Dostaliśmy auta terenowe, powiedziano nam "jedźcie i przekonajcie się, co znaczy natura". I zostałam przekonana. 2 tysiące hektarów lasów, łąk i pól, na których jedynym odgłosem były dźwięki natury - rechot żab, świergot ptaków i muczenie ukrytego wśród drzew bydła, przekonało mnie, że siła tkwi w rolnictwie ekologicznym, które mając mądrego gospodarza, może przywrócić życie w jego najpiękniejszej odsłonie.
To była podróż jak z bajki, dlatego omawiając ją, posłużę się tytułami bajek dla dzieci. HIPP to przecież jeden z największych producentów żywności ekologicznej dla dzieci. By zrozumieć, że wszystko zaczyna się w glebie, trzeba zobaczyć to, co się nad nią unosi.
Każda wzrastająca roślina, owad zapylający, krowy stąpające po pastwiskach ma swoją rolę do odegrania w wielkim teatrze życia. Widowisku tym lepszym, że niczym nie zakłóconym, a podążającym w swoim naturalnym rytmie.
"Dawno temu w trawie"
Parafrazując "Gwiezdne Wojny": idea rolnictwa ekologicznego zawsze była silna w tej rodzinie. Georg Hipp uprawiał pierwsze warzywa do słoiczków dla niemowląt w ekologicznie czystej glebie w latach 60-tych ubiegłego wieku. Jego syn, Claus, pionier zrównoważonego rolnictwa, przekazał swojemu najstarszemu synowi, Stefanowi, wiedzę i zaszczepił w nim przekonanie, że nie ma zdrowia bez natury, która sama wie, co dla niej najlepsze.
Rolnictwo ekologiczne to coś więcej niż zakaz używania nawozów sztucznych. To wieloetapowy proces przywracania glebie, drążonej i podlewanej przez lata pestycydami, jej naturalnej dynamiki rozwoju.
Te 30 centymetrów najbardziej wartościowej ziemi rolnej stało się dla Stefana Hippa, jego ojca i dziadka, wielką pasją. Poświęcili życie na zrozumienie i wspomaganie naturalnych systemów odnowy i funkcjonowania gleby próchniczej.
Słowo "humus soil", które właśnie ją oznacza, jest odmieniane przez Stefana przez wszystkie przypadki. Bez próchnicy nie ma dobrego życia, dobrego odżywiania, dobrego funkcjonowania w naturze.
"Pszczółka Maja"
Pola należące do HiPP przypominają rajskie, usiane przez dziko rosnące kwiaty oazy. Na granicy pól rosną zioła i kwiaty, a także liczne krzewy i drzewa. Stanowią one naturalną barierę ochronną przed wiatrem, który przyczynia się do erozji gleby, a także zatrzymuje niepożądane szkodniki.
Niemal na każdym polu znajduje się niecka wody. Małe stawy, które powstają w czasie ulewnych deszczów lub spływania wody z wyższych warstw ziemi są pozostawiane na polu, by stały się naturalnym środowiskiem dla ptaków, żab i znów...owadów.
Małe stworzenia żyjące w glebie to sól ekologicznej ziemi. W jej zdrowych warstwach żyje nawet 6,5 miliona organizmów. Żywią się substancjami mineralnymi, ale także tworzą tunele ułatwiające cyrkulację powietrza, przenoszą i miksują wartościowe substancje odżywcze w warstwach pionowych gleby. Każdy tunel to potencjalny magazyn wody, tak potrzebnej w czasie suszy. Po śmierci stają się naturalnym kompostem.
W gospodarstwie Stefana Hippa nie usuwa się połamanych drzew. Są one schronieniem dla owadów oraz ptaków.
Przedsiębiorca w ciągu 20 lat swojej działalności na tych terenach zdołał przywrócić naturalny cykl życia w gospodarstwie na Warmii. Teraz swój dom ma tu na powrót ponad 160 gatunków ptaków, dziki, łosie, szopy pracze i lisy.
Lasy i drzewa pozostawione przez Stefana Hippa na granicach pól to także element strategii rolnej. Dzięki osłonięciu pól od wiatru, ziemia się nie wyjaławia, można w niej sadzić zboża, które lepiej reagują na zmienne warunki atmosferyczne. Inaczej niż w konwencjonalnym rolnictwie, które sieje gęsto zboża o krótkich nieelastycznych łodygach, które gną się pod naporem wiatru i burz.
„Rogate ranczo”
Co prawda rasa krów hodowana w gospodarstwie HiPP nie ma rogów, ale jest równie szczęśliwa co filmowe bydło. Angus to rasa mięsna, o czarnym lub czarno-brązowym umaszczeniu. To duże krowy, umięśnione, które za nic nie chciały podejść do ciekawskiej grupy obserwatorów.
Było im dobrze w leśnym zagajniku, w którym poiły się i odpoczywały w cieniu. Stefan Hipp wypasa bydło cały rok na zewnątrz. Wiosną i latem chodzą po łąkach gęsto porośniętych drzewami, by chronić się przed słońcem. Tak naprawdę krowy to zwierzęta leśne, a wypędzanie ich na równiny, które są jak blacha piekarnika w lecie, jest znęcaniem się nad nimi.
Tak samo, jak karmienie ich kukurydzą i zbożami dla szybszego wzrostu. To niszczenie ich żołądków, stworzonych do trawienia ziół i traw.
Rolnictwo konwencjonalne pozwala zwykle krowom na dwie lub trzy ciąże (ok. 6 lat), zanim trafią do rzeźni. Bydło mięsne nie dożywa nawet 3 lat.
- Nie potrafię tego zrozumieć - powiedział Stefan, gdy oprowadzał nas po swoim gospodarstwie. - Z każdym rokiem krowa staje się doskonalszą matką. Nasze krowy żyją nawet 12 lat.
Tu nie stosuje się także antybiotyków. Podawane są w ostateczności, gdy bydło jest bardzo chore. Bezkrytyczne podawanie medykamentów to prosta droga do osłabienia zwierząt.
A tam, gdzie krowy, musi pojawić się obornik. On jest zaczynkiem i łącznikiem dobrej gleby i szczęśliwych krów. Zbierany z pól wysypywany jest w długie linie, które pielęgnowane przez 2 miesiące, zamieniają się w pożywny kompost dla roślin.
W kopcach praca wre. W górnych warstwach obornika wzrasta temperatura do ok. 70 stopni Celsjusza. Potem bryły są obracane. Wtłaczany w czasie tego procesu tlen, ożywia i zaprasza do działania bakterie. Gdy temperatura góry znów wzrośnie, przewracana jest jeszcze raz.
"Na straganie"
Na targu nie znajdziecie warzyw uprawianych przez Stefana Hippa. Dlatego, że produkowane tu ziemniaki i marchewki trafiają jedynie do słoiczków dla dzieci. Zdrowie małych konsumentów, a także ich upodobania smakowe, są dla firmy tak ważne, że w ciągu lat stworzyła własną, opatentowaną odmianę marchwi.
Jej ziarna nie są zaprawiane chemicznie, jak ma to miejsce w większości przypadków rolnictwa konwencjonalnego. Marchew Stefana Hippa ma łagodny smak – łagodniejszy od tradycyjnie spotykanej na rynku marchwi – ułatwia to rozszerzanie diety. Niemowlę idealnie zasmakuje w tym wyjątkowym gatunku i z pewnością zaakceptuje jej smak po słodkawym mleku mamy.
W rolnictwie ekologicznym nie stosuje się żadnych nawozów sztucznych. Dzięki dobrej glebie warzywa rosną w zasadzie same. Szkodniki, które się pojawiają, nie są usuwane chemią, a wyciągami z ziół, które "relaksują" insekty i pozwalają im opaść z krzaczków.
Nie używa się tu także ciężkich maszyn. Maszyneria niszczy glebę, ubija ją, zabiera tlen i zaburza pobór wody. Sadzonki są pielone przez ludzi ręcznie. Pracownicy kładą się na wielkiej platformie, która unosi się nad kopcami z warzywami.
Wiele lat i badań zajęło gospodarzom przyjrzenie się uważnie wszystkim procesom ekologicznej uprawy. To setki badań gleby, a także produktów i surowców. Ziemia z pól w gospodarstwach HiPP zawsze jest skrupulatnie testowana.
Niektóre z terenów poddane wieloletniemu podlewaniu nawozami i stosowaniu ciężkich środków wzrostowych są przeniknięte chemią.
HiPP "leczy" tę ziemię, zanim przystąpi do sadzenia roślin. Przywrócenie jej równowagi może zająć nawet kilkanaście lat. Jednak, ponieważ zasady rolnictwa ekologicznego są dla marki priorytetem, ta kuracja jest niezbędna.
Używanie chemicznych środków ochrony roślin, podlewanie pestycydami dla lepszego wzrostu to równia pochyła. Uruchamia błędne koło, w którym rolnicy starają się zmusić rośliny do rodzenia, a one bronią się i opierają chemii.
Stefan Hipp mówi, że rośliny mają duszę. I choć wydaje się, że to stwierdzenie zbyt poetyckie, by mogło być prawdziwe, rolnictwo ekologiczne zdaje się wierzyć, że rośliny wiedzą, co dla nich najlepsze. A skoro są zaczątkiem życia na naszej planecie, powinniśmy dać im szansę na bycie wysłuchanym.
Tak jak naszym niemowlętom, które z "Pierwszą łyżeczką" poznają smak świata, tak my powinniśmy pozwolić naturze decydować, co dla niej najlepsze. Otwórzmy słoiczek z naturą, pozwólmy zachwycić się słodyczą marchewki i wykonajmy kolejny krok, by nasze życie było lepsze. A przecież gleba to życie.
Materiał powstał we współpracy z firmą HIPP