Połykają cynamon, żeby się podduszać, robią zawody w okaleczaniu. Mroczna strona Internetu współczesnych dzieci
Monika Wojtal
09 września 2015, 20:37·4 minuty czytania
Publikacja artykułu: 09 września 2015, 20:37
Nadgarstek z raną ciętą tak głęboką, że aż ciężko utrzymać wzrok. Dodatkowo pełno krwi i żyletka, a pod zdjęciem komentarz: „Nie prosiłem o tak dużo, ale to jest piękne". Następne zdjęcie, znów nastoletnia dłoń, widocznych kilkanaście blizn po nacięciach i kolejny komentarz: "To jest moje nowe ulubione zdjęcie". Podobnych, brutalnych obrazów jest kilkaset. Nie, to nie portal dla niedoszłych samobójców, a profil Mr Happy na Instagramie.
Reklama.
„Pan Szczęśliwy” pod każdym zdjęciem samookaleczonego dziecka rozpływa się w zachwytach i prosi o więcej, odważniej. Konto po licznych prośbach, skargach, a nawet internetowych petycjach w końcu zostaje zamknięte. Następnego dnia powstaje pod nową, zbliżoną nazwą i znów zachęca młodych użytkowników portalu do samookaleczenia. O Mr Happy dowiaduję się od koleżanek mojej córki, mają 13 lat. Na szczęście opowiadają o tym jak o dewiacji, swoistym wynaturzeniu, ale profil znają doskonale.
Zaczyna się niewinnie
Dokładnie tydzień przed Dniem Dziecka moja córka napisała do mnie list o zaufaniu i dojrzałości. Prosiła w nim o pozwolenie na założenie konta na Instagramie. Jak każdy rodzic chcę dla mojego dziecka jak najlepiej i nie mam zamiaru odcinać jej od znajomych czy postępu technologicznego, ale rozumiem również jakie zagrożenia czyhają na nią w sieci.
Już dwukrotnie w ciągu roku szkoła mojej córki zorganizowała spotkanie z rodzicami i policją na temat niebezpieczeństw w sieci. Mam 32 lata i byłam przekonana, że o zagrożeniach na portalach społecznościowych czy generalnie w internecie wiem wszystko. Po 2 godzinnym wykładzie zrozumiałam, ze moja wiedza była żadna.
Club Penguin - pożywka dla pedofila
O codziennej aktywności pedofilów w grze Club Penguin dowiedziałam się właśnie na spotkaniu. Funkcjonariusze opowiadali o pingwinkach chcących tańczyć i ocierać się od tyłu z pingwinkiem, którym gra dziecko, a także widocznych w postaci chmurki dwuznacznych komentarzach.
Club Penguin należy do Disneya i polega na graniu online animowanymi pingwinkami w mini gry. Do 2011 roku serwis miał blisko 150 milionów użytkowników, w olbrzymiej większości dzieci, w tym moje. Dowiedziałam się jak maluchy są nakłaniane do przekazywania na czatach zakodowanych informacji o adresie zamieszkania czy numerze telefonu poprzez wpisywanie zamiast 1 - won, 2 – too, itd.
Osoby werbujące dzieci, obawiając się demaskacji, proszą o kodowanie zbliżającego się zagrożenia. POS czy POTS (Parent Over the Shoulder), PLOS (Parents Looking Over Shoulder), PBM (Parent Behind Me), PAL (Parents Are Listening), PBB (Parent Behind my Back) - tego typu międzynarodowe skróty informują o bliskiej obecności rodzica.
Serwis Build-A-Bear
Oczywiście niebezpieczeństwa czyhające poprzez rozmowy z nieznajomymi nie są nowością, a jednak jak duży stanowią problem przekonał się serwis Build-A-Bear. Portal chcąc chronić swoich nieletnich użytkowników zdecydował o całkowitym zamknięciu funkcji czata. Jednym z największych zagrożeń jest możliwość odczytania geolokalizacji naszej pociechy. Rodzice często nie zdają sobie sprawy jak łatwo jest odszukać dziecko w realnym świecie dzięki zdjęciu z telefonu, które zostało przed chwilą umieszczone w sieci. Zamykają Państwo drzwi domu i nie wpuszczają obcych, to czemu zostawiacie otwarte okna? Zadbajcie o ustawienia prywatne w telefonach waszych dzieci - apelowali na zebraniu policjanci.
Zakazane hashtagi
Jeśli mamy odpowiednie zabezpieczenia na Instagramie, Tumblerze, Pintereście zagrożenia są mniej oczywiste. Tak długo jak nie wyszukujemy mrocznych haseł, praktycznie nic nam nie grozi. Niestety drastyczne treści mają często zakodowane opisy, a zdjęcia czy blogi podpisywane są błędnie, by wyskakiwały użytkownikom przypadkowo.
Z takimi praktykami portale społecznościowe starają się walczyć. Instagram zakazał propagowania treści szkodliwych dla zdrowia i życia zmieniając swój regulamin. Konta gloryfikujące anoreksję, bulimię, samookaleczenie czy samobójstwa zamyka się bez ostrzeżeń. Zakazane są między innymi hashtagi: „thinspiration”, „probulimia", "proanorexia”.
Użytkownicy potrafią jednak znaleźć sposób by obejść obowiązujące zasady zastępując przykładowo jedną z liter w wyrazie. I tak zakazane słowo thinspo jest wpisywane jako thynspo. Zespół SimiliarWeb sprawdził blisko 1,6 miliona użytkowników Tumblera - tylko 0,17% swoje wpisy o zakazanych treściach hashtagowało jednym z oczywistych haseł jak selfharm, cutting, suicide, eating disorders czy bulimia. Reszta sprytnie obchodziła regulamin.
Cutting Chalange - nowa moda na samookaleczanie
Choć zarządzający serwisami robią co mogą nadal z łatwością można natrafić na konta zachęcające na przykład do samobójstw. Na Tumblerze przewijają się blogi osób, które jasno deklarują chęć odebrania sobie życia i służą radami, w jaki sposób najskuteczniej to zrobić. W odpowiedzi portal opracowuje procedurę, podczas której osoba wyszukująca zakazane treści w ich serwisie będzie przekierowywana na strony organizacji niosących pomoc osobom ze skłonnościami samobójczymi czy anorektycznymi.
Nie trzeba mieć jednak problemów emocjonalnych by zacząć się okaleczać. Nowy trend wśród nastolatków to "Cutting Challange", rodzaj gry polegającej na cięciu się, robieniu zdjęcia rany i rozsyłaniu go znajomym lub umieszczaniu na Facebooku. "The Cinnamon Challange" polega na połknięciu łyżki cynamonu bez wody i uwiecznieniu tego na kamerze. Lekarze ostrzegają przed tego typu zabawami, które grożą poważnym i nieodwracalnym uszkodzeniem płuc.
Hot or not - czyli hejt nastolatek Inną popularną rozrywką online jest ocenianie koleżanek. Zdjęcia dziewczynek umieszczane są na portalach społecznościowych, a głosujący decydują według skali od 1 do 10 jaki numer przyznać. Czasem skala ogranicza się do "hot or not". O zgodę naszych córek nikt nie pyta.
Musimy jednak pamiętać - co raz trafi do sieci zostanie tam niezależnie czy sobie tego życzymy czy nie. Dla przestrogi i uświadomienia siły internetu przedstawiono mi historię absolwentki szkoły mojej córki. Ukończyła prestiżowy europejski uniwersytet, a wymarzony pracodawca odmówił jej pracy, gdyż w sieci odnalazł kompromitujące ją zdjęcia ze studenckiej imprezy.
List mojego dziecka był nad wyraz dojrzale napisany i sprytnie wciśnięty pod drzwi sypialni. Podjęcie decyzji zajęło mi aż tydzień. Sporo było do omówienia, ustalenia i przegadania. Pełna obaw, ale i zaufania przyznaje - od wakacji moja córka ma konto na Instagramie, 160 znajomych, których zna i wszystkie ustawienia prywatne. Nie obserwuję jej konta, nie widzę takiej potrzeby. Widzę jednak potrzebę codziennej, szczerej rozmowy o tym, co napotyka w sieci.