Mikołaj Marcela, pisarz, wykładowca akademicki, opublikował na swoim koncie post, w którym streścił zdarzenie, którego był mimowolnym świadkiem. W poście podaje w wątpliwość reakcję matki na zachowanie małej dziewczynki i zadaje pytanie: czego właściwie ta mała się nauczyła?
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
"'No to możesz się pożegnać na zawsze ze swoją hulajnogą!'. Krzyknęła wczoraj do zszokowanej pięcio-, może sześciolatki matka na światłach przed przejściem dla pieszych.
(…) Kilkanaście sekund wcześniej dziewczynka wyprzedziła mnie i jechała tuż przede mną. Potem zatrzymała się przed ulicą i spokojnie zaczekała na mamę. Mamę, która wprawdzie dwa razy zwołała, że dziewczynka ma się zatrzymać, choć poza tym nic nie zrobiła, bo była pochłonięta rozmową z koleżanką.
No i gdy już mama odebrała córce hulajnogę i powiedziała, że to za to, że córka jej nie słucha, zacząłem się zastanawiać, co dziewczynka wyniesie z tej sytuacji…".
Marcela pisze dalej, że chociaż rozumie silne emocje, nie rozumie kontekstu i reakcji, a jego zdaniem jedyne co wyniesie dziecko z tej lekcji, to bezwzględne posłuszeństwo wobec matki.
Trudno nie zgodzić się z jego słowami.
Wiem, jak trudne to jest
Chociaż, jako matka, wiem, jak różne słowa cisną się na usta, kiedy w grę wchodzi złość czy zwyczajny lęk o bezpieczeństwo dziecka. Przepracowanie w sobie pokusy posiadania posłusznego dziecka również jest szczególnie trudne.
Jednak widzę z perspektywy obcego, jak krzywdząca mogła być to lekcja dla dziecka i jak przede wszystkim: niezrozumiała. Jeżeli zatrzymała się na światłach i spokojnie czekała na rodzica, dlaczego została dotkliwie ukarana?
Cel, jaki miały obie, został osiągnięty. Dziewczynka zachowała się bezpiecznie i nie wjechała pod koła rozpędzonych samochodów. Droga, jaką wybrały, była różna, ale to nie znaczy, że ta matki była lepsza.
Cała jej frustracja rozbija się o lęk o dziecko, ale przede wszystkim o ten właśnie tkwiący w nas silnie paradygmat posłuszeństwa. Nie umiemy sobie nijak, jako rodzice, poradzić, z tym że dziecko wybiera swoje metody, ścieżki, czasem zupełnie niewydeptane.
I że ma prawo nas nie słuchać.
Mam osobiste poczucie, że to jedna z najtrudniejszych lekcji, jaką każdemu rodzicowi przyjdzie w życiu odrobić. Prędzej czy później. Warto więc zaakceptować ten stan i dać sobie przyzwolenie na odpuszczanie w granicach bezpieczeństwa.