Co niedziela msza, a w poniedziałek kabel w ręku. O tym, co "wyróżnia" toksyczną rodzinę

Wiktoria Dróżka
O toksycznej rodzinie mówi się, że są w niej alkohol i narkotyki, przemoc, brak czułości i odczytywania potrzeb. To jednak nie wszystko – jest w niej wiele niezauważanych, a podstawowych cech. Okazuje się, że nietrudno uznać, że dana rodzina ma znamiona toksycznej relacji. Jak wygląda toksyczny dom?
Dysfunkcyjne rodziny często mylą poleganie na kimś z intymnością. Prawo autorskie: loganban / 123RF Zdjęcie Seryjne
Czym charakteryzuje się toksyczna rodzina?
Perfekcyjni, ale tylko na zewnątrz. W środku domu, gdy nikt nie obserwuje, jest nacisk i wysokie wymagania. Słowo musisz, zamiast możesz, powinieneś, zamiast chcesz to "normalność". Obiad podany na czas (co do minuty), sztywność zachowań, rygor – to "wyróżnia"taki dom.

Nie ma w nim miejsca na błędy i słabości. Rodzicielskie wymagania w toksycznej rodzinie to istne piekło. Gdy rodzice na pierwszym miejscu stawiają perfekcję w zachowaniu dzieci, nie dają im szans na podstawową naukę – na błędach.

Te dzieci są zawsze kochane za coś. Bezwarunkowa miłość jest czymś, czego nie znają. Rodzic okazuje miłość tylko wtedy, gdy ma za co lub wtedy, gdy chce. Bliższe to manipulacji niż czystej, rodzicielskiej miłości. W dysfunkcyjnym domu słyszysz o tym, że rodzice mieli plany i oczekiwania związane z dzieckiem jeszcze zanim się urodziło. Ma być "kimś"! Musi się czymś wykazać, żeby zobaczyć choćby lekki uśmiech rodzica.


Gdy mają 30 lat i wciąż nie mają dużego domu, odpowiedniego stanowiska i auta w garażu, na zadowolenie bliskich nie mają co liczyć. Jeśli są nauczycielami, a nie lekarzami, lepiej, żeby się nie pokazywali. Niespełnione oczekiwania i pytanie – kim ty jesteś, a kim miałeś być? – taki przytyk słyszą przy każdym niedzielnym obiedzie.

Akceptacji uczą się na sesji u terapeuty, podczas małych i większych podróży. Oswajają się z myślą, że są coś warci takimi, jakimi są. Czasem, nawet jeśli osiągnęli naprawdę dużo, wciąż nie czują miłości do siebie. Przez całe życie walczą o samoakceptację. Zwycięstwo jest wtedy, gdy osiągną wiarę w siebie na tyle dużą, żeby zawalczyć o siebie i swoje życie.

W rodzinach toksycznych jest też uzależnienie, to oczywiste. Jednak to nie wszystko. Z nim wiąże się agresja, strach i nieprzewidywalność. To takie "centrum", od którego odchodzą różne ogniwa patologii.

Dziś zmienia się forma zażywania używek. We współczesnych domach uzależnienie to nie tylko butelka wódki stojące na stole. To również nałogowo siedzący tata przed komputerem do 24:00, mama wychodząca do klubu i wracająca coraz bardziej wstawiona lub rodzice palący "zioło" dla odprężenia. W uzależnieniach nie ma granic. Nawet dorośli nie są w stanie tego kontrolować. Wypierają i udają, że pozornie wszystko jest okay.

Jednak widać, że coś nie gra. Kiepska staje się komunikacja, nasilają się konflikty, wiele spraw (nawet drobnych) powoduje codzienne stresy. Codzienna walka o wszystko rozdziera rodzinę, burzy więzi. Wszystko narasta, aż pękną emocje – jak bańka mydlana. Wtedy ludzie z zewnątrz nagle widzą, że pozornie dobry dom był jednym wielkim przedstawieniem, o czym wszyscy dowiedzieli się dopiero teraz.

Emocje długo skrywane w pewnym momencie niekontrolowanie wybuchają. Tak to działa. Pojawia się bardzo często w takich momentach przemoc fizyczna, emocjonalna, seksualna, jako forma słabości. W ruch idzie wtedy pas, gdy córka była nieposłuszna, nie zrobiła czegoś na czas. Uruchamiają się wulgarne odzywki, między małżonkami jest złość, bo zwyczajnie nie mogą na siebie już patrzeć.

Nie zawsze jest jednak krzyk, czasem głuche milczenie – ciche dni, które mają zadziałać, ale wszyscy wiemy, jak wyniszczają na ostatnich metrach maratonu. Samotność i niezrozumienie – z tym zostaje każdy członek toksycznej rodziny, gdy kładzie się spać w niebezpiecznym już domu.

Dom z katalogu IKEI
Wszystko miało być pięknie. Spokój, harmonia i miłość, o takim fundamencie być może kiedyś marzyli. Wyszło inaczej. Plan spalił na panewce. W toksycznych rodzinach taki obraz bardzo wcześnie zanika, jeśli w ogóle był. Najczęściej nigdy go nie było. Jest za to nieprzewidywalność, strach i niepewność, brak intymności i granic. Rodzice nienaturalnie widzą swoje dzieci jak trofea albo przedłużenia ich marzeń, planów. Choć nimi nie są, na siłę wkładają w nich siebie. Nie zadają pytań: "jak się z tym czujesz?", "co ty lubisz robić?", "które zajęcia sprawiają ci radość?".

Dzieci duszą się jak w maskach
Dzieci czują, że nie mają wyboru. Tylko zachowanie się w konkretny sposób nie wywoła zdenerwowania rodziców. Zwykle wyrastają na wyobcowane i zagubione osoby, do tego bardzo silnie krytyczne wobec samych siebie.

W zdrowych rodzinach rodzice uczą swoje dzieci jak być samowystarczalnymi. Ale jeśli rodzic boi się pozwolić dziecku na swoje życie, może utwierdzać je w przekonaniu, że nie będzie w stanie żyć bez niego, jeśli dorośnie i wyjdzie z domu. I to jest ta pułapka w toksycznych relacjach. "Z tobą nie mogę żyć, ale bez ciebie też nie". Istne piekło.

Podobnie dzieje się w relacji z partnerem, który okazuje ogromne przywiązanie do drugiej osoby bez pozwalania jej na swoje życie. Taka "miłość" na smyczy.

A to, o czym nigdy nie powinniśmy zapomnieć, to definicja prawdziwej miłości do siebie, dziecka czy partnera. Jest piękna, ale tylko wtedy, gdy jest dobrowolna i nigdy nie powinna być na nikim wymuszana.

Napisz do nas: wiktoria.drozka@mamadu.pl