Możesz mnie znaleźć prawie każdego dnia tygodnia z moim tyłkiem zaparkowanym przed McDonald's, kiedy dopijam resztki swojej dietetycznej Coli. Ekscytuje mnie i czekam na to, tak jak większość ludzi oczekuje na poranną kawę (lub gorący seks, cokolwiek). Czekam na to codziennie. Sprawia mi to szczęście, dostarcza potrzebnej mi dawki kofeiny, by rozpocząć nowy dzień.
Więc powiem to wyraźnie: Kocham McDonalda i nie dbam o to, co o tym myślą inni. Wiem, że nie powinnam się przyznawać. że lubię fast food. Zdaję sobie sprawę, że to z pewnością nie jest modne. Rozmawiamy o zakupach w organicznych warzywniakach, po drodze z zajęć jogi (co też robię), ale szczerze mówiąc znowu tutaj siedzę. (…) Moja rodzina i ja jadamy zdrowe, pełne posiłki przez większość czasu, ale są dni, kiedy to się nie udaje.
(…) Uwielbiam, kiedy mogę zabrać moje dzieci do drive – thru w wieczór, kiedy na wszystko brakuje czasu, a one są bardziej podekscytowane, niż gdy pół dnia robię gorący posiłek i muszę walczyć z nimi, aby zjedli choć kęs.
Lubię to uczucie, kiedy wchodzę do restauracji, a w niej pachnie, jak w niebie. Moje niebo pachnie frytkami z McDonalds. Nie wstydzę się tego.
I pielęgnuje ten czas w samotności, kiedy siedzę sama na parkingu i jem dwie (lub pięć) frytek na raz. To moja cenna randka za kilka dolarów, uwielbiam to.
Wychowałam się w latach 80, zanim restauracje zostały okrzyknięte największym powodem do wstydu rozsądnej matki. Moja mama szczęśliwie zabierała nas do McD kilka razy w miesiącu. To była dla nas przyjemność i docenialiśmy ją.
Chodziliśmy tam w gorące letnie dni po plaży, cieszyć się klimatyzacją i zapachem tych słonych, gorących frytek. Moje siostry i ja w nieskończoność wybierałyśmy zabawki z zestawu dla dzieci, z którą pojedziemy do domu. Pewnego lata sieć pakowała zestawy w różowe lub niebieskie plastikowe wiaderka. Trzymałyśmy je przez lata, zabierałyśmy na plaże, robiłyśmy z nich zamki z piasku, tak długo, aż wyblakły i logo McDonalda zniknęło.
Kiedy mam PMS kieruje swoje kroki wprost do jednej z knajp i zamawiam dużego, czekoladowego shake'a. Słodcy ludzie, którzy pracują po drugiej stronie lady znają mnie tak dobrze, że dorzucają mi dwie wiśnie do tego kubka słodyczy. To się nazywa niezła obsługa.
Tak wiem, co jest w ich jedzeniu. I tak wiem, że to nie jest organiczne. Nie mogę jednak zaprzeczyć, że mam do nich słabość. Robi mi to dobrze, za każdym razem(…).
W niektóre dni wszystko czego potrzebuje to mieszanka zielonych warzyw w sałatce, a w inne paczka tłustych, długich frytek. Z dietetyczną colą, oczywiście.