Tiffany Posteraro to mieszkanka Nowego Jorku, którą wiele osób dziś wychwala pod niebiosa. Wytatuowała sobie na przedramieniu zdanie: To nazywa się bielactwo i wrzuciła zdjęcie do sieci. Jej postawa wywołała dużo pozytywnego zamieszania. To kolejna osoba, obok modelki Winnie Harlow, która przełamuje stereotypy.
Choroby i niedoskonałości skóry to dla człowieka, a szczególnie dla kobiety ogromny powód do kompleksów. Wiem coś o tym, bo sama cierpię na AZS (atopowe zapalenie skóry). W momentach nawrotu choroby nieraz spotkałam się ze społecznym ostracyzmem. Mieszanką ciekawości, bycia wścibskim, nieprzyjemnym i zaniepokojonym. Nieraz pytano mnie: czy to zaraźliwe. Ale czym jest moja atopia w porównaniu z bielactwem? W czasach remisji choroby wyglądam zwyczajnie, mam gładką, nieco suchą skórę i nikt nawet nie wie o moich zmartwieniach. Natomiast osoby chore na bielactwo nabyte, jak Tiffany Posteraro mają z pewnością znacznie więcej powodów do kompleksów i są znacznie bardziej narażone na wytykanie przez innych palcami.
Tiffany zauważyła, że jej skóra wygląda inaczej, kiedy miała 7 lat. A już jako 11-latka doświadczyła w szkole wytykania palcami, nazywania jej „krową” osobą poparzoną, duchem i kilkoma równie przyjemnymi epitetami. Dzieci bywają okrutne. Chłopcy nie chcieli się z nią umawiać na randki zrzucając to na karb jej innej skóry w plamy, wstydziła się chodzić na basen, nigdy nie rozebrała się na plaży i przez cały rok, nawet w upały nosiła długie spodnie i długi rękaw, żeby ukryć nogi i przedramiona, które wówczas już były dwukolorowe.
Czym jest bielactwo? - To choroba o podłożu autoimmunologicznym. Organizm za pośrednictwem swojego układu odpornościowego niszczy melanocyty. W wyniku czego tworzą się na skórze odbarwione plamy o różnym kształcie, natężeniu i układzie. Bielactwo może mieć bardzo różny przebieg, albo stabilny, albo się z czasem nasilać - nawet na skutek stresu. Ale zdarza się też, że choroba może się samoistnie wycofać, albo zatrzymać. Ponieważ bielactwo nie jest chorobą, która w jakikolwiek sposób obciąża inne narządy i zagraża życiu człowieka na siłę nie forsuje się leczenia. Można z niego korzystać, albo stosując sterydy, albo naświetlając skórę. Niestety może się to wiązać ze skutkami ubocznymi, dlatego nie wszystkich pacjentów się leczy.
Osoby chore na bielactwo powinny unikać słońca i chronić, zwłaszcza obszary pozbawione barwnika przed działaniem promieniowania UV (stosować kremy z wysokim filtrem SPF), ponieważ są bardziej narażone na zapadnięcie na raka skóry lub czerniaka. Ja swoim pacjentom chorym na bielactwo radzę unikac słońca w ogóle. Wówczas kontrast pomiędzy miejscami na skórze bez barwnika jest niemal niezauważalny - nie ma tak dużego kontrastu. Im bledsza skóra, tym mniej widoczne są zmiany barwnikowe, dlatego polecam pacjentom stosować dermamelan (krem rozjaśniający), który rozjaśnia skórę niemal do jednolitego kolorytu. Bielactwo jest zdecydowanie bardziej widoczne u osób z ciemną skórą, choć nie ma tak naprawdę znaczenia ani nasz wiek, ani płeć ani rasa. Natomiast dotyczy niewielkiej grupy osób ok. 1-2 proc - wyjaśnia dr Ewa Skulska, specjalista dermatolog z gabinetu Ekoderm.
Patrząc na profil @VitiligoBeauty można odnieść wrażenie, że częściej na bielactwo cierpią osoby z ciemną skórą. Ale to tak naprawdę na niej bardziej widać kontrast pomiędzy plamą bez melaniny a tą która ją zawiera. Jedną z najsłynniejszych osób chorych na bielactwo, jest przepiękna Winnie Harlow. To modelka, która jako pierwsza pokazała światu: hej, jestem inna, ale też piękna! Wypatrzyła ją w internecie Iman -słynna top modelka z lat 80. i 90. Winnie dziś robi niesamowitą karierę w świecie mody, jej niezwykła skóra stała się jej ozdobą, znakiem charakterystycznym, a ona sama dzięki niej rozpoznawalna dosłownie wszędzie.
Dla wspomnianej Tiffany Posteraro historia Winnie Harlow i innych dziewczyn, które wrzucają swoje zdjęcia na instagramowy profil @vitiligobeauty, były inspiracją do wyjścia z ukrycia. Do zaprzestania zasłaniania ciała i twarzy kilogramami kryjących korektorów i podkładów, używania specjalnych sprejów do ukrywania prawdziwej natury swojej skóry. Wreszcie, pokochania jej i nazwania po imieniu. Ale przełomowy w życiu Tiffany okazał się napis, który wytatuowała sobie na przedramieniu: To nazywa się bielactwo (ang. „It’s called vitiligo”). W ten sposób zamknęła usta ciekawskim, bo odpowiedziała na ich odwieczne pytanie: co to jest? A inne osoby, bardziej zainteresowane tematem zachęciła do dialogu. Dziś ludzie zdrowi, jak i chorzy na bielactwo zagadują ją i pytają jak wygląda jej życie i jak ona się czuje? Przełamując tabu i nazywając rzecz po imieniu dziewczyna zrzuciła z barków lata kompleksów i ukrywania swojej inności.
A tak naprawdę nie przestaje mnie zaskakiwać fakt, że pozornie żyjemy w bardzo otwartym, liberalnym społeczeństwie, a wciąż zachowujemy się jak nieokrzesani jaskiniowcy. Gapimy się i wpatrujemy w osoby, które wyglądają nietypowo, pokazujemy je palcami, obmawiamy za plecami lub na głos. Oceniamy ludzi po ich innym wyglądzie, zaczepiamy, wyrządzamy krzywdę.
Ja nie znam chodzących ideałów, choć spotkałam w życiu wiele pięknych osób. Każdy ma jakieś wady i niedoskonałości i to jest w ludziach najbardziej interesujące. Gdybyśmy wszyscy wyglądali tak samo, świat byłby strasznie nudny i pozbawiony kolorów. Dobrze, że są takie osoby, jak Winnie Harlow czy Tiffany Posteraro, które przełamują milczenie i pokazują, że można żyć z nietypowym wyglądem. A także, nawet z tak odmienną skórą być pięknym, spełnionym i szczęśliwym.