"Z minuty na minutę było ich coraz więcej". Te plamki to objaw śmiertelnej choroby

Ewa Bukowiecka-Janik
Gorączka, brak apetytu i ogólne osłabienie to objawy nie tylko grypy. O tym, jak ważna jest obserwacja dziecka podczas choroby, przekonali się rodzice małego Kacpra. – Nie poznałam własnego dziecka. Kacper wyglądał, jakby ktoś go pobił kijem bejsbolowym, taki był spuchnięty i cały siny – opowiada mama chłopca.
Sepsa meningokokowa potrafi zabić dziecko w ciągu doby. Sprawdź, jak je chronić fot. screen/YouTube
Gorączka i brak apetytu
Kacper przed chorobą był dzieckiem wesołym i pogodnym. Pewnego dnia chłopiec rozchorował się. Miał wówczas 11 miesięcy. Dostał gorączki, był osowiały, nie chciał jeść i miał bardzo zimne rączki. Lekarz rodzinny poradził rodzicom chłopca, by spróbowali obniżyć dziecku temperaturę i obserwowali go.

Kacprowi poprawił się humor, zjadł, spokojnie zasnął. W nocy ponownie dostał gorączki, jednak nie tak wysokiej, jak w ciągu dnia. – Rano, jak się obudził, zauważyłam na jego ciele pojedyncze plamki – opowiada Magda, mama chłopca. – Wydawało mi się, że to może być ospa lub różyczka. To były różowe plamki gdzieniegdzie na ciele. Z minuty na minutę było ich coraz więcej.


Chłopiec zaczął bardzo szybko oddychać, a jego usta zsiniały. Jak opowiada mama Kacpra, były aż granatowe.

Od pierwszych objawów do zagrożenia życia
Rodzice od razu zadzwonili na pogotowie. – Kiedy ratownicy weszli i spojrzeli na Kacpra, od razu stwierdzili, że to tylko wybroczyny, że nie ma się czym przejmować. Trochę nas uspokoili. Dopiero później okazało się, że oni już wtedy wiedzieli i z karetki informowali szpital, że jedzie dziecko z sepsą – opowiada Magda.
Kacper trafił prosto do izolatki. – W pewnym momencie zrobił się harmider na korytarzu. Lekarze zaczęli biegać, wszyscy stali nad naszym dzieckiem w maskach. Wiedzieliśmy, że coś jest nie tak – wspomina mama chłopca.

Po półtorej godzinie rodzice Kacpra dowiedzieli się, że ich synek zachorował na sepsę meningokokową. Kolejne godziny były decydujące, czy dziecko przeżyje. – Wpuścili nas do niego dosłownie na chwilę. Nie poznałam własnego dziecka. Kacper wyglądał, jakby ktoś go pobił kijem bejsbolowym, taki był spuchnięty i cały siny – opowiada Magda.

Lekarze wykonali na nadgarstkach dziecka nacięcie odbarczające, dzięki któremu udało się uniknąć amputacji rączek. Od momentu pierwszych objawów do momentu, w którym lekarze stwierdzili, że stan dziecka jest krytyczny i nie wiadomo czy przeżyje, nie minęła nawet doba. – Wtedy dowiedzieliśmy się też, że Kacpra zaatakowały meningokoki typu B – dodaje mama chłopca.

Po dwóch tygodniach chłopiec został przeniesiony z OIOM-u na chirurgię ogólną. Rozpoczęła się rehabilitacja, która trwa do dziś. – Nasze dziecko cofnęło się do stanu niemowlaka. Kacper nie trzymał sam główki, od nowa uczyliśmy go jedzenia butelką, potem łyżeczką. Dzięki rehabilitacji znów zaczął siadać. Teraz każdego dnia dogania swoich rówieśników.

– Był okres, kiedy mieliśmy do siebie pretensje, że nie zaszczepiliśmy Kacpra. Bo może gdyby był zaszczepiony, przeszedłby tę chorobę łagodniej – przyznaje Magda. W tym momencie i Kacper i jego brat są zaszczepieni przeciwko pneumokokom i meningokokom. Ich rodzice przekonali się, że to szczepienia, które mogą uratować życie.

Co to jest sepsa meningokokowa?
Jak informuje Fundacja Instytutu Matki i Dziecka, inwazyjna choroba meningokokowa (IchM) jest najcięższą postacią zakażenia bakteryjnego, jaka może spotkać człowieka poza szpitalem. 20 proc. chorych umiera, a co trzeci zostaje trwale okaleczony, np. tracąc słuch.

W 2017 roku IchM została zdiagnozowana u 204 osób w Polsce. Najwięcej było wśród nich dzieci, które nie miały nawet roku.