"Rodzice przestańcie żebrać o oceny dla dziecka". Apel nauczycielki zawstydzi wielu

Wiktoria Dróżka
Poszła do nauczycielki bez wiedzy swojego syna, cel miała jeden – lepsze oceny dziecka. Nieważne czy zasługiwał, czy też nie, chciała osiągnąć cel, bez względu na wszystko. Co najgorsze, nie widziała w tym nietaktu. "Ambicja" mamy przyniosła przede wszystkim rozczarowanie i pośmiewisko w klasie. Oto waleczna mama przyszła do szkoły walczyć o czwórkę z polskiego i trójkę z angielskiego. Oceny zostały bez zmian, czyli takie, na jakie uczeń zapracował. To historia jest dobrą przesłanką o tym, jak nie "pomagać" dziecku w szkole.
Kartkówki, dopytywania przy tablicy, końcowe sprawdziany – w szkole, w czerwcu trwa walka o oceny. Prawo autorskie: mettus / 123RF Zdjęcie Seryjne
Dla nich nie ma mocnych
Zanim korytarze szkół będą puste, trwa "walka" w ostatni miesiąc roku szkolnego. To nie jest "walka" o honor, przeciwnie. Nie uczestniczą w niej nie dzieci (kolejny paradoks), a rodzice i nauczyciele. Ci pierwsi, robią wszystko, by średnia ocen była wyższa. Nachodzą nauczycielkę na przerwie, czekają na korytarzu jeszcze w czasie zajęć. Wchodzą i "grzecznie" mówią: – Ja do Pani – i zaczyna się naciąganie i nierealne oczekiwania. Zdarza się to nagminnie. Co chcą ugrać?

Co nauczyciele o tym myślą?
Nauczycielka jednej z warszawskich podstawówek nie wytrzymuje i mówi: – To nie tylko niszczenie życia dziecka, ale brak szacunku do nas – nauczycieli i reszty klasy. Wykształca się w tych dzieciach myślenie, że wszystko się da załatwić, bez wkładania w to pracy. Chcę powiedzieć przede wszystkim rodzicom – nie załatwią tego dobre czekoladki, kwiatki, dwuznaczny uśmiech, ani pozycja społeczna. Oceniam uczciwie, nie naciągam, nie ulegam też "czarom" najbardziej bezczelnych rodziców. Widzę też, że takie sytuacje wywołują pośmiewisko w klasie. Dzieci widzą te sceny (trudno ich nie dostrzec) i wyśmiewają tego ucznia. Nie ma życia w klasie – opowiada nauczycielka 7 klasy podstawowej w Warszawie.


W tym roku przyszła m.in. do mnie mama, która nie była nawet na jednym zebraniu – rozwód i samotne macierzyństwo – oto wytłumaczenie – kontynuuje nauczycielka. Jej 14-letni syn przechodzi bunt w domu, w szkole jest wycofany, nie ma za wielu kolegów. Motywacja mu spadła. Zrozumiałe – rozwód rodziców, nerwowa matka, nieobecny ojciec, totalny chaos w jego młodym życiu nie sprzyja nauce. Mama przyszła 29 maja, tuż przed długim weekendem. Jej syn nie wiedział o zamiarze mamy. Nie spytała, co dziecko może robić lepiej. Nie zainteresowała się, jak funkcjonuje w klasie. Nie szukała odpowiedzi, nie widać było zatroskania ani chęci dialogu. Co było widoczne? Nieudolną próbę kontrolowania świata, potężne emocje i brak mądrego podejścia do rodzicielstwa.

– Pamiętam przypadek, gdy rodzic wkroczył na radę pedagogiczną, bo chciał wyższą ocenę z zachowania dla swojego dziecka – wspomina inna nauczycielka, tej samej szkoły. Grono pedagogiczne chce szacunku do siebie i pracy, stąd ten apel.

Gruszki na wierzbie
Obiecują wiele: poprawę w przyszłym roku, obecności na zebraniach, większą troskę o dziecko. Choć bywa też tak, że przychodzą z konkretnymi oczekiwaniami i znaczącym spojrzeniem.

A jesteście w stanie być odpowiedzialni?
Drogi rodzicu, jeśli chcesz, aby twoje dziecko było uczciwe, szczęśliwe i ambitne, nie przychodź do szkoły jak żebrak i nie stercz nad głową nauczyciela i dziennika. To nic nie da. Więcej da rozmowa w domu – empatyczna, bez oceniania i krytyki. Zacznijcie wymagać od siebie i dzieci, przede wszystkim.