Dokładnie pamiętam z dzieciństwa taki schemat. Zawsze jest ktoś lub coś za kogo/co można dopchnąć dziecku jeszcze jedną łyżkę, pół kęsa i małego gryza. Tylko po co?
O ile moi rodzice dość szybko wykazali się zdroworozsądkowym podejściem, to dziadkowie już nie należeli już do grupy tak światłych ludzi. I z pewnością właśnie ten typ nadal dominuje w polskim społeczeństwie.
Przecież zjeść musi, przecież tak “zdrowo wygląda” — właśnie, czy w Polsce naprawdę ktoś otyły kojarzy się ze zdrowiem? Niestety tak, takie określenie na fizjologiczną pulchność niemowląt i chorobliwą pulchność dzieci otyłych jest chlebem powszednim i nie podlega rozróżnieniu. Społeczne przyzwolenie dla “grubciów” i “okrąglaczków” wkradło się w kanony zwyczajności. Zupełnie takie samo zjawisko obserwuje się w przypadku mężczyzn - zwykło się o nich mówić “Misiek”, a nie — zaniedbany facet z nadwagą. Dlaczego?
Można powiedzieć, że tylko kobiety muszą dbać o formę i zdrowe odżywianie. I te same kobiety - włożone w format div z okładek bardzo często przekarmiają swoje dzieci. A wszystko przez panujące przekonanie, że dobrze znaczy dużo.
Sztuka jedzenia - sztuka karmienia
Nie tylko sztuką jest gotować i smakować, jeszcze trudniejszą do opanowania jest wirtuozja karmienia. Przekonania o dobrym wypełnianiu roli rodzica są bardzo głęboko zakorzenione w naszej kulturze. Wręcz niedopuszczalne jest, żeby dziecko nie zjadło jakiegoś posiłku. Nie traktujemy jedzenia na poziomie zaspokojenia podstawowej potrzeby organizmu, a jako święty obowiązek — bo co jak co, ale zjeść trzeba!
Tymczasem okazuje się, że przekarmione dziecko, to dziecko nieszczęśliwe i zagrożone chorobami. Otyłość, to tylko jedno z potencjalnych zagrożeń dla "gąsek na fermie mamusi".
Z pewnością wszyscy jesteśmy ofiarami gorszych czasów, gdy do garnka często nie było czego włożyć, a "dużo" miało zupełnie inne znaczenie.
Najtrudniej jest przyznać przed samym sobą, że jako rodzice posuwamy się czasem o jedną łyżkę za daleko. Tak wiem, o czym mówię — mimo wszystkich swoich przekonań, doświadczeń i wiedzy, sama nie raz łapię się na negocjacjach o kanapkę. Choć wiem, że niejadki nie istnieją muszę walczyć z tkwiącym w głowie mitem.
Zawsze należy pamiętać, że to co dzieje się przy rodzinnym stole i to co rozgrywał się wokół niego, może znacząco wpływać na nasze dziecko.
Pomimo wszystkich funkcjonujących mitów i przekonań w naszym społeczeństwie, nie sposób tu nie zacytować klasyka: "Polacy nie gęsi"* — nie trzeba tuczyć ich na pasztet. Nie zmuszajcie dzieci do jedzenia.
*"Do tego, co czytał" (1562), Mikołaj Rej
Reklama.
KAROLINA MAZURCZAK
Specjalista zdrowia publicznego, psycholog i dietetyk
Zagrożeń związanych z przekarmianiem dziecka nie widać od razu. Pojawiają się zazwyczaj po kilku latach, kiedy np. nasze dziecko zaczyna nadmiernie tyć. To obecnie jest wśród dzieci i młodzieży bardzo duży problem. Kolejnymi są bulimia lub anoreksja; te zaburzenia odżywiania też mogą być spowodowane wcześniejszym przekarmianiem.Czytaj więcej
KAROLINA MAZURCZAK
Specjalista zdrowia publicznego, psycholog i dietetyk
Pracuję z nastolatkami, które w dzieciństwie były zmuszane do jedzenia. Często są to osoby otyłe. Mówią, że nie były głodne, ale musiały jeść za zdrowie mamy, taty, babci, dziadka albo były straszone, że jak nie będą jeść, to będą chore, pójdą do szpitala. Zaprzeczały więc swojej wewnętrznej potrzebie i jadły np. z lęku.Czytaj więcej