Ta książka dodaje skrzydeł i dzieciom, i dorosłym! Poznajcie "Małą Księżniczkę"
Redakcja MamaDu
08 października 2021, 09:20·4 minuty czytania
Publikacja artykułu: 08 października 2021, 09:20
Jak zaznacza autorka, "Mała Księżniczka" to zupełnie nowa historia "Małego Księcia" Antoine’a de Saint-Exupéry’ego. My dodajemy: historia równie uniwersalna w odbiorze (czytaj: zaintryguje zarówno dzieci, jak i dorosłych), a także ponadczasowa. Choć porusza kwestie, o których dziś mówi się znacznie głośniej, niż w latach 40. ubiegłego wieku.
Reklama.
Karolina Lewestam, dziennikarka i redaktorka, a z wykształcenia filozofka, proponuje nam lekturę naprawdę wyjątkową. Oto fascynująca baśń, która małego człowieka oczaruje, natomiast tego większego sprowokuje do głębokich przemyśleń.
Słowem: mamy tutaj do czynienia z książką "2w1"; sprawiającą, iż czas spędzony z naszymi pociechami okaże się bardzo, ale to bardzo wartościowy. Dla każdej ze stron. Choć znajdujemy tutaj multum nawiązań do legendarnego dzieła, które wyszło spod pióra de Saint-Exupéry’ego niemal osiem dekad temu, pisarce udało się stworzyć zupełnie nową jakość.
Jakość, która wręcz idealnie wpasowuje się w nasze czasy – przecież dziewczynki (niezależnie od wieku metrykalnego) coraz śmielej podbijają świat, coraz szerzej rozpościerają skrzydła, prawda? Natomiast dzięki książkom takim jak "Mała Księżniczka" będą robiły to jeszcze chętniej i odważniej.
– W nic nie wierzę tak mocno, jak w sprawczość książek, w ich zdolność do zmieniania nas, kierowania nami i otwierania nowych drzwi. Swoje dzieciństwo pamiętam jako następstwo książek właśnie, jako długą podróż przez wielkie zamczysko, w którym każda komnata była inną, czytaną przeze mnie opowieścią. Niektóre komnaty były piękne, niektóre przyjemne, niektóre straszne lub niepokojące, ale każda z nich trochę mnie zmieniła, zawsze wychodziłam z nich inna, niż wchodziłam. I ja to wiem, a przynajmniej to czuję, że w każdej dziewczynce, która przeczyta "Małą Księżniczkę", coś się poruszy. I to coś może nie pojawi się od razu, może będzie trwało w uśpieniu, ale w końcu nadejdzie taki dzień, że się przebudzi i każe jej rozwinąć skrzydła – podkreśla w rozmowie z mamaDu Karolina Lewestam.
Wystarczy dać się porwać Karolinie Lewestam i ruszyć w fascynującą podróż, która rozpoczyna się w początkach wieku XX w Stanach Zjednoczonych. Poznajemy tam Amelię – pięciolatkę, która z tęsknotą wpatruje się w niebo. Począwszy od dnia, w którym gazety obwieszczają powstanie pierwszego samolotu, dziewczynka nie chce już ograniczać się jedynie do snów o lataniu. Postanawia zostać słynną awiatorką, która jako pierwsza okrąży kulę ziemską.
Mijają lata, Amelia pokonuje wszystkie przeciwności losu i… oto frunie swoim Lockheedem Electrą! Za sobą ma już ponad dwadzieścia tysięcy mil i jest coraz bliższa osiągnięcia celu, jednak wyprawę kończy katastrofa u wybrzeży jednej z (pozornie bezludnych) wysp na Oceanie Spokojnym. Pozostaje wypłakać się, opatulić w kurtkę pilotkę i – przygryzając kanapki i jabłka – usiąść na plaży, spoglądając na wrak samolotu.
W ten sposób rozpoczyna się znajomość pilotki z tajemniczą postacią, która – jak się okazuje – również odbywa wielką wyprawę. Oto Mała Księżniczka, odziana w czerwoną pelerynę istota, która pochodzi z maleńkiej planety (bądź też, jak rzekliby poważni ludzie, asteroidy), na której jedynymi sąsiadami są stary kret oraz pewien kwiat…
… nie, nie chodzi tutaj o różę, lecz czerwonego tulipana. Niczym mantrę powtarza on słowa, które nieustannie słyszy tak wiele kobiet: "dziewczynki nie latają". Jednak głód smakowania kosmosu staje się coraz bardziej dokuczliwy, tak więc Księżniczka rusza przed siebie, zdobywając kolejne doświadczenia; bezcenne zarówno dla niej, jak i osób pochłoniętych lekturą.
Autorka zabiera nas na planetę władaną przez niewyobrażalnie piękną Królową, której poddani wrzucają śmieci do jedynej studni. Będzie i miejsce, w którym Mała Księżniczka spotka mewę zmagającą się z problemem samotności, choć wokół ma wielu pierzastych pobratymców, a także planeta myśląca o wyłącznie potrzebach innych, lecz zaniedbująca swoje. Spotykamy również Modelkę, zakochaną w błysku fleszy.
To zaledwie część przygód, które prowadzą Małą Księżniczkę na Ziemię, gdzie na złocistej plaży nawiązuje się relacja z Amelią; osobą, która postanawia zapewnić dziewczynce skrzydła. Zarówno w sensie metaforycznym, jak i dosłownym.
Karolina Lewestam, układa słowne origami i wykorzystując bajkowo odrealnioną konwencję (natrafimy tutaj również na lisy, smoki, skorpiony, tudzież wilki), opowiada o rzeczach niesamowicie wręcz ważnych w naszym "prawdziwym" świecie. Kobiece wsparcie, wzajemne motywowanie się oraz inspirowanie… Na ile istotnym pojęciem jest w tym przypadku feminizm?
– To trudne pytanie. Bo oczywiście nie da się uniknąć tego słowa, kiedy mówimy o bohaterce-dziewczynce, która została stworzona w odpowiedzi na chłopca, czyli "Małego Księcia". Więc owszem, jest to poniekąd książka feministyczna. Ale z drugiej strony ja wcale nie pisałam jej z powodów politycznych. Pisałam ją w sposób bardzo osobisty, w ramach autoterapii. "Mały Książę" wyrządził mi kilka krzywd — kazał kochać bez względu na wszystko (przecież róża jest dla księcia bardzo niedobra!), kazał nie ufać własnym oczom, mówił więcej o marzeniach niż o działaniu, demonizował dorosłość. I ja to chciałam odczarować, przede wszystkim w sobie. A że ja jestem właśnie dziewczynką, wyszła z tego książka feministyczna – klaruje autorka.
Wartościami dodanymi są tutaj zgrabnie wplecione wątki ekologiczne, a także psychologiczne (począwszy od nieumiejętności nawiązywania relacji z innymi, a skończywszy na głodzie atencji, potęgowanym przez media społecznościowe).
Wszystko to sprawia, że "Mała Księżniczka" to lektura, która otworzy głowy zarówno dziecięce, jak i dorosłe. Zwłaszcza że – idąc tropem słów wielkiego Antoine’a de Saint-Exupéry’ego – wszyscy dorośli byli najpierw dziećmi. Takimi jak córka Karoliny Lewestam, Matylda, której autorka zadedykowała tę baśń.
– Choć, zaznaczmy, dedykuję tę książkę wszystkim, którzy są zamknięci na jakiejś małej planecie i przeczuwają, że gdzieś daleko czeka na nich wielki i wspaniały wszechświat. A tak czasem czują się ludzie w każdym wieku, prawda? – pyta retorycznie pisarka.
Czy Mała Księżniczka postanowiła wrócić do tulipana i kreta, czy może, posiadłszy umiejętność latania, została na Ziemi i krąży właśnie nad naszymi głowami? Niechaj – do momentu, w którym przeczytasz tę książkę – pozostanie to tajemnicą.
Materiał powstał we współpracy z Grupą Wydawniczą Foksal
Lisy zawsze mają rację i dlatego bardzo trudno je czymś zaskoczyć. Jak się później okazało, jest ich wszędzie całe mnóstwo. Są bardzo różne, ale mają jedną wspólną cechę: nie chcą, żebyś przypadkiem za wysoko poleciała. Wystarczy chwila nieuwagi i bach! Wpadasz im prosto w zęby: siedzisz na jakiejś kanapie i składasz im ścierki w równą kostkę. Nie było wyjścia — żeby ich uniknąć, musiałam nauczyć się latać.
"Mała księżniczka" – fragment książki
I wtedy, tuż za mną, cieniutki głosik powiedział:
— Narysujesz mi jednorożca?
Podskoczyłam jak oparzona. To była... dziewczynka. Dziwnie czysta, bardzo porządnie ubrana; w ogóle nie pasowała do dzikiej wyspy, na której wylądowałam (…) Przetarłam oczy ze zdumienia. Uszczypnęłam się w ramię— nie zniknęła. Przez dłuższą chwilę więc tylko gapiłam się na nią z otwartą buzią.
"Mała księżniczka" – fragment książki
Wiedziałam, że da radę. Nie była zwykłą dziewczynką. Ale była też zupełnie zwykłą dziewczynką, prawda? Każda z nas w końcu przybyła z jakiejś maleńkiej, samotnej asteroidy. Niektóre nigdy jej nie opuszczają, inne wracają na nią, jeszcze inne wyruszają w świat. Ona wyruszyła, a ja byłam z niej dumna".