"Córka leżała na podłodze". Tata opisał podróż warszawską komunikacją miejską

Alicja Cembrowska
Życie rodzica w dużym mieście nie zawsze jest usłane różami. Pomimo wielu udogodnień (wind, podjazdów dla wózków czy pojazdów niskopodłogowych), nieraz najważniejszym problemem okazuje się... brak empatii i przykre zachowania innych ludzi.
Pasażerowie warszawskiej komunikacji miejskiej skarżą się, że niektórym kierowcom wydaje się, że "wożą ziemniaki" ztm.waw.pl
Zależy od kierowcy
Zdarzają się historie chwytające za serce. O kierowcach, którzy zatrzymają autobus i pomogą wnieść wózek, którym "nie spieszy się" aż tak bardzo, by poczekać aż pasażer z dziećmi czy starsza osoba opuści pojazd. Niestety są i tacy, którzy mogłoby się zdawać, biorą udział w wyścigach i nie myślą o zagrożeniu, które wywołują swoim zachowaniem.

Kilka razy byłam świadkiem sytuacji w warszawskiej komunikacji miejskiej, które od tragedii dzieliła cienka linia. Najbardziej w pamięć zapadło mi, gdy kobieta, najpewniej babcia dziecka, wysiadała z wózkiem z autobusu, a kierowca zamknął drzwi tak szybko, że zatrzymały się na wózku. Krzyk, panika i próba ratunku ze strony pasażerów spotkała się ze wzruszeniem ramion kierowcy.


Dziecko na podłodze autobusu
Dwa dni temu dziennikarz Zbigniew Urbański opisał podróż z córką do przedszkola. – Wsiedliśmy na przystanku do autobusu, Nela nie zdążyła złapać się czegokolwiek, bo kierowca bardzo szybko i gwałtownie ruszył, że Nela wylądowała na podłodze. Oczywiście rozpłakała się i wystraszyła.

Mężczyzna opisuje, że uspokoił dziecko i zastanowił, czy porozmawiać z kierowcą, który całą późniejszą trasę ostro hamował i ruszał, ale odpuścił, by skupić się na zdenerwowanej córce. Po kilkunastu minutach już u celu, mając na uwadze wcześniejsze zajście, pasażerowie poczekali, aż autobus się całkowicie zatrzyma i będą mogli bezpiecznie wysiąść.

– Nela powoli wstała z fotela, w tym czasie do autobusu weszli nowi pasażerowie i zrobiło się miejsce dla nas, żeby wysiąść. Niestety kierowca chyba nie spojrzał w lusterko, bo kiedy byliśmy w drzwiach, zaczął je zamykać. Nela się wystraszyła, ja już się wkurzyłem i zacząłem krzyczeć do kierowcy, żeby uważał, co robi.

Z dalszej relacji wynika, że na nic zdało się zwróceniu uwagi kierowcy, którym okazał się młody chłopak. Jego reakcja sprowadziła się do wzruszenia rękami. Pan Zbigniew zadzwonił na 112 i zgłosił sprawę. Pamiętajcie, by zawsze informować Zarząd Transportu Miejskiego o podobnych sytuacjach. Może częstsze interwencje pracodawcy uświadomią kierowcom, że niektóre ich zachowania i frustracje mogą być zwyczajnie niebezpieczne.

Napisz do nas: alicja.cembrowska@mamadu.pl