Rodzicielstwo wymaga opanowania i stoickiego spokoju. Zrobienia krok w tył i przyjrzenia się pewnym sprawom z innej perspektywy. To ustępstwa i wychodzenie z własnej strefy komfortu. To odpowiadanie po raz setny na pytanie: "Dlaczego?". To cierpliwość, której niestety często brakuje. Moja sąsiadka była ostatnio świadkiem sytuacji, która daje do myślenia.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
O tym, jak łatwo jest wyprowadzić rodzica z równowagi, nikt nie musi mi opowiadać. Od kilku lat nad sobą pracuję. Spokojny oddech i chwila zastanowienia zawsze pomagają. Czasami gryzę się w język, by nie przekroczyć wyznaczonych granic. By nie zrobić lub powiedzieć czegoś, czego będę żałowała. Czegoś, co doprowadzi do wyrzutów sumienia i sprawi, że sama na siebie będę zła.
Zwykły dzień
"Odebrałam Krzysia z przedszkola. Zjedliśmy obiad na mieście i wybraliśmy się do parku. Miała dołączyć do nas babcia, ale jak zwykle nie mogła zdążyć. Usiedliśmy na ławce i przysłuchiwaliśmy się śpiewowi ptaków. Moją uwagę zwróciła mała dziewczynka, która krążyła w pobliżu. Jeździła na hulajnodze, uśmiechała się, coś zagadywała. Bardzo pogodne dziecko.
Dwie ławki dalej siedział mężczyzna, który jak po chwili się okazało, był jej tatą. Dziewczynka chciała mu zaimponować i z zawrotną prędkością przemknąć koło niego na hulajnodze. – Teraz patrz! Jestem mistrzynią! – krzyknęła z uśmiechem na ustach.
Tylko nie to!
No i stało się. Zamiast popisowego przejazdu był nieszczęśliwy wypadek. Dziewczynka przewróciła się. W spodenkach zrobiły się dziury na kolanach i zaczęła lecieć krew. Było mi jej żal. Miałam ochotę podbiec, przytulić. Kątem oka zobaczyłam ojca, który zerwał się z ławki i stanowczym krokiem podążył w jej kierunku.
Dziewczynka była zrozpaczona, płakała, wycierała nos w rękaw. Tata podszedł, podniósł hulajnogę. Spojrzał takim surowym wzrokiem i powiedział: – Ty to jesteś sierota. Idziemy do domu.
Skierował się w stronę ulicy, a ta biedna, mała, zapłakana dziewczynka z zakrwawionymi kolanami podreptała za nim. Rozumiesz? Co za typ! Jak on mógł się tak zachować" – opowiadała sąsiadka.
Ludzie, co z wami?
Co tu się zadziało? Nie mogę pojąć, nie mogę zrozumieć. Mogę się tylko domyślić, że tata ma problem z cierpliwością, kontrolowaniem emocji. Jest zbyt porywczy, nie potrafi nad pewnymi rzeczami zapanować. Być może to typ choleryka, który nie zwraca uwagi na uczucia innych. Być może to zapatrzony w siebie narcyz. Tak na odległość trudno postawić "diagnozę".
Jednak niezależnie od wszystkiego są pewne granice, których rodzic nie powinien przekroczyć. Pewne mosty, które zburzone, być może nie zostaną już odbudowane.
Skąd w niektórych tyle złości i jadu? Skąd w ojcu ten brak empatii w stosunku do swojego dziecka? Być może miał ciężki dzień, był zmęczony i nie miał najmniejszej ochoty na ten spacer po parku. Być może ma problem, z którym nie potrafi sobie poradzić. Tak naprawdę to nie ma większego znaczenia.
Bycie rodzicem to rola, której nie można zawalić. Nie ma usprawiedliwienia, drogi na skróty. To praca wymagająca zaangażowania, poświęcenia i takiego ludzkiego ciepła i zrozumienia. To miłość niczym nieograniczona.
Wiem, że bywają gorsze momenty. Chwile, które wyprowadzają z równowagi. Jednak przypuszczam, że ta mała dziewczynka nie takiej reakcji się spodziewała. Ona potrzebowała taty z prawdziwego zdarzenia. Który przytuli i otrze łzę. A nie ojca, który skrytykuje i odwróci się na pięcie. Proszę, nauczcie się nad sobą panować. Dla swoich dzieci.