Znów przesunięto głosowanie nad ratyfikacją konwencji o przeciwdziałaniu przemocy domowej. Powód - posłanka Solidarnej Polski Beata Kempa złożyła poprawkę do ustawy ratyfikującej i projekt ponownie został skierowany do pracy w komisji.
Zgodnie z nowymi ustaleniami głosowanie ma odbyć się w październiku.
Powód? Ten sam, co od lat. Posłowie nie mogą się dogadać co do dokumentu. Przeszkadza nieszczęsne gender, czyli zapis o płci uwarunkowanej kulturowo i społecznie oraz preambuła dokumentu, o tym, że przemoc wobec kobiet wynika z nierównego traktowania kobiet i mężczyzn.
Problem jest gdzie indziej
Jednak przesłuchując się publicznej debacie na ten temat nie mogę oprzeć się wrażeniu, że skręciła nie w tę stronę, co trzeba.
Statystyki podają, że rocznie w Polsce wyniku przemocy domowej ginie 150 kobiet. Jak wynika z badań przeprowadzonych przez prof. Beatę Gruszczyńską z Instytutu Wymiaru Sprawiedliwości bitych, poniżanych i gwałconych jest rocznie od 700 tys. do miliona Polek.
Dane policyjne też nie napawają optymizmem. W 2013 r. policja zidentyfikowała 87 tys. ofiar przemocy i 61 tys. sprawców przestępstw. Ukarano zaledwie 11 tys. 890 sprawców.
Jaka jest przy tym liczba transseksualistów i homoseksualistów? Szacuje się, że osoba transseksualna zdarza się raz na 30 tys. osób płci genetycznie męskiej i raz na 100 tys. genetycznie urodzonych kobiet. Homoseksualiści to od 2 do 7 proc. społeczeństwa. Czyli margines, w przeciwieństwie do skali przemocy domowej.
Dlaczego poglądy grupy osób dotyczące innej, dość nielicznej grupy osób decydują o tym, czy nasze państwo powie głośno o tym, że przemoc wobec kobiet to zło. Tak jak powiedziano to we Francji, Włoszech, Austrii, na Malcie, w Portugalii oraz we Francji. Konwencję bez szczególnej walki ratyfikowano także w Turcji.
W Polsce jak na razie do społeczeństwa, damskich bokserów i przestraszonych kobiet płynie przekaz, że problem nie istnieje. Podczas sejmowej dyskusji posłanka Solidarnej Polski Beata Kempa zwracała uwagę, że równości płci nie ma, to herezja, bo „mężczyzna przecież nie urodzi dziecka.” I sejmowa debata nad poważnymi sprawami została zbagatelizowana.
Tymczasem konwencja zaleca wprowadzenie dość istotnych zmian pomocnych ofiarom przemocy. To choćby: 24-godzinnej bezpłatnej infolinii dla ofiar przemocy, skutecznej izolacji sprawcy przemocy od pokrzywdzonych, sprawnym i zdecydowanym ściganiu i karaniu sprawców przemocy czy odpowiedniej do potrzeb liczby schronisk i ośrodków specjalistycznych dla ofiar przemocy domowej.
Wielu sądzi, że gwałt jest ok
Trudno nie zgodzić się z posłankami prawicowych klubów w Sejmie, że rodzina to rzecz święta. Jest święta. Jej nadrzędna rola zaznaczona jest w konstytucji. Zgadzam się także z tym, że w polskim prawie karnym jest szereg przepisów, które mówią o tym, że jeśli ktoś zabija drugiego człowieka, bije, kradnie, używa przemocy w domu i gwałci, zostanie ukarany. Ale jak dotąd sprawcy przemocy domowej nic sobie z tych przepisów nie robią. Problemu nie ma, dopóki ktoś nie zostanie zabity.
Większość mężobójczyń, które dziś odbywa karę pozbawienia wolności, to ofiary przemocy domowej. Latami były źle traktowane. W końcu nie wytrzymały i chwyciły za nóż, taboret czy nawet nylonowe pończochy, by skończyć z tym raz na zawsze.
Dlaczego wcześniej od swojego kata nie odeszły? Wszystkie tłumaczą, że były przekonane, że tak musi być. Tak ich wychowano w domu – kobieta ma być posłuszna swemu mężowi i pokornie "nieść swój krzyż."
Zresztą i tak nie miały dokąd iść, bo albo nie pracowały albo zarabiały za mało i wszystko wydawały na dzieci. W Polsce, jak zresztą też i w innych krajach europejskich kobiety zarabiają średnio 20 proc. mniej niż mężczyźni.
Czy poniżanie kobiet to domena nizin społecznych? Niestety nie. Tak myślą również osoby chętnie wypowiadające się publiczne. Ostatnio publicysta Rafał Ziemkiewicz zasłynął wpisem na Twitterze o zakonniku, który został ukarany za współżycie z kobietą będącą pod wpływem alkoholu. Jego zdaniem to nic takiego, bo „kto nigdy nie wykorzystał nietrzeźwej, niech pierwszy rzuci kamieniem”. Krytykującym go za to ludziom odpowiedział w SE, że są „niedopchniętymi dewotami.”
To nie pierwsze publiczne słowa pod adresem kobiet wypowiedziane w tym tonie. Jakiś czas temu obecny europoseł i lider Kongresu Nowej Prawicy Janusz Korwin – Mikke przekonywał w telewizji, że „kobiety tylko udają opór” i tak naprawdę lubią być trochę gwałcone. A nieżyjący już dziś lider Samoobrony Andrzej Lepper z uśmiechem na ustach pytał: Czy można zgwałcić prostytutkę??? Całość wypowiedzi okraszona była rubasznym rechotem.
Dzieci na to patrzą
Przeciwnicy konwencji tłumaczą, że ich zdaniem ratyfikowanie tego dokumentu uderzy w tradycyjną, polską rodzinę. – Rodzina i dom rodzinny są bastionem polskości, patriotyzmu, tradycji, rozwoju i wiary - grzmiał na Jasnej Górze krajowy duszpasterz ludzi pracy bp Kazimierz Ryczan. - Po co Polsce ta ustawa? Europa nie ma prawa dotykać laickimi rękami polskiej rodziny.
Nie wiem dlaczego nakaz równego traktowania miałby w nią uderzyć. Dla mnie tradycyjna, typowa polska rodzina nie jest taką, w której w niedzielne poranki mama od taty dostaje pięścią w oko. A na to wszystko patrzą małe dzieci.
Konwencja o przeciwdziałaniu przemocy może rzeczywiście uderzyć w rodziny. Ale te, w których źle się dzieje. Nikt przecież po jej ratyfikacji nie zmusi nikogo do ślubu z osobą tej samej płci, przebierania chłopców w sukienki księżniczek czy nie zakaże wspólnego chodzenia na niedzielne msze św. Dotknie tylko tych, którzy łamią prawa człowieka i polskie prawo karne.
To akurat dobrze, bo w wyniku przemocy w domu cierpią nie tylko kobiety, ale także dzieci.
I niech nikt nie przekonuje, że w sprawy rodziny nie wolno się mieszać. Bo gdyby częściej zwracano uwagę na zdarzające się tam nieszczęścia, przemoc, biedę i przypadki wykorzystywania seksualnego, może zaczęłyby się zdarzać rzadziej?