Wiele osób przez charakterystyczny słodko-kwaśny smak używa rabarbaru jako dodatek do deserów i uważa go za owoc, tymczasem to warzywo. Przez wiele lat zapomniany wrócił do łask i zachwyca nie tylko swoim rześkim smakiem, ale także może być źródłem cennych witamin i minerałów. Jest bogaty choćby witaminy A, C, E, a także potasu, kwasu foliowego, magnezu, sodu, wapnia i błonnika.
Ma niski indeks glikemiczny, więc jest produktem idealnym dla cukrzyków czy osób na diecie (10 dag to zaledwie 20 kalorii). Udowodniono również, że działa przeciwzapalnie, wspomaga trawienie oraz ma właściwości przeciwutleniające. Na ten smakołyk powinny jednak uważać szczególnie osoby mające problemy z nerkami. Ze względu na kwasy szczawianowe nie powinniśmy rabarbaru spożywać zbyt często, gdyż kwas ten wypłukuje wapń.
Zazwyczaj w sklepie, już dostajemy same łodyżki, jednak kupując z ekologicznego gospodarstwa, czy biorąc od babci z ogródka, dostaniemy cały rabarbar z dorodnymi zielonymi liśćmi. W duchu zero waste może ci przyjść do głowy, że liście także nadają się do spożycia. Tymczasem nic bardziej mylnego! Otóż liście rabarbaru zawierają szkodliwe toksyny, w tym duże stężenie kwasu szczawianowego (na 100 g przypada 570-1900 mg szczawianu).
Spożycie liści może wywołać biegunkę, wymioty, ból brzucha, nudności, trudności w przełykaniu i ból gardła. Wstąpić także mogą poważne problemy z oddychaniem, niewydolność nerek, drgawki, drętwienia mięśni, a w skrajnych przypadkach zatrucie może doprowadzić nawet do śmierci.
Warto więc zwrócić uwagę, czy tam, gdzie bawi się dziecko, np. u babci w ogrodzie, nie ma rabarbaru. Ja pamiętam, jak dostawaliśmy liście rabarbaru do zabawy, były idealne na wielkie talerze. Tymczasem, jak to z dziećmi, nie można mieć pewności, że nie będą chciały ich spróbować.