"Moje dziecko chce mi mówić po imieniu". Czy powinniśmy się na to godzić?
List do redakcji
18 maja 2022, 12:20·3 minuty czytania
Publikacja artykułu: 18 maja 2022, 12:20
Większość z nas wychowuje dzieci nieco inaczej niż sami byliśmy wychowywani. Staramy się być blisko naszego dziecka, nie oddzielamy za bardzo świata dorosłych od tego dziecięcego, traktujemy dziecko poważnie od najmłodszych lat. Czy jednak to skrócenie dystansu między rodzicami a dziećmi ma swoje negatywne skutki? "Mój 12-letni syn przyszedł do mnie i zapytał, czy może mi mówić po imieniu. Stwierdził, że to teraz powszechna praktyka. Powiedziałam, że się zastanowię, ale już wiem, że powiem ‘nie’ - pisze Magdalena.
Reklama.
Reklama.
Coraz popularniejszy staje się trend, by dzieci zwracały się do swoich rodziców po imieniu.
Czytelniczka pisze, że syn zapytał, czy może mówić jej na "ty", ale ona stanowczo twierdziła, że nie wyobraża sobie takiej sytuacji.
Nie chodzi nawet o skracanie dystansu, wielu rodziców do słów "mama" i "tata" przykładają ogromną wagę, bo przecież tak mogą zwracać się do nich tylko ich własne dzieci.
"Mamy dwójkę dzieci: 12-letniego syna i 7-letnią córkę. Wychowujemy ich dość liberalnie. W naszym domu nie ma tematów tabu, zawsze rozmawiamy otwarcie o wszystkim. Mówię dzieciom, że stawiamy na szczerość i prawdę, nawet gdy coś zrobią nie tak.
Naprawdę mogę powiedzieć, że jako rodzina jesteśmy ze sobą blisko, są jakieś nieporozumienia czy spory, ale dogadujemy się i lubimy spędzać ze sobą czas. Nie ma między nami dystansu, dzieci przychodzą ze wszystkim i mówią wprost, co myślą czy czują.
Ostatnio jednak syn zaskoczył mnie pytaniem, czy może zwracać się do mnie po imieniu. Zawsze wydawało mi się, że jestem nowoczesną mamą, ale chyba jednak nie aż tak bardzo jak myślałam” – pisze Magdalena.
Nie mam problemu ze skracaniem dystansu
Przyznaje, że propozycja syna zaskoczyła ją, nigdy wcześniej nawet nie przyszło jej do głowy, by dzieci mogły mówić jej na "ty”.
"Gdy sama byłam dzieckiem, moja koleżanka zwracała się do swojej mamy po imieniu. Wtedy wydawało mi się to takie światowe i uważałam, że świadczy o dobrych stosunkach między nimi.
Do momentu, aż byłam świadkiem ich sprzeczki i wtedy słowa mojej koleżanki, która krzyczała do swojej mamy: 'Anka, mam cię dość', wydały mi się zupełnie nie na miejscu. Jakby kłóciła się ze znajomą, a nie z własną mamą” – pisze Magdalena.
Dodaje, że nie ma problemu ze skracaniem dystansu z własnymi dziećmi, bo i tak są ze sobą blisko, ale jednak słowo "mama” ma dla niej ogromną wartość.
Tylko moje dzieci mogą tak do mnie mówić
"Tu nie chodzi o to, że za słowem 'mama' ma się kryć szacunek i respekt. Myślę, że moje dzieci szanowałyby mnie bez względu na to, jak się do mnie zwracają. Nie boję się też, że w trakcie jakiś sporów miałabym wrażenie, że kłócę się z kolegą, choć na pewno dziwnie jest słyszeć swoje imię w takim kontekście.
Chodzi mi jednak przede wszystkim o to, że jestem przywiązana do słowa 'mama'. Uwielbiam jak dzieci zwracają się tak do mnie, robi mi się wtedy ciepło na sercu. To przecież jedyne osoby na świecie, które mogą do mnie tak mówić.
Wszyscy dookoła – w pracy, wśród rodziny i znajomych zwracają się do mnie po imieniu, dlatego nie chcę, by w ten sposób mówiły też do mnie moje dzieci. Dla nich zawsze będę mamą i chcę to słowo słyszeć do końca życia” – dodaje Magdalena.
Psychologowie podkreślają, że dzieci mogą zwracać się do rodziców po imieniu, o ile ci wyrażą na to zgodę. Rzeczywiście taka forma staje się coraz powszechniejsza, ale zwykle po ukończeniu przez dziecko 18 roku życia. Gdy nasze dzieci są dorosłe, usamodzielniają się, zaczynają zarabiać własne pieniądze zdarza się, że proponują przejście rodzicom na "ty”, bo przecież nie są już dziećmi. Wtedy zwroty "mamo”, "tato” zostawia się na szczególne czy wyjątkowe okazje.