Ogłosili zakaz wstępu dla wybranych dzieci. "A spółdzielczym powietrzem możemy oddychać?"

Ewa Bukowiecka-Janik
Tak się kończą sytuacje, w których w sprawy dzieci wtrącają się dorośli. Na jednym z żyrardowskich osiedli to nie najmłodsi decydują, na którym placu zabaw będą się bawić – mieszkańcy stawiają granice. Zdaniem rodziców to skandal: "Podzielili dzieci na lepsze i gorsze".
Awantura o plac zabaw w Żyrardowie. "Podzielili dzieci na lepsze i gorsze" fot. Maciej Stanik
W podwarszawskim Żyrardowie, między starymi blokami należącymi do spółdzielni mieszkaniowej, powstał nowy blok. Stoi on na ogrodzonym terenie, na którym deweloper nie przewidział przestrzeni dla najmłodszych.

Dlatego dzieci z nowego bloku korzystają z placu zabaw, na którym dotąd bawili się mali mieszkańcy spółdzielni mieszkaniowej. Przez pierwsze miesiące nikt nie widział problemu. Bo i w czym i komu miałaby przeszkadzać dzieci na placu zabaw? Tym bardziej że dzieci z nowych i starych bloków chodzą razem do szkoły – to oczywiste, że chcą się spotykać również po lekcjach i potrzebują na to wspólnego miejsca.


Jednak niedawno na wejściu do placu zabaw zawisła karta o treści: "W związku ze skargami mieszkańców bloków spółdzielczych prosimy rodziców, aby korzystali z innych placów zabaw". Jak się okazuje, jej autorami są mieszkańcy Żyrardowskiej Spółdzielni Mieszkaniowej.

Zdaniem rodziców z nowego budynku takie podejście do sprawy to dzielenie dzieci na lepsze i gorsze. Zresztą na kartce szybko pojawiła się pełna złości odpowiedź: "A spółdzielczym powietrzem możemy oddychać?".

Jak informuje "Metro Warszawa", zarządca bloku twierdzi, że mieszkańcy budynków należących do spółdzielni narzekali na hałas i bałagan, jaki dzieci zostawiały po sobie na placu zabaw. Punktem zapalnym okazały się oczywiście pieniędzy – autorom kartki nie podoba się, że to oni płacą za sprzątanie po wspólnym z "nowymi" zabawach.

Konflikt trwa. Ze strony wiceprezesa Żyrardowskiej Spółdzielni Mieszkaniowej, Adama Szymonika, padła propozycja, by mieszkańcy dzielili się po połowie utrzymaniem placu zabaw. Jednak dotąd rodzice nie dogadali się. Wygląda na to, że dorośli będą musieli dogadać się po koleżeńsku, tak jak potrafią to zrobić ich dzieci.
Źródło: metrowarszawa.gazeta.pl