Oddział transgenicznej kukurydzy. Ta książka dla dzieci budzi wiele wątpliwości

Redakcja MamaDu
Zmodyfikowane. To słowo nie brzmi dobrze, a gdy używane jest w kontekście jedzenia, to w ogóle mrozi krew w żyłach. A teraz dodajmy do tego: transgeniczne, zaprogramowane kukurydze, które straciły swoją osobowość. Ah, i Marysię z pieskiem. Brzmi jak pomysł na bajkę dla dzieci, prawda?
Zrzut z ekranu/facebook.com/lekturytraumatyczne
Transgeniczna kukurydza
Zdjęcie okładki książki Juliana Rosa "O dzielnej Marysi i groźnym GMO" pojawiło się z okazji Dnia Dziecka na profilu "Zespół Stresu Polekturowego". Sama pozycja została wydana w 2017 przez Oficynę Wydawniczą 3.49.

W opisie czytamy: "Historia opowiada o małej Marysi z Warszawy, która wybrała się w podróż do Miłej - niewielkiej wioski, w której żyła jej babcia. Ta wycieczka zamienia się w pełną przygód historię, w czasie której Marysia przemierza polską wieś, dokonując po drodze wielu ważnych odkryć". W udostępnionych na Facebooku czytamy o "transgenicznej kukurydzy", która "wykonuje rozkazy swojego przywódcy, Konsanto". Gdy nasza bohaterka dopytuje, co to znaczy, że rośliny są zmodyfikowane, dowiadujemy się, że w ich ciała "wprowadzono obcą bakterię" przez co są one "zaprogramowane" i "utraciły swoją osobowość". Dalszą narracja dotyczy korporacji Konsanto, która jest dużo i bogatą firmą, która programuje kukurydzę.


Fajna bajka czy propaganda?
Trzeba przyznać, że brzmi trochę demonicznie. Dyskusja o GMO trwa od paru ładnych lat i zdania w tej kwestii są bardzo podzielone, co wpływa na częste powtarzanie niesprawdzonych informacji. Różne opinie głoszą również sami naukowcy, którzy podzieleni są na dwa obozy. Warto jednak podkreślić, że istotnym argumentem jest to, że nie jesteśmy w stanie przewidzieć długofalowych skutków spożywania zmodyfikowanych produktów.

Obecnie trudno znaleźć rzetelne badania, które potwierdzałyby negatywny wpływ roślin transgenicznych na ludzi. Warto również pamiętać, że rośliny, które spożywamy, też nie są naturalne, gdyż zostały otrzymane metodą długotrwałych krzyżówek genetycznych. – Od GMO odróżnia je jednak to, że podczas krzyżowania nie stosowano nowoczesnych metoda inżynierii genetycznej, a „mieszanie” genów odbywało się w obrębie danego gatunku lub było skutkiem łączenia blisko spokrewnionych gatunków – czytamy w artykule Polityki "Gmatwanina wokół GMO". Dokładnie tematowi przyjrzała się moja redakcyjna koleżanka.

Myślicie, że to dobry pomysł, żeby czytać dzieciom takie bajki? Jest to element edukacji czy raczej wpajanie od najmłodszych lat światopoglądu wyznawanego przez rodziców? A może nawet propaganda? Przyznam, że mam ambiwalentne odczucia. Tym bardziej że sam autor jest... co najmniej kontrowersyjny. Jego publikacje wyglądają raczej jak zbiór wszystkich możliwych teorii spiskowych świata, daleko im do wyważonych i rzetelnych tekstów popartych wiedzą naukową.


Źródło: Facebook