Nikt nie zauważyłby jej dzisiaj. Zdjęcie Sophie Loren kiedyś zachwycało, dziś oburza

Wiktoria Dróżka
Lato za chwilę, to oznacza, że będziemy odsłaniać ciała, a zarazem oceniać nasze sylwetki. To również okres, kiedy włącza się ostry krytyk, szczególnie u kobiet: "Jestem za gruba", "Mam szerokie biodra", "Za duży biust", "Gdybym jadła mniej węglowodanów, miałabym szczuplejsze uda". Nie było lata, w którym nie słyszałabym (w kręgu kobiet), takich ostrych ocen wymierzonych w siebie. Czy naprawdę tak myślimy? Może to tylko próba dopasowania do obecnie obowiązujących standardów? Dlaczego obecny trend wymusza tak szczupłą sylwetkę? Marzymy o niej czy próbujemy sprostać wymaganiom naszych czasów?
Screen
Pogoń za ideałem
Trendy się zmieniają, a my – kobiety robimy wszystko, aby się do nich dostosować. I nieważne jest to, czy mamy sylwetkę o kształcie gruszki, jabłka, klepsydry, lizaka czy może jeszcze inny typ z dwunastu proponowanych. Przestała obowiązywać dowolność i wolność w tym temacie. Można wyczuć presję dostosowania się do bycia fit, inaczej istnieje ryzyko, że zostaniesz oceniona jako zbyt gruba, niemodna, zaniedbana. A gdyby tak znaleźć balans, umiar i złoty środek? Wtedy przygotowanie do sezonu bikini nie byłoby na zasadzie – muszę, a chcę.
Kanon piękna zmienia się jak w kalejdoskopie
Kiedyś symbolem sexapilu była Sophie Loren, zdrowo wyglądająca, promienna, o pełnych kształtach. Dziś jej miejsce zastąpiły: Angelina Jolie, Anja Rubik – totalna odwrotność – kobiety o bardzo szczupłych sylwetkach, bez krągłości, mające obsesję na punkcie wagi. Nic nie może wystawać, nie może być też większe od rozmiaru 34, kości policzkowe uwydatnione, nogi najlepiej nie tylko chude, ale i długie. Tak wygląda dzisiaj najlepsza wersja kobiecego ciała.


Jakie chciałybyśmy być?
Zastanawiam się czasem, dla kogo kobiety to robią na prawdę. Jeśli dla siebie – świetnie, jeśli motywację czerpią z zewnątrz to dużo gorzej. Zrób coś dla siebie – cieśnie mi się na usta, gdy widzę kobietę, która usilnie walczy o uwagę otoczenia, zrzucając kilogramy. Bycie najlepszą wersją siebie to świetny pomysł, ale przede wszystkim, gdy robisz nie robisz tego dla innych.

Na czym polega ta doskonałość?
Według autorki przypadkiem znalezionego w sieci wpisu, w dążeniu do doskonałości kobiety utraciły radość życia. – Nikt nie zauważyłby dzisiaj pięknej zdrowej, spełnionej i szczęśliwej kobiety, a taka właśnie jest Sophia Loren! Je makaron, popija czerwonym winem, cieszy się życiem i zachwyca swoim "sexapilem". 50 lat temu świat oszalał na jej punkcie, kochali ją mężczyźni i kobiety. Była niekwestionowaną królową kobiecych kształtów, ikoną piękna!
Post wzbudził zainteresowanie wielu osób.Trudno się z tym nie zgodzić, aktorka zasłynęła z ról krzykliwych, nieco wulgarnych bohaterek z włoskich przedmieść, sprawdzała się również w roli biednej i skromnej dziewczyny. W tamtych czasach każda kobieta chciała tak wyglądać. To było połączenie kina, kobiecości i klasyki. Co się stało, że przez te 50 lat zmieniło się tak bardzo nasze postrzeganie kobiecego ciała?

Kogo to wina?
Mediów? Mężczyzn? Nas samych? – Myślę, że w dużej mierze to wina mediów i wizerunku, jaki kreują. Potem dziwią się, dlaczego wiele kobiet przestaje się akceptować i dąży do ideałów, jakie przedstawiają właśnie media – pisze dalej autorka wpisu. Trudno się z tym nie zgodzić.
Łatwo nie jest
Mądra, niezależna, piękna i seksowna – taka powinna być kobieta naszych czasów. Wymagań dla kobiety zbliżonej do doskonałej jest naprawdę dużo. Na liście jest jeszcze wysportowana, modnie ubrana, znająca się na kuchni i biznesie.

Jest jedna rada – nie przejmować się tak bardzo współczesnymi wymaganiami. Bo właściwie komu do szczęścia jest potrzebny ideał? Każda z kobiet powinna mieć swój własny pomysł na wydobycie kobiecości i naturalności. Waldemar Łysiak pisał o niej: "Są tylko dwie rzeczy bez granic: kobiecość oraz sposoby jej nadużywania". Lepiej ująć tego nie mógł.