmuje – kradzież energii nie jest wykroczeniem – pisze Mikołaj Małecki i zastanawia się, czy zakaz dotyczy tylko uczniów, czy również nauczycieli.

Podsumowując, jedyną karą, którą mogłoby otrzymać nasze dziecko za ładowanie telefonu w szkole, może być uwaga do dziennika. Możecie zatem spać spokojnie, wasza pociecha nie zostanie młodocianym przestępcą, jeżeli w trakcie przerwy wpadnie na pomysł podpięcia ładowarki do gniazdka.