Nauczycielka głupsza od 10-latków? Praca domowa i kartkówka pokazują smutną prawdę

Katarzyna Chudzik
W szkołach zdarzają się nauczyciele niekompetentni. Kiedy jednak polonistka nie zna odmiany przez przypadki, zaczyna się prawdziwy problem. Zwłaszcza kiedy do błędu absolutnie przyznać się nie chce.
Nauczyciele nie zawsze są kompetentni. Dzieci nasiąkają przez nich błędnymi informacjami. 123rf.com
Rodzicielska część internetowego poletka nie ochłonęła jeszcze po tym, jak nauczycielka kazała poprawić oniryczne wypracowanie kreatywnemu 10-letniemu Natanowi ("skrócić i napisać z sensem"), kiedy w sieci pojawił się kolejny szkolny viral z niekompetentną polonistką w tle.

Mama 10-letnich bliźniaczek zobaczyła kartkówkę, z której jej córki dostały ocenę dobrą. Piątoklasiści mieli wykazać się znajomością odmiany słów przez przypadki, jednej z dziewczynek przypadł w udziale rzeczownik "sad", drugiej - "gwóźdź". Wszystko szło dobrze, aż do przypadku ostatniego – wołacza. Nauczycielka obniżyła im ocenę za "o! gwoździu!" i "o! sadzie!". Jej zdaniem prawidłowe odpowiedzi powinny brzmieć "o! gwóźdź!" i "o! sad!".


Kiedy pani Ewelina to zobaczyła, zakręciło jej się w głowie. Chciała, żeby córki same wyjaśniły nieporozumienie. Powiedziała im, że pani też jest człowiekiem i mogła się najzwyczajniej w świecie pomylić. To uczennice powinny zwrócić jej na to uwagę, nie biec od razu po pomoc do rodzica.

"Nigdy nikt nie zwrócił mi uwagi"
– Córki przyszły do pani i powiedziały, że mama i jej koleżanka polonistka twierdzą, że dobrze napisały kartkówkę. I czy pani mogłaby sprawdzić, zerknąć na to jeszcze raz – opowiada mi mama dziewczynek. – Niestety pani nie tylko nie przyznała się do błędu, ale powiedziała, że nikt jeszcze nigdy jej nie zwrócił uwagi i jak one w ogóle śmią! Dziewczynki pokazywały jej, że zapisaną przez siebie odmianę mają w zeszycie. A ona im na to, że w zeszycie mają odmianę rzeczownika żeńskiego, a na kartkówce był rzeczownik męski. Podała im prawidłowe – według niej – "widzę sad". Czyli biernik, zupełnie inny przypadek! - denerwuje się pani Ewelina.

Polonistka poprosiła o podanie źródła ich domniemanej wiedzy, bo w internecie to się same głupoty pisze. Bliźniaczki znalazły odmianę słowa "piasek" w swoim podręczniku. I jest to ta sama odmiana, którą one (i większość klasy) podała na kartkówce.

Na razie dziewczynki nie miały kolejnej lekcji j.polskiego - jeśli przyniosą podręcznik, a nauczycielka nie przyzna się do błędu, zainterweniują rodzice. Zauważyli bowiem, że to nie pierwszy raz, kiedy ich dzieciom do głów wciska się nieprawdziwe informacje.

"Niesprawiedliwość" czy "nie sprawiedliwość"?
Pani Ewelina zaczęła sprawdzać ćwiczenia córek. Okazało się, że nauczycielka nie zaliczyła im również ćwiczeń z układania rzeczowników tak, żeby w jednym zdaniu układały zdanie przeczące, a w drugim twierdzące. Według nauczycielki zdanie “nie doskonałość jest w życiu ważna, a dążenie do niej” jest niepoprawne. Podobnie jak “chciała udowodnić swoją niewinność, a nie sprawiedliwość”.
Polonistka nie zaliczyła córkom pani Eweliny prawidłowych odpowiedziArchiwum prywatne

- Ja tego tak nie zostawię. Nie wiem, jak ta nauczycielka z tego teraz wybrnie, wystarczyłoby wcześniej powiedzieć, że sprawdzi to w domu – zostawiłaby sobie wówczas furtkę. Kiedyś pomyliła się pani od matematyki i potrafiła normalnie powiedzieć "rzeczywiście dziewczynki, macie rację". W ten sposób buduje się autorytet. Błąd zdarza się nawet temu, kto skończył 10 fakultetów. Ale nieprzyznanie się do niego i brnięcie w swoją wersję to już co innego. Tu trzeba interweniować – mówi pani Ewelina.

Jeśli wizyta u nauczycielki nie wystarczy, rodzice pójdą do dyrektora. - Na razie to jest poziom, na którym mogę moim córkom pomóc. Ale nie zawsze będę na tyle kompetentna, poza tym nie chcę też sprawdzać im codziennie zeszytów. To jest nasz język ojczysty, ja zawsze staram się moje dzieci poprawiać, uczyć. I od szkoły też tego wymagam – kwituje mama.

I przytacza kolejną anegdotę – niezaliczony punkt za użycie pisowni "r.m" zamiast "r. męski". Absolutnie nieistotnym stało się, że dzieci poprawnie rozwiązały zadanie. "R.m" przekreślał ich szanse na zdobycie punktu.

– Najgorsze jest to, że ta pani ma 50 lat, jest nauczycielką mianowaną i zastąpiła cudownego, młodego i rzetelnego nauczyciela, bo przez likwidację gimnazjów zmniejszyła jej się liczba godzin i miała pierwszeństwo – ubolewa pani Ewelina.

A potem się dziwimy, że w sferze innowacji i kreatywności nasz kraj nie plasuje się na wysokich pozycjach...