Książka, którą (niestety) ktoś musiał napisać. Przeczytaj, jeśli zastanawiasz się, jak pogodzić pracę z wychowaniem
Wolałabym, żeby Adela Prochyra nie napisała książki: “Mama wraca do pracy”. Chętniej przeczytałabym taką, której podmiotem w tytule byłby “Tata”. Niestety, mało prawdopodobne, żeby w najbliższym czasie rynkowa konieczność wymusiła powstanie takiej pozycji. Na książkę Prochyry zbyt będzie z pewnością, bo napisać, że obawy związane z powrotem do pracy po porodzie ma każda kobieta, to właściwie żadne nadużycie.
“Mama wraca do pracy” jest jednak opisem szerszym: sumą doświadczeń zebranych w trakcie rozmów z kilkunastoma kobietami o bardzo różnorodnych doświadczeniach zawodowych. Jednym powrót do pracy zajął kilka miesięcy, innym - lat. Niektóre były do tego niezwykle mocno zdeterminowane, inne - postanowiły sobie dać czas i spokojnie poczekać, aż dzieci się “odchowają”. Wszystkie zgadzają się natomiast w jednym: nie było łatwo, choć dla każdej z nich obszar problematyczny był nieco inaczej zakrojony.
Żadna matka nie ma łatwo - nie tylko matka-Polka
Aby dowiedzieć się, że powrót do pracy po urodzeniu dziecka nie jest spacerkiem po plaży w letni bezchmurny dzień, wystarczy spojrzeć w statystyki, albo rozejrzeć się wokół siebie - zgodnie z tym, jaki rodzaj przekazu danych jest nam bliższy.
Jeśli potrzebujemy statystycznej podkładki, znajdziemy ją już na pierwszych stronach książki. Prochyra nie chce nas na wstępie dołować, więc pewnie dlatego odwołuje się do statystyk amerykańskich. Mieszkanki USA, podobnie jak my, nie mają w kwestii powrotu do zawodu łatwo:
Tym, którzy nad statystyki zza Oceanu przekładają dowody empiryczne, zebrane na własnym podwórku, proponuję mały eksperyment: zapytajcie szefa lub szefową w waszej firmie, na którym piętrze waszego biurowca planują urządzić pokój zabaw dla maluchów odwiedzających mamy w pracy. Albo czy zaplanowali już kolor ścian w pokoju dla karmiących mam.Kandydatki z dziećmi mają o 44 proc. mniej szans na zdobycie pracy, niż bezdzietne kobiety o podobnych kwalifikacjach. Ojcowie przeciwnie: prawdopodobieństwo, że dostaną posadę, jest o 19 proc. wyższe niż w przypadku bezdzietnych panów o podobnych kwalifikacjach.
Jeśli odpowiedzą nie będą rozdziawione w zaskoczonym grymasie usta, prawdopodobnie mieszkacie we Francji lub innym cywilizowanym macierzyńsko kraju. Jak wyjaśnia Prochyra, współczynnik kobiet, które wracają do pracy pogryzając bagietkę z camembertem, jest najwyższy w Europie, a wsparcie państwa ukierunkowane najmądrzej, jak się da: na wsparcie finansowe z jednej strony, a z drugiej: na tworzenie gęstej siatki żłobkowo-przedszkolnej.
Potrzeba matką
Jak jest z dostępnością miejsc w polskich żłobkach i przedszkolach wiemy i bez lektury “Mama wraca do pracy”, ale to właśnie czytając książkę Prochyry z pierwszej ręki zdobędziemy potwierdzenie obiegowej opinii, że macierzyństwo to najlepsza szkoła logistyki, planowania i kreatywności.
Tezę tę potwierdza historia Lidii - mamy czwórki dzieci, która od 20 lat pracuje na Akademii Leona Koźmińskiego. Studia coachingowe uruchamiała karmiąc piersią, w czasach gdy wolne weekendy nie były dla niej opcją.
Rozkręcanie firmy ze zmianą pieluch łączyła również Anna, która po urodzeniu dwójki dzieci systematycznie wracała do pracy w dziennikarstwie, której specjalnie nie lubiła. Dopiero po trzecim porodzie postanowiła iść za ciosem, czyli w jej wypadku wprowadzeniem na rynek autorskiej zabawki, dzisiaj uwielbianej przez tysiące mam na całym świecie, misia Szumisia.
Dla Marty, redaktorki największego portalu dla rodziców - tak, właśnie tego, który obecnie czytasz - praca w mediach była z kolei marzeniem, którego realizację odkładała kilka lat. Dopiero kiedy jej pierwsza córka i kolejne bliźniaczki były w miarę samodzielne, zdecydowała się aplikować do pracy jako dziennikarka. Brak pośpiechu, jak widać, był uzasadniony.
“Mama wraca do pracy” nie jest jednak lukrowaną propagandą sukcesu. Wśród rozmówczyń Prochyry znalazły się również kobiety, które powrotu do pracy żałowały. 42-letnia prawniczka Edyta pomimo problemów zdrowotnych związanych z karmieniem piersią, po sześciu miesiącach wychowawczego ponownie zasiadła za biurkiem w uczelnianej administracji. Twierdzi, że nie była to jej najlepsza decyzja.
Sama autorka przyznaje, że jej zawodowy start, który zbiegł się z drugimi urodzinami syna, nie był specjalnie udany. Na chwile zawodowego triumfu musiała czekać kilka dobrych lat. Dopiero po urodzeniu córki zaczęła się spełniać jako dziennikarka, a obecnie - pisarka.
“Mama wraca do pracy” to mieszanka słodko-gorzka: podnoszące na duchu porady dotyczące alternatyw dla żłobków, czy kontakty do stowarzyszeń dla kobiet rozpoczynających działalność gospodarczą, przeplatają się z wyznaniami, jak trudno było się nie rozkleić, kiedy wiadomość o tym, że maluch właśnie pierwszy raz zrobił rundkę dookoła bloku na rowerze, przychodziła podczas zebrania z kontrahentami.
Poczucie winy związane z przegapieniem kolejnego kamienia milowego w rozwoju malucha, to jedno. Do tego należy doliczyć ogólny lęk przed rozstaniem. Autorka wspomina, że przez dwie noce poprzedzające debiut jej synka w przedszkolu nie tylko nie spała, ale wpadła w amok sprzątania. I choć w wyprasowaniu zawartości szaf do ostatniej skarpetki można upatrywać również plusów, to jednak obecność ekstremalnych zachowań kompulsywnych dobrze obrazuje, jak mocno mamy potrafią przeżywać sytuację, która na dłuższą metę, na szczęście szybko, z perspektywy dziecka czy ojca, powszechnieje.
Mamie uwolnienie się od wyrzutów sumienia może zajmować więcej czasu. Prochyra stara się nas przekonać, że samobiczowanie się z powodu chęci czy konieczności podjęcia pracy zawodowej nie ma najmniejszego sensu pod jednym warunkiem: jeśli powrót odbędzie się chociaż częściowo na naszych warunkach. Jasne, sytuacja ekonomiczna większości z nas nie rozpieszcza, ale jeśli miałabym wskazać jedną najważniejszą lekcję wyniesioną z “Mama wraca…” brzmiałaby ona: “Matka-Polka potrafi, tylko ktoś jej musi o tym powiedzieć”.
W historie zawarte w “Mama wraca do pracy” zagłębić się więc warto właśnie w sytuacji, w której będziemy potrzebować motywacyjnego kopa. Bo sposób i metodę, aby na powrót stać się dziennikarką czy menadżerką, a nie mamą-dziennikarką i mamą-menadżerką, będziemy musiały wypracować same. Prochyra, jak każda rozumna doradczyni, nie daje gotowych scenariuszy, ale pozwala uwierzyć, że każdy który sobie napiszemy, ma szansę realizacji. Pod warunkiem, że rzeczywiście będziemy gotowe wprowadzić go w życie.
Artykuł powstał we współpracy z Grupą Foksal.