Nie dawaj dziecku smartfona, bo "promieniuje". Dlaczego ciągle wierzymy, że komórki powodują choroby?

Karolina Pałys
Nietrudno stworzyć artykuł, który sprawi, że zaczniemy na serio rozważać spakowanie dziecka, męża i psa do auta, wywiezienie całego towarzystwa tam, gdzie komórka kompletnie traci kreski zasięgu i na koniec - roztrzaskanie wszystkich posiadanych przez nas elektro-gadżetów o najbliższy dąb. Jeśli doniesienia o szkodliwości pola elektromagnetycznego traktujemy serio, może to być rzeczywiście jedyna opcja, pod warunkiem, że dodatkowo zszyjemy się pod ziemią i nie będziemy wystawiać się na działanie promieni słonecznych, które emitują dokładnie ten sam rodzaj “promieniowania”.
Czy komórki "promieniują"? Teorii spiskowych jest mnóstwo, to fakt fot. Unsplash.com / Hal Gatewood
W sieci nietrudno natknąć się na publikacje, które przywołują alarmujące dane: zdaniem takich a takich naukowców, użytkownicy telefonów komórkowych częściej chorują na raka, a dzieci, które za wcześnie dostały przyzwolenie, aby mazać paluchami po tablecie, gorzej się rozwijają.

- Niektórzy rodzice są na tym punkcie są dość przewrażliwieni - potwierdza Katarzyna Kucewicz - psycholog, psychoterapeuta i pedagog z Ośrodka Psychoterapii i Coachingu Inner Garden w Warszawie. - Na drugim biegunie są oczywiście ci rodzice, którzy telefonami i tabletami wypełniają dzieciom każda wolna chwilę - dodaje.

Zdaniem psycholog, rodzice to szczególnie wrażliwy cel dla grup głoszących różnego rodzaju rewolucyjne teorie. Fakt, że często padamy ofiarą dezinformacji nie jest do końca naszą winą: - Rodzicielstwo często paraliżuje, wywołuje spory lęk, który manifestuje się poprzez dystans do szczepionek, do zarazków, pola elektromagnetycznego - tłumaczy Katarzyna Kucewicz.
Katarzyna Kucewicz
Ośrodek Psychoterapii i Coachingu Inner Garden w Warszawie

We wszystkim dobry jest umiar, ale czasem trudno o równowagę ponieważ u podstaw takiego przewrażliwienia jest ogólny lęk przed byciem matką czy ojcem. Osoby z perfekcjonistycznym rysem charakteru zwykle są najbardziej wrażliwe na podobne doniesienia starają się chronić dziecko przed każdym zagrożeniem.

Spiskowe teorie mają jednak tę irytującą cechę, że moszczą się uporczywie z tyłu głowy i każą zastanawiać: a może jednak coś w tym jest? A może jednak te badania są prawdziwe? A może… Zamiast na domysłach warto więc popracować na twardych danych, a przede wszystkim upewnić się, że znamy odpowiedź na kluczowe w tym kontekście pytanie:

Co to jest PEM?
- Pole elektromagnetyczne można porównać do pola grawitacyjnego - tłumaczy Marek Lipski z Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji. - Różnica polega na tym, że PEM działa tylko na elementy naładowane elektrycznie - dodaje.

Pole elektromagnetyczne pojawia się wszędzie tam, gdzie mamy do czynienia z energią elektryczną. Emitują je kable biegnące w ścianie, telewizory, kuchenki mikrofalowe, komórki, routery i anteny telekomunikacyjne. - To naturalne zjawisko fizyczne. PEM to również światło słoneczne - takie samo, jak to emitowane przez anteny telefonii komórkowej, z tym że to słoneczne ma jeszcze wyższą częstotliwość. PEM zakresu fal radiowych generalnie nie jest szkodliwe. Oczywiście, wszystko jest kwestią poziomu natężenia, ale pole wytwarzane przez instalacje telekomunikacyjne jest dla ludzi zupełnie bezpieczne - zaznacza ekspert PIIT.

Tego, aby dawki PEM nie zostały przekroczone, każde państwo pilnuje na własny rachunek. Polskie normy należą do najbardziej restrykcyjnych na świecie. Marek Lipski dodaje, że jeśli chodzi o standardy panujące w większości innych krajów, to te i tak są ustalone na poziomie 50 razy niższym od tego, co naukowcy uważają za granicę bezpieczeństwa dla człowieka.

Choroby nie ma, objawy są
Normy normami, ale osób, które skarżą się na objawy tzw. elektrowrażliwości jest całkiem sporo. Nudności, zawroty głowy, kołatanie serca, a nawet wysypka - te wszytskie objawy mają występować pojawiać się wtedy, gdy osoba “elektrowrażliwa” znajdzie się w zasięgu pola elektromagnetycznego. I występują.

- Objawy są prawdziwe, co do tego nie ma wątpliwości - potwierdza Marek Lipski, jednak jego zdaniem przyczyną dolegliwości nie jest samo PEM, tylko świadomość, że jest ono potencjalnie szkodliwe. Aby udowodnić tę tezę prowadzono badania z wykorzystaniem podwójnej ślepej próby: ani badacz, ani badany nie wiedzieli, czy w momencie przeprowadzania eksperymentu, znajdują się w obrębie działania PEM, czy też nie. Okazało się, że “elektrowrażliwi” odczuwali objawy niezależnie od warunków, w jakich byli badani. Naukowcy spekulują, że w grę może tu wchodzić tzw. “efekt nocebo”.

- To przeciwieństwo placebo. W placebo bezpodstawnie wierzylibyśmy, że pole elektromagnetyczne nas uzdrawia a w nocebo odwrotnie - wierzymy, że jest niebezpieczne i zagrażające. Czy tak jest w istocie? Wciąż mamy za mało danych by to stwierdzić. Badania nie dają jednoznacznej odpowiedzi. Z drugiej strony, eksperymenty powinny być interpretowane przez specjalistów, a nie przez każdą osobę której wpadną w ręce. Tak jak lekarz najlepiej ocenia naszą morfologię, tak specjaliści oceniają czy dane wyniki badań coś mówią czy nie - stwierdza Katarzyna Kucewicz.
Katarzyna Kucewicz
Ośrodek Psychoterapii i Coachingu Inner Garden w Warszawie

W swoim gabinecie często spotykam się z rodzicami, którzy pokazują mi amerykanskie badania o szkodliwości danego produktu. Często są to niepotwierdzone dane. Ale jeśli ktoś uwierzy w ich moc, to może się zdarzyć, że organizm zacznie reagować tak, jakby to była prawda. Nasz organizm bowiem potrafi siła sugestii zareagować dokładnie tak, jak oczekujemy.

PEM jest potencjalnie rakotwórcze? Zależy od interpretacji
Związek pomiędzy korzystaniem z telefonów komórkowych, a zwiększonym prawdopodobieństwem zachorowania na nowotwory, np. glejaka, obalono na przykład w tym badaniu.

Idąc jednak po nitce internetowych linków do spiskowego kłębka, natkniemy się również na inne badanie, rownież sygnowane pieczątką WHO, którego tytuł sugeruje coś zgoła innego. W wolnym tłumaczeniu: “IARC klasyfikuje PEM jako potencjalnie rakotwórcze dla ludzi”. Jeśli nie zafiksujemy się na samym alarmującym tytule i zjedziemy wzrokiem kilka linijek niżej, dowiemy się, że PEM zaliczono do “grupy 2b: substancji potencjalnie rakotwórczych dla ludzi”, ale raczej nie będziemy drążyć czym jest grupa 2b. A szkoda, bo warto. Do tej grupy zaklasyfikowano również ginko biloba czyli miłorząb, z liści którego napar stosowany jest na poprawę pamięci, a także aloes mający wiele zastosowań leczniczych.

- Grupa 2B to grupa różnych czynników, które nie tyle są kancerogenne, co nie wiadomo, czy są kancerogenne – w związku z tym należy je badać - tłumaczy Marek Lipski. - W trakcie badań nad PEM zostały wyciągnięte pewne wnioski, które nie wskazują jednoznacznie, czy jest ono szkodliwe czy nie. Potrzebujemy więcej badań, więc asekuracyjnie umieszczamy PEM na tej liście. Dodajmy, że jest to lista, na której znajdują się również kawa i talk - dodaje specjalista.

Badania warto brać pod lupę. Ostatnio pojawiły się wyniki eksperymentów prowadzonych na myszach i szczurach, w których zależność pomiędzy wystawianiem zwierząt na działanie PEM i zachorowalnością na raka została określona jako “statystycznie prawdopodobna”. - Ale tylko u osobników płci męskiej. Myszy płci żeńskiej z grupy wystawionej na “promieniowanie” żyły natomiast dłużej. Trudno wyciągąć na tej podstawie wnioski, wiedząc dodatkowo, że do badań wykorzystano gatunek szczura, który naturalnie ma tendencję do zwiększonej zapadalności na nowotwory - stwierdza Marek Lipski.

Umiar na pewno nie szkodzi
Jak więc poruszać się w świecie, gdzie zdrowy rozsądek i twarde dane często przegrywają z przekłamaniami i fake newsami? Z umiarem. Jeśli nie mamy wystarczającej wiedzy z zakresu fizyki, by od razu wyłapać błędy w metodologii konkretnych eksperymentów, stosując podejście pod tytułem: “wszytsko jest dla dorosłych, sporo rzeczy jest też dla dzieci”, będziemy bezpieczni.

- Najważniejszy jest zdrowy rozsądek. Jestem sceptyczna jeśli chodzi o promieniowanie, myślę, że nie ma dostatecznych badań na ten temat. Ale to nie znaczy, że swojemu dziecku dałabym tablet na 12 godzin do zabawy. Nawet na 2 to trochę za dużo - tłumaczy Katarzyna Kucewicz, namawiając do tego, aby zamiast zniechęcać dziecko do nowych technologii, bezpiecznie je wśród nich prowadzić - tak samo, jak przez “prawdziwe” życie.

- Przeraża mnie gdy słyszę jak rodzice mówią, że nie będą przez wiele lat zezwalać dzieciom na poznawanie nowych technologii. To nie jest zdrowe. Żyjemy w czasach, gdzie internet jest częścią naszego społecznego funkcjonowania i nie ma sensu odgradzać się od techniki. Należy zaakceptować te globalne zmiany i nauczyć się w nich żyć oraz uwrażliwić dziecko na to jak z nich zdrowo korzystać - podsumowuje psycholog.

Artykuł powstał w ramach kampanii "Bądź w zasięgu".