Uzależnienie od smartfonów a relacje z rodzicami.
"Ich syn pochyla głowę nad smartfonem. Nie rusza się wcale". Fot. Pexels.com
Reklama.

Scena druga: Ta sama rodzina, śniadanie następnego dnia. Siadają przy dużym stoliku, patrzę na nich ukradkiem, są naprzeciw mnie. Przynoszą jedzenie, każde z nich dla siebie. Jedzą w ciszy, nie patrzą na siebie nawet. On i ona zajęci są talerzami, ich syn po drugiej stronie stołu je jedną ręką. Drugą przewija sobie film na YouTube. Widzę ekran wyraźnie, kiedy idę ze swoim talerzem. Na filmie kot bawi się mechaniczną myszą.

Przez cały posiłek nie zamieniają ze sobą nawet jednego słowa.

Utopia

Proszę mnie zrozumieć, nie jest moją wolą społeczny osąd tych ludzi. Nie żyjemy w czasach palenia na stosie za niezgodne z naszymi poglądy. Nie zależy mi również na wzniecaniu ognia hejtu.

Zależy mi jednak na dzieciach. W moim utopijnym świecie wyobrażeń one rodzą się chciane, a w życie są wprowadzane za bezpieczną dłoń dorosłego.

Czy naprawdę to zbyt wiele?

Jak dziecko wychowane w ten sposób ma stworzyć swój obraz? Jak ma stworzyć relacje z innymi ludźmi? Jak ma żyć, kiedy odłoży telefon? Czy ono w ogóle umie wtedy żyć?

I w końcu dlaczego? Dlaczego aż tak głęboko ci ludzie manifestują niechęć do relacji, spędzania razem czasu, wychowania? Lenistwo? Egoizm? Nie wiem, jak określić cechy takich rodziców, nie rozumiem. Po co sprowadzać na świat dziecko, jeżeli nie ma się własnych zasobów, by się nim zająć? By zaopiekować się nim całkowicie, z miłością, uważnością i dojrzałością. By chociaż udawać, że im zależy?

Jak się państwo domyślacie, takich rodzin było więcej. Ci z opisu powyżej, byli po prostu szczególnie obojętni.

Byłam już świadkinią scen, w których niechodzące niemowlę miało przymocowany uchwyt na smartfon do gondoli wózka.

Kiedy widzę takie zachowania, myślę o tym, że czeka nas przyszłość jak ze scenariusza "Czarnych luster".

Sami ustanowimy siebie źródłem własnego upadku.

Czytaj także: