Poniżej treść wiadomości od czytelniczki, matki dwóch dojrzewających dziewczynek.
Przypomnienie w telefonie
"Szanowna Redakcjo,
Piszę ten list z poczuciem frustracji, które towarzyszy mi od kilku miesięcy. Jestem mamą dwóch nastoletnich córek i zaczynam czuć się, jakbym stała się maszyną do zapamiętywania.
Codziennie przypominam im o wszystkim – o lekcjach, sprawdzianach, spotkaniach, o tym, co trzeba zabrać do szkoły, i o tym, co trzeba załatwić. Często muszę sama ogarniać ich kalendarze, organizować zajęcia pozalekcyjne, umawiać wizyty u lekarzy, przypominać o zakupach. I choć moje córki są już dorastające, mam wrażenie, że wciąż w pełni polegają na mnie w kwestii pamięci i organizacji.
Zastanawiam się, kiedy to się zaczęło. Czy zawsze byłam taką osobą? Czy moje córki zawsze miały taką postawę, że zapominały o wszystkim, a ja musiałam za nie pamiętać? Kiedyś, będąc dzieckiem, chyba nie miałam takiej opieki ze strony mojej mamy. Pamiętam, że to ja musiałam się starać, by nie zapomnieć o obowiązkach. Nikt za mnie nie planował mojego dnia, nie przypominał, co muszę zrobić, ani nie stał mi nad głową z listą rzeczy do zrobienia. Moja mama, jak każda mama, miała swoje sprawy, ale nie była moją prywatną sekretarką.
Teraz czuję, że coś się zmieniło. Moje córki – choć są świetnymi dziewczynami, mądrymi, zdolnymi – potrafią kompletnie zapomnieć o rzeczach, które są dla nich istotne. I nie chodzi tylko o lekcje, ale o zwykłe sprawy codzienne, które wymagają odpowiedzialności. Dla nich wydaje się, że to moja rola, by mieć wszystko na uwadze. A ja – mimo że staram się ze wszystkich sił – mam wrażenie, że nie wyrabiam na zakrętach!
Mówię sobie, że może to moje błędy wychowawcze, ale nie potrafię się oprzeć wrażeniu, że coś się zmieniło w podejściu do wychowania. Moja matka nie musiała wszystkiego pamiętać za mnie, a ja teraz nie potrafię zrozumieć, dlaczego moje córki nie potrafią zapisać się na kurs czy przypomnieć o czymś, co ustaliłyśmy dzień wcześniej.
Zaczynam się zastanawiać, czy nie przyzwyczaiłam ich za bardzo do tego, że to ja za wszystko pamiętam. A może to nasze czasy – wiek technologii, gdzie wszyscy jesteśmy przyzwyczajeni do szybkiego dostępu do informacji, przypomnień i planów, które organizują nasz dzień. Może moje córki po prostu nie nauczyły się jeszcze, jak zarządzać swoją pamięcią i organizacją czasu, bo wszystko jest tak dostępne, że nie muszą się angażować?
Z jednej strony wiem, że to też moja odpowiedzialność, bo nie pozwoliłam im nauczyć się na własnych błędach. Wciąż przypominam, kiedy coś muszą zrobić, kiedy czegoś nie dopilnowały. Może czas, żeby zaczęły ponosić konsekwencje swoich zapomnień? Może, jeśli zapomną, to się nauczą. W końcu życie nie zawsze będzie miało dla nich przypomnienia w telefonie.
Piszę do was, bo czuję się już zmęczona tym codziennym zarządzaniem ich życiem. Zaczynam zastanawiać się, czy to ja sama nie powinnam zacząć stawiać granic. Jakie jest państwa zdanie na ten temat? Jak znaleźć równowagę pomiędzy wspieraniem a dawaniem im przestrzeni do samodzielności?
Z wyrazami szacunku,
A.".