„Mamo, a kto to jest gej” – spytał mój syn, na moje pytanie, gdzie to usłyszał, odpowiedział, że jego kolega nazwał gejem Wojtka – innego kolegę. Przyszedł czas na kolejną ważną rozmowę.
Wczoraj rozgorzała dyskusja na temat słownika pojęć, który pojawił się w sprzedaży w sieci sklepów Biedronka. Oczywiście najbardziej oburzone umieszczaniem treści ich zdaniem nieprzyzwoitych (delikatnie mówiąc) były środowiska prokatolickie. O co tyle krzyku? Kto jeszcze nie słyszał, temu powiem, że w książeczce dla dzieci pojawiły się definicje takich słów jak homoseksualizm, feminizm, homofob. Przyznaję, pojechałam kupić słownik moim dzieciom, ale już nie dostałam żadnego egzemplarza. Podobno były w ofercie tydzień temu. Szkoda.
Co budzi nasze obawy?
Tym samym ponownie wróciliśmy do rozważań, co uznajemy za właściwe, a co za gorszące w wychowaniu naszych dzieci. Chcielibyśmy by nasz syn czy córka byli empatyczni, wrażliwi na krzywdę innych, a przy tym pewni siebie, znający swoją wartość. I mądrzy. O tak, chcielibyśmy by nasze dzieci były mądre. Dlaczego zatem tak często na tę mądrość im nie pozwalamy?
Traktujemy po macoszemu. Mówimy: „Jesteś jeszcze za mały, by o tym rozmawiać, kiedyś ci to wyjaśnię.” Boimy się trudnych (dla nas-dorosłych) pytań, które padną z ich strony. A przecież dzieci uczą się świata od nas, jeśli my im nie odpowiemy na dręczące ich pytania, znajdą odpowiedź gdzie indziej. Tylko, jaka to będzie odpowiedź. Dlaczego właściwie boimy się z naszymi dziećmi rozmawiać, mówić im o tym, co trudne i ważne. Obawiamy się, że nie tak pokierujemy rozmową, że nie mamy wystarczającej wiedzy, kompetencji?
„Mamo, co to właściwie jest seks” pyta siedmiolatek. To znak dla ciebie, że gdzieś się zetknął z tym słowem, że usłyszał – może w tekście piosenki, może między kolegami w szkole. Czy mówienie, że to nie temat dla dzieci zamknie jego dociekliwość? A może zwyczajnie mu wytłumaczyć, że uprawianie seksu, to sprawianie przyjemności drugiej osobie dotykiem. Że kiedy dwoje ludzi się kocha, to lubią sprawiać sobie przyjemność, dotykają się i całują. Tak wyrażają swoją miłość. Banalnie? Może. Ale wystarczająco.
Czy twoja odpowiedź pociągnie kolejne pytania? Poczekaj, jeśli z luzem, bez oburzenia o tym mówisz, ono nie będzie się bało spytać o więcej, chociażby o to, czy ty z tatą uprawiasz seks. Oswajanie nieznanych rzeczy i pojęć jest najlepszą lekcją. Udawanie, że mnie to nie dotyczy, że moje dziecko na pewno nie słyszało jeszcze o seksie, robieniu loda i innych „dorosłych” rzeczach jest dużym błędem.
Co nas gorszy?
Nasze dzieci już w przedszkolu mówią o gejach, downach, cipkach, penisach i murzynach. I naprawdę nie ma w tym krzty przesady. Moi synowie pewnego dnia w drodze do domu odśpiewali w samochodzie piosenkę, w której było coś o Downie. Nie pamiętam słów, oni śmiali się, bo tekst był dla nich zabawny, a mnie zmroziło. Spytałam, czy wiedzą, co znaczy Down? Oczywiście nie mieli pojęcia. Wyjaśniłam im o czym śpiewali, mówiłam o tym, jak bardzo swoją niewiedzą mogliby kogoś urazić, sprawić przykrość. Nigdy już później nie usłyszałam tej piosenki i wierzę, że przy kolejnej okazji nie powtórzą bezmyślnie tego, czego nie rozumieją.
Podobnie jest z innymi pojęciami. Między dziećmi pada „dziwka”, a żadne z nich nie wie, co znaczy. Słowo jest trochę jak zakazany owoc, one wiedzą, że jest niewłaściwe, czują nawet, że jest obraźliwe, ale gdy spytamy, co znaczy, nie wiedzą. Tylko czy spytamy? Czy raczej hukniemy, że tak nie można mówić, że to brzydko i że jak jeszcze raz usłyszycie, to popamiętają. Dlaczego reagujemy złością? Bo byliśmy pewni, że nasze dziecko TAKICH słów nie używa? Cóż, ja bym wyjaśniła, czemu mnie to oburza. I wcale nie trzeba wdawać się w szczegóły, wystarczy powiedzieć, że to słowo może kogoś bardzo skrzywdzić, że obraża dziewczynkę, koleżankę, kobietę, jest niewłaściwe. Dzieciom naprawdę takie wyjaśnienia wystarczają, nie oczekują wykładu o rozwiązłości.
Co jest ważne?
I podobnie jest z homoseksualizmem, feminizmem, rasizmem, homofobią. To pojęcia wpisane w naszą rzeczywistość. Dzieci słyszą, że prezydentem Słupska jest homoseksualistą, że o kimś mówi się, że jest feministką. Obił im się o uszy problem rasizmu i homofobii. I nawet jeśli my próbujemy udawać, że te pojęcia nie istnieją, jeśli chcemy wierzyć, że dzieci o gejach i lesbijkach nie słyszały, to nie zmieni to faktu, że one raczej prędzej niż później zetkną się z tymi określeniami. I nie ma nic złego w wytłumaczeniu dziecku, kim jest homoseksualista, co znaczy gej, w powiedzeniu, że pedał jest obraźliwe i nie życzysz sobie, by twoje dziecko takich słów używało.
Budujmy w dzieciach świadomość inności. Uczmy tolerancji i otwartości. My nie musimy zgadzać się na zawieranie związków małżeńskich i posiadanie dzieci przez pary homoseksualne, ale nie budujmy w dzieciach uprzedzeń. Pozwólmy im najpierw zdobyć wiedzę o inności. I nie chodzi mi tylko o odmienność seksualną. Inny, to inny kolor skóry – murzyn, czy czarny, niech nie śmieszy nas rzucone przez dziecko „czekoladka”. Inny to niepełnosprawny , nie gorszy, nie śmieszny, ale człowiek, który potrzebuje czasami pomocy i właściwie niczym się od nas nie różni, a że jeździ na wózku, że zachowuje się inaczej, niż jesteśmy do tego przyzwyczajeni? Każdy z nas jest inny.
Inny to też ten, który ma inne poglądy, który wyraża opinie, z którymi nie zawsze się zgadzamy. To też ten, który wierzy w innego Boga, albo nie wierzy wcale.
Każda inność zasługuje na szacunek, gdyż za każdą stoi człowiek, który ma uczucia. Uczmy nasze dzieci tolerancji, żeby w przyszłości otaczało je jak najmniej nienawiści. Nie mówię, żebyście dziś usiedli z dziećmi i zaczęli rozmowę słowami: „Kochanie czy wiesz, kto to jest homoseksualista, co to jest rasizm i homofobia”. Bądźmy uważni, słuchajmy, o czym mówią nasze dzieci, jakich słów używają. A jeśli spytają nas, co znaczy gej, nie uciekajmy, nie mówmy, że to trudny temat. Bo każda rozmowa o odmienności może i bywa trudną, natomiast na pewno jest ważną.