Tak ofiary gwałtu stają się ofiarami systemu. Kasia odważyła się pokazać prawdę

Katarzyna Grzelak
Agnieszka Ziółkowska, feministka i aktywistka miejska, opisała historię Kasi. Kasia stała się ofiarą napaści seksualnej – sama, w obcym mieście. Gdy pierwszy szok minął, postanowiła zgłosić sprawę na policję. Okazało się, że działanie "zgodnie z procedurami" wcale nie jest łatwe.
Przez dwie godziny kobietę odsyłano z miejsca na miejsce Prawo autorskie: rafaelbenari / 123RF Zdjęcie Seryjne
Kasia (imię zmienione) przyjechała do Poznania na festiwal filmowy ANIMATOR i zatrzymała się w hostelu w centrum miasta. Razem z nią w pokoju nocował mężczyzna. To on próbował zgwałcić kobietę.

– Wczoraj wieczorem (w sobotę – red.), koło północy wróciła po pokazach filmowych do hostelu i poszła spać. Koło trzeciej w nocy obudził ją nabrzmiały penis współlokatora z tego samego pokoju hostelowego, który jednocześnie przytrzymując ją i połleżąc na niej bokiem, próbuje ją zgwałcić "na łyżeczkę" – opisuje całe zdarzenie Ziółkowska, która na prośbę ich wspólnego znajomego zaopiekowała się Kasią.


– Kasia zaczyna protestować, szarpie się, udaje jej się zrzucić mężczyznę z siebie i z łóżka. On spada na podłogę i wychodzi z pokoju. Ona leży jak sparaliżowana, szczelnie otuliła się kołdrą, ale ze strachu nie może się ruszyć – relacjonuje.

Po chwili mężczyzna wraca do pokoju. Kasia, nadal przerażona, nie jest w stanie zareagować. Dopiero rano udaje jej się podnieść z łóżka. Idzie do recepcji i prosi o zmianę pokoju. Nie ukrywa powodów, mówi o tym, do czego posunął się jej współlokator. Nikt z obsługi hostelu nie proponuje pomocy ani wezwania policji.

"Nie mogłabym spojrzeć w lustro"
Po rozmowie z Agnieszką Kasia decyduje się zgłosić sprawę policji. – Wcale nie mam na to ochoty, ale nie mogłabym spojrzeć w lustro, gdybym tego nie zrobiła, myśląc, że ten mężczyzna mógłby zaatakować jakąś inną dziewczynę. Wiesz, ja jestem mamą, mam syna nastolatka i gdyby on kiedyś przekroczył czyjeś granice, jakkolwiek go nie kocham, chciałabym, żeby poniósł za to pełną odpowiedzialność – cytuje Kasię Ziółkowska.

– Nie mówiąc o przemocy seksualnej, nie zgłaszając jej, przyzwalamy na nią i potem tacy mężczyźni myślą, że jest okej zgwałcić śpiącą w hostelu kobietę – podkreśliła Kasia.
To początek długiej drogi
Decyzja o zgłoszeniu napaści to dopiero początek całej historii. Kobiety najpierw chciały skontaktować się z prokuratorem, jednak prokuratura była zamknięta. Odesłano je więc na komisariat najbliższy miejscu zdarzenia – w tym przypadku komisariat Stare Miasto na św. Marcina. Na miejscu ponownie okazuje się, że wszystkie drzwi są zamknięte, bo komisariat pracuje w godzinach 7.30-15.30.

– Kasia jest już zmęczona i zniechęcona kolejną nieudaną próbą zgłoszenia usiłowania gwałtu organom ścigania, ale jedziemy (do komisariatu – red.) na Marii Magdaleny – relacjonuje Ziółkowska. Tutaj zastają "bardzo miłego i życzliwego pana policjanta". Niestety, Kasia nadal nie może zostać przesłuchana, ponieważ na dyżurze nie ma żadnej policjantki, sami mężczyźni. Kasia musi jechać dalej, do kolejnego komisariatu.

– Jedziemy na Śniadeckich, Kasia już totalnie podłamana, ale zdeterminowana. Koniec końców, udało nam się wreszcie dotrzeć na właściwy komisariat po dwóch godzinach bezskutecznego odbijania się od drzwi do drzwi, żeby zrobić, to co należy – pisze Ziółkowska.

W końcu kobieta została przesłuchana przez policjantkę. Funkcjonariuszka – jak wynika z relacji – była bardzo ostrożna i wykazała się dużą empatią. Pochwaliła też decyzję Kasi o zgłoszeniu sprawy, mimo wcześniejszych problemów.

"Ale to był koszmar"
Po wszystkim Kasia przyznała, że próba zgłoszenia napaści była dla niej koszmarem i gdyby nie wsparcie ze strony Agnieszki oraz innych kobiet, zrezygnowałaby po pierwszej bezskutecznej próbie.

Post Agnieszki Ziółkowskiej wywołał dyskusję na temat tego, dlaczego kobiety często nie zgłaszają przypadków napaści seksualnych. Często nie mają do tego narzędzi, a pozbawione odpowiedniego wsparcia, same nie są w stanie przejść długiej i męczącej drogi z jednego urzędu do drugiego.

– I nie, nikt dla nas nie był nie miły, nie zbagatelizował, ani nie odprawił z kwitkiem. Nie o to chodzi. Wręcz przeciwnie. Wszyscy byli, uprzejmi, przejęci i starali się pomóc. Porażającym problemem, tym, co sprawiało, że sytuacja była beznadziejna, jest totalna dezinformacja, brak informacji i brak komunikacji – podkreśla Ziółkowska.

I wychodzi z inicjatywą utworzenia miejskiemu systemu wsparcia dla osób, które doświadczyły przemocy seksualnej. – Wspólnie powinniśmy opracować system informacji o tym, jak krok po kroku postępować w takiej sytuacji, jakie prawa nam przysługują, gdzie powinniśmy się udać oraz o dostępnym w mieście wsparciu psychologicznym, prawnym i proceduralnym i szybkości dotarcia do niego. Informacji łatwo dostępnej – zarówno po polsku jak i w językach obcych – w Internecie oraz na mieście – pisze.

Punkt Interwencji Kryzysowej
– Dziękuję za ten post, który też sygnalizuje potrzebę bardziej wzmożonej kampanii informacyjnej na temat tego, że w Poznaniu działa 24/7 Punkt Interwencji Kryzysowej, który udziela specjalistycznego wsparcia w takich sytuacjach – napisała pod postem Marta Mazurek.

Nie każdy jednak wie, że punkty interwencji kryzysowej, które funkcjonują w większości dużych miast, zajmują się także pomocą ofiarom napaści na tle seksualnym. PIK kojarzy się głównie z przemocą domową i "rodzinami w kryzysie". Taki zresztą zapis widnieje na stronie internetowej punktu.

Po publikacji Ziółkowskiej, Mazurek zapowiedziała, że wkrótce na stronie pojawi się dodatkowa zakładka, w której znajdą się informacje dla osób szukających takiej pomocy.

Z kolei wielkopolska policja tłumaczy, że wystarczyło, aby Kasia zadzwoniła pod numer alarmowy. Mogłaby uzyskać informacje na temat tego, który z komisariatów w mieście może przyjąć jej zgłoszenie.
Mężczyzna zatrzymany
Z tej dramatycznej historii płynie jednak pewien pozytywny wniosek. Wiele osób zaangażowało się w pomoc Kasi oraz obiecało akcje informacyjne i pomocowe dla innych ofiar.

– Dużo pracy przed nami, rozmawiajmy, współpracujmy, i stwórzmy najlepszy system informacji i pomocy dla osób, które doświadczyły przemocy seksualnej, żeby żadna kobieta w Poznaniu nie czuła takiej beznadziei, dezinformacji, przygnębienia, kiedy chce zgłosić próbę gwałtu, jak wczoraj Kasia. Żeby nie była z tym sama – napisała Ziółkowska.

Poinformowała również, że sprawca napaści został zatrzymany. – Dzwonili z komisariatu do Kasi. Mężczyzna został zatrzymany na wniosek prokuratora. Jest Polakiem, ale ciężko zrozumieć to, co mówi. Z tego, co jednak można zrozumieć, wynika, że do niczego się nie przyznaje, bo głównie nic nie pamięta.

– Kasia jest w Warszawie, siła wsparcia sióstr działa, będzie mieć opiekę psychologiczną i prawną dzięki jednej z warszawskich organizacji kobiecych – podkreśliła.

"Kto śpi z obcym facetem"
Oczywiście w komentarzach nie zabrakło tych, którzy uznali, że Kasia "sama jest sobie winna" i nie powinna decydować się na nocowanie w koedukacyjnym pokoju. Tym sposobem – według niektórych internautów – sama naraziła się na niebezpieczeństwo.

To świetnie wszystkim znany mechanizm zrzucania winy na ofiarę. I argument z kategorii tych, że skoro kobieta została zgwałcona, to najwidoczniej "wyzywająco się ubrała" albo "sprowokowała mężczyznę".

Trzeba więc ciągle podkreślać, że winnym przemocy zawsze jest sprawca, nigdy ofiara. Dodatkowo, takie piętnowanie kobiet doświadczających przemocy seksualnej jest jedną z głównych barier, które sprawiają, że nie decydują się one na zgłoszenie sprawy organom ścigania.

Drugim ważnym problemem jest – opisany przez Ziółkowską – problem instytucjonalny. Kobieta, która chce zgłosić gwałt, często przechodzi kolejną traumę podczas wielokrotnych przesłuchań przez policję, a potem prokuraturę. Miejmy nadzieję, że działania Ziółkowskiej i osób zaangażowanych w pomóc Kasi będą pierwszym krokiem do zmiany i wprowadzenia jasnych standardów działania w tego typu przypadkach.

Napisz do autorki: katarzyna.grzelak@mamadu.pl