Nauczycielka postawiła na biurku słoik. "Jak można żądać pieniędzy od uczniów?"

Klaudia Kierzkowska
29 listopada 2024, 11:46 • 1 minuta czytania
Nauczyciele chwytają się wszystkich możliwych sposobów, by uczniów wychować na zaradne, samodzielne i mądre osoby. Czasami stosują metody, które pomagają im w realizacji zadania, a niekiedy robią coś, co wyniszcza psychicznie i rujnuje portfele. Oczywiście dzieci, nie nauczycieli.
Nauczycielka postawiła na swoim biurku słoik. fot. Grzegorz Banaszak/East News
Więcej ciekawych artykułów znajdziesz na stronie głównej

Z pozoru proste zadanie: edukacja, wpojenie zasad kulturalnego zachowania, wyjaśnienie czego należy przestrzegać i jakich granic nie można przekraczać. W rzeczywistości okazuje się, że niektóre z punktów są niezwykle trudne do zrealizowania. Współczesne pokolenie młodzieży ma swoje za uszami i nie daje sobie w kaszę dmuchać.


Trudny orzech do zgryzienia

Są uroczy, uśmiechnięci i pełni wdzięku. Nastoletni uczniowie powoli wkraczają w świat dorosłych. Niby jeszcze wciąż są dziećmi, ale robią wszystko, by nikt już ich tak nie postrzegał. Buntują się, walczą o swoje, realizują marzenia i stabilnie stąpają po ziemi. Wiedzą, czego chcą i nie boją się wyrażać własnego zdania.

Ta odwaga, nieustępliwość, a także chęć zaimponowania rówieśnikom często utrudnia nauczycielom pracę. Zdarza się, że uczniowie przeklinają i wcale się z tym nie kryją. Wulgaryzmy padają również na lekcji.

Jaka powinna być reakcja nauczyciela? Jedno jest pewne: na pewno nie taka, jak ta opisana przez naszą czytelniczkę.

Myślałam, że ten słoik to żart

"Jestem mamą 11-letniego Kamila, ucznia 6 klasy szkoły podstawowej. To mądry i inteligenty chłopak, który ostatnio wkroczył w wiek dojrzewania i pokazuje, co to nie on. Domyślam się, że wszystkiemu winne są buzujące hormony i wszystkie te zmiany, które zachodzą w jego organizmie. Tak to sobie tłumaczę.

Wiem, że Kamil, podobnie jak pozostali chłopcy z jego klasy, przeklina. Rozmawiałam, tłumaczyłam, ale nie odniosłam pełnego sukcesu. Już kilka razy wychowawczyni pisała wiadomość z tym związaną. Nie kryła swojego zdenerwowania i oburzenia.

Niestety podobno nie zauważyła poprawy i postanowiła zastosować bardziej drastyczne metody. 'Mamo, babka od polskiego postawiła na swoim biurku słoik. Kiedy ktoś przeklnie na lekcji to albo dostaje uwagę do dziennika, albo musi wrzucić do słoika 5 zł. Ty to rozumiesz? Ona chyba oszalała' – powiedział mi syn.

Wspomniał też, że ponoć zebrane pieniądze mają być przeznaczone na zakup jakichś pomocy naukowych. Nie skomentowałam, bo w sumie nie wiedziałam, co bym mu miała powiedzieć.

Bo z jednej strony zależy mi, by przestał przeklinać, ale z drugiej pomysł nauczycielki uważam za absurdalny, a wręcz skandaliczny. Przecież my nie żyjemy w jakimś średniowieczu, żeby karać, albo żądać od uczniów pieniędzy. To jakieś szaleństwo, które powinno ujrzeć światło dzienne.

Ci uczniowie żyją jak w jakiejś niewoli. Zamiast wsparcia, zrozumienia, rozmowy, otrzymują kary i to pieniężne. Ci, którzy dostają kieszonkowe, być może zapłacą ze swoich oszczędności. A co z tymi, którzy zaskórniaków nie mają? Przecież to pójdzie z naszych portfeli, z naszych ciężko zarobionych pieniędzy. Na tym polega wychowanie w XXI wieku?".

Czytaj także: https://mamadu.pl/190712,kartka-z-czlowiekiem-plastrem-na-szkolnym-korytarzu-zadaje-wazne-pytanie