"Trójka dzieci to nieodpowiedzialność". Co można usłyszeć u ginekologa?
Temat wielodzietności jest ostatnio w modzie, głównie za sprawą programu 500+. Na rodziny z większą liczbą dzieci często spada krytyka. Czasem ze strony kogoś, po kim byśmy się tego nie spodziewali. To, co ostatnio usłyszałam w gabinecie ginekologicznym, było dla mnie prawdziwym zaskoczeniem.
Po typowych uprzejmościach i pytaniach "jak dzieci", "jak samopoczucie", "czy mąż dużo pomaga", nieopacznie napomknęłam, że nie chcemy poprzestawać na dwójce i w przyszłości zamierzamy postarać się o rodzeństwo dla naszych maluchów. Nie spodziewałam się, co mogę usłyszeć. Uśmiech na twarzy pani doktor szybko zniknął, a zastąpił go wyraz współczucia. I zaczęła się cała litania złotych rad.
Pani doktor, nie owijając w bawełnę, nie zważając na moje zdanie i uczucia, zdecydowanym tonem oświadczyła, że "dwójka to absolutne maksimum, jeśli chce się dobrze wychować dzieci". Poczułam się, jak bym dostała w twarz. A to był dopiero początek.
Najważniejsza miłość i troska
Dowiedziałam się, że trójka dzieci – zdaniem pani doktor – to brak odpowiedzialności! Argumenty? Brak czasu na wspólne zabawy z dzieckiem, na czytanie książeczek, na kolorowanie, na naukę i odrabianie lekcji. Dziecko czuje się niedostatecznie zaopiekowane, ma za mało naszej uwagi, a my nie mamy już czasu ani siły na własne aktywności.
Oczywiście zgadzam się, że rodzicielstwo – szczególnie w rodzinie wielodzietnej – to trudna i wymagająca praca. Wiem, że czasem we znaki daje się brak snu i że nie ma szans na urlop. Ale najważniejsza jest przecież miłość i jestem przekonana, że tam, gdzie jej nie zabraknie, dzieci zawsze będą szczęśliwe. Nieważne czy jest ich dwoje, czworo czy siedmioro.
A do tego gabinetu już nie wrócę. Jeśli idę do lekarza, to po to, żeby zadbał o moje zdrowie, a nie udzielał moralnych porad zgodnych z jego – nie moją – życiową filozofią.
Może cię zainteresować także: Katarzyna Bosacka: Jako matka wielodzietna jestem źle postrzegana. Pytają: katoliczka czy alkoholiczka?