Wszyscy mówią "to tylko 6-latki". Mama miała istotny powód, by pokazać to zdjęcie

Katarzyna Chudzik
Sześcioletnia Sofia wymiotuje 20 razy na godzinę i jest to efekt działań jej "kolegi". Zrozpaczona matka opublikowała zdjęcie dziewczynki, które udostępniło już niemal 240 tysięcy osób. Zrobiła to po to, by podobna tragedia więcej się już nie wydarzyła.
Mała Sofia jest już bezpieczna. Wiele innych dzieci niestety nie Facebook.com
Mieszkanka brytyjskiego miasteczka Tiverton opublikowała na Facebooku zdjęcie córeczki nie po to, żeby uzyskać odrobinę współczucia, lecz żeby wpłynąć na masową wyobraźnię, a żeby rodzice i nauczyciele widzący przemoc, reagowali na nią odpowiednio. Nie bagatelizowali problemu, wykręcając się formułkami, jakoby były to "przecież tylko dzieci".

"To jest moje dziecko, które przestało jeść"
"Oto, do czego doprowadza znęcanie się" – napisała Carrie Golledge.
"To jest moja sześcioletnia córka, która jest hospitalizowana dlatego, że inni ją terroryzowali. To jest moje dziecko, które ma tak ciepłe serce, że pomimo choroby nadal nie chce sprawiać nikomu kłopotu. To jest moje dziecko, które przestało jeść, płacze przed snem, ma lęki tak duże, że w nocy nie może spać, bo wymiotuje 20 razy na godzinę. To jest moje dziecko, nad którym jej 'najlepszy przyjaciel' znęcał się tak długo, aż zaczęła myśleć, że to normalne" – pisze kobieta, po czym wymienia zaniedbania szkoły oraz okrucieństwo i obojętność dorosłych na znęcanie się nad Sofią.


"To jest moje dziecko, które besztano za 'opowiadanie historyjek w szkole'. To moje dziecko, które zostało wyśmiane w mediach społecznościowych przez rodziców łobuzów – tylko za to, że ma takie czyste serce . To jest moje dziecko, które spotkała przemoc, a w szkole powiedziano nam, że przecież to "tylko 6-latki". To jest moje dziecko, któremu szkoła powiedziała, że ​​powinno się czuć zawstydzone."

Carrie pisze też, że musiała małą Sofię przenieść do innej szkoły, ale przecież jej córka nie jest jedyną kilkuletnią ofiarą przemocy. "To opowieść mojego dziecka, którą się dzielimy, wiedząc, że jest jedną z wielu ... zbyt wielu! Pomóż nam podzielić się jej historią. Pokażmy jej wsparcie, na które jej szkoła nie mogła sobie pozwolić" – apeluje kobieta.

To zaskakujące, jak bardzo różni się nasza reakcja na przemoc wobec dziecka w internecie (wszyscy wówczas udostępniamy przeczytane treści i piszemy oburzone komentarze), od reakcji "na żywo" (kiedy ją bagatelizujemy). Bo choć historia małej Sofii zdarzyła się w Anglii, to mogła zdarzyć się wszędzie. Również w Ciechocinku.