
Reklama.
Jest połowa lutego, jeszcze przed wybuchem epidemii koronawirusa. Wszystko zaczyna się dość niewinnie – chłopiec uczęszcza do przedszkola, a pierwszy niepokojący objaw, to fakt, że od dwóch tygodni bardzo dużo pije i je.
– Jednocześnie zauważyłam, że Kazik mocno schudł, ale nie wzbudziło to mojego podejrzenia, bo w ostatnim czasie bardzo też urósł. Dopiero w drugim tygodniu zorientowałam się, że coś jest nie tak.
Pracowałam przez 3 dni z domu i odbierałam go z przedszkola, a on za każdym razem mówił, że nie ma siły iść ani jechać na hulajnodze. W domu pokładał się na kanapie i cały czas chciał jeść. Do tego wydawał się niemal przezroczysty – opowiada mama Kazimierza.
Skierowanie na cito
Następnego dnia postanowiła pójść z synem na badanie krwi, gdzie oprócz podstawowej morfologii z oznaczeniem OB, opłaciła też badanie poziomu glukozy we krwi.– Na wieczór umówiłam pediatrę, żebyśmy mogli pójść od razu z wynikami. Niestety wyników nie było, ale pediatra nawet ich nie potrzebowała. Popatrzyła na naszego syna, kazała mu chuchnąć i powiedziała, że czuje jabłkowy, acetonowy aromat. I wypisała na cito skierowanie do szpitala pediatrycznego na oddział diabetologiczny – mówi mama Kazika.
Kolejne sekwencje zdarzeń pamięta dokładnie, choć wszystko działo się bardzo szybko. Są w drodze do szpitala, gdy otrzymują telefon z laboratorium. Wynik pokazuje 330 mg cukru we krwi (norma to 70-100 mg/dL).
– W szpitalu było już ponad 400. Przy pobieraniu kolejnych próbek krwi do badań okazało się, że nasz syn ma już kwasicę ketonową, do której dochodzi, gdy w organizmie następuje nagły i znaczny niedobór insuliny.
I wtedy usłyszałam najgorsze słowa, jakie może usłyszeć każda mama: pani doktor przyjmująca nas na oddział powiedziała, że mamy do czynienia z sytuacją ratowania życia naszego dziecka – przyznaje.
Jesteście lekarzami dla syna
Kazik spędza całą noc podłączony do kroplówki z insuliną, co dwie godziny pobierają mu krew. Dopiero po 12 godzinach poziom cukru zaczyna znacząco spadać, a kwasica ustępuje po dobie.– Na oddziale spędziliśmy dwa tygodnie. Podczas gdy nasz syn był stawiany na nogi, my codziennie braliśmy udział w szkoleniach, uczyliśmy się podawać insulinę, mierzyć poziom cukru we krwi, podłączać dziecko do pompy i sensora. Musieliśmy też nauczyć się przeliczania jedzenia na dawki insuliny.
Jak powiedziano nam w dniu wypisu ze szpitala: od dziś jesteście państwo lekarzami, pielęgniarkami i dietetykami swojego dziecka. Powodzenia – opowiada mama Kazika.
Sprawdził się sernik
Jak wygląda teraz ich codzienność? Życie z cukrzycą okazuje się ciągłą walką z tym, żeby nie doszło do hipoglikemii (niedocukrzenia) albo hiperglikemii (przecukrzenia), o co wbrew pozorom bardzo łatwo, nawet przy zbilansowanej diecie. Na poziom cukru wpływa wysiłek fizyczny, stres, wybuchy gniewu, o które nietrudno u małego dziecka, a nawet pogoda.– W nocy mierzymy synowi cukier 3 razy – zgodnie z zaleceniami. Od 21 lutego nie przespaliśmy ciągiem więcej niż 3 godziny. Prawda jest taka, że kiedy jedna osoba w rodzinie ma cukrzycę, to ma ją cała rodzina – wyjaśnia mama Kazimierza.
Przyznaje, że musieli zmienić regularność posiłków – cukrzycy powinni jeść co 2,5-3 godziny.
– Wyrzuciliśmy z domu granolę, płatki kukurydziane, z ciast na razie sprawdził się sernik i marchewkowe, syn marzy o ulubionej bezie, ale na razie ekstrawagancją są lody. Koniec z sokami owocowymi – te dajemy przy niedocukrzeniu, bo okazuje się, że są za słodkie w codziennej diecie. Na stole króluje niesłodzona herbata, niesłodzony kompot, woda – wymienia.
Wsparcie mam innych "cukierków"
Może zabrzmi to dziwnie, ale przyznaje, że pandemia okazała się dla nich zbawienna, bo siedząc w domu z dziećmi mogli na spokojnie uczyć się wszystkiego krok po kroku i powoli zmieniać domowe przyzwyczajenia. Eksperymentowali zwłaszcza ze słodszymi potrawami, by sprawdzić jak reaguje na nie organizm ich syna.– Mogę liczyć na ogromne wsparcie innych mam "cukierków", które poznałam w szpitalu, a także w grupie Pomagajmy sobie na Facebooku. Wspiera nas też Fundacja dla Dzieci z Cukrzycą. Dziś jesteśmy w komfortowej sytuacji – pompę otrzymaliśmy w szpitalu dzięki refundacji, leki również są refundowane. Ale w przyszłości pomoc fundacji będzie pewnie zbawienna – przyznaje mama Kazimierza.
Cukrzyca atakuje
Lekarze nie do końca wiedzą, dlaczego tak się dzieje, ale w ciągu ostatnich 25 lat aż czterokrotnie wzrosła liczba zachorowań na cukrzycę typu 1 u najmłodszych dzieci (w wieku przedszkolnym) i dwukrotnie u dzieci do 18. roku życia.Jakie czynniki ją wywołują? Tego też do końca nie wiadomo, dlatego trudno powiedzieć dlaczego konkretne dziecko zachorowało na cukrzycę.
Nie jest to kwestia dziedziczności, bo często w rodzinie cukrzyca typu 1 występuje pierwszy raz. Nie ma wpływu dieta, bo chorują dzieci, które jedzą słodycze, ale też te, u których w jadłospisie ich brak, zarówno szczupłe i te z nadwagą.
Najważniejsze to jak najszybciej zdiagnozować chorobę, by móc ją skutecznie leczyć.
Na co zwrócić uwagę:
– gdy dziecko dużo i często je, właściwie co chwila mówi, że jest głodne, ale jednocześnie chudnie,
– gdy dużo pije i dużo siusia, wygląda to tak, jakby wysikiwało wszystko, co wypije,
– nie ma siły, jest wiecznie zmęczone,
– robi się agresywne albo nadpobudliwe (to objawy zarówno hipo- jak i hiperglikemii)
– gdy dziecko dużo i często je, właściwie co chwila mówi, że jest głodne, ale jednocześnie chudnie,
– gdy dużo pije i dużo siusia, wygląda to tak, jakby wysikiwało wszystko, co wypije,
– nie ma siły, jest wiecznie zmęczone,
– robi się agresywne albo nadpobudliwe (to objawy zarówno hipo- jak i hiperglikemii)
Więcej o cukrzycy znajdziesz na stronie: www.fundacja-cukrzyca.pl