Agnieszka Pleti i Jan Pleti
O zaletach życia na wsi i korzyściach, jakie przyroda daje dzieciom opowiedziała Agnieszka Pleti fot. Monika Liber
Reklama.
  • Sporo się dziś mówi o tym, jak wiele korzyści może w rozwoju dzieci przynieść bliskość natury.
  • Duża sprawność fizyczna, dojrzałość, empatia – to tylko niektóre z cech "leśnych dzieci".
  • O korzyściach mieszkania na wsi, ogródku, z którego można podjadać rośliny i nieustannej leśnej edukacji opowiedziała mi Agnieszka Pleti.
  • Wyobraźmy sobie taki obrazek: cisza, spokój, przed oczami przelatuje nam motyl, nasze bose stopy dotykają podłoża. Z daleka słychać odgłosy zwierząt, czujemy zapach kwiatów, a słońce muska nas po twarzy, nieopodal nas radośnie bawią się dzieci. I chociaż z pewnością jest to obraz wyidealizowany, to jestem pewna, że część mieszczuchów aż westchnęła za zachwytu.
    Dla niektórych bliskie otoczenie roślin, zwierząt i wszystkich innych elementów wiejskiego krajobrazu to nie jedynie marzenia, ale rzeczywistość. O zaletach życia na łonie natury i korzyściach, jakie przyroda potrafi dać dzieciom i dorosłym, rozmawiałam z Agnieszką Pleti – mamą edukującą domowo, a także redaktor naczelną czasopisma "Kreda", poświęconego kreatywnej edukacji*.

    Ty i Twoja rodzina zdecydowaliście się na życie blisko natury – przenieśliście się z Krakowa na wieś. Chociaż dziś spędzanie czasu w lesie czy w innych okolicznościach przyrody staje się coraz bardziej popularne i postuluje się powrót do spokojniejszego życia, to wciąż wielu rodziców decyduje się, by pozostać w mieście. Swoją decyzję argumentują tym, że ich dzieci mają łatwiejszy dostęp do np. dodatkowych zajęć. Skąd więc u Ciebie taki pomysł, by przenieść się na wieś?
    Ja i mój mąż zawsze mówiliśmy o tym, że chcielibyśmy mieszkać na wsi. My się w mieście męczymy: hałas, który tam jest, ilość ludzi i bodźców negatywnie na nas wpływają. Doceniamy różne walory dużego miasta, ale dla nas takie miejskie życie było dużym obciążeniem, nawet odczuwanym fizycznie.
    Bardzo chcieliśmy mieć własny, duży, drewniany dom z większą przestrzenią tak, żeby móc patrzeć w dal i nie chodzić po betonie, ale po trawie. Jak się pobraliśmy, to dążyliśmy do tego, by zrealizować ten plan. Siedem lat po ślubie udało nam się zbudować dom naszych marzeń i przeprowadziliśmy się na wieś, chociaż sami pochodzimy z miasta i wychowywaliśmy się w mieście.
    Jak na co dzień wygląda życie rodziny, mieszkającej blisko natury? Oczywiście zdaję sobie sprawę, że w zależności od pory roku, będzie on wyglądał nieco inaczej…
    Tak, to jest bardzo zależne od pory roku, bo zimą dużo więcej czasu spędzamy w domu. Zawsze staram się ustawić egzaminy na koniec roku w taki sposób, żeby dzieci w miarę wcześnie mogły je zdać. Decyduję się na taki krok, bo mam świadomość, że jak tylko zrobi się ciepło, to całe nasze życie przejdzie do ogrodu.
    Dzieci będą hasać, biegać i w ogóle nie będą mieć ochoty, by siedzieć przy książkach i czegokolwiek się uczyć. Ale później nastaje jesień, robi się coraz zimniej, a one same z siebie z chęcią siadają, zaczynają pisać, tworzyć książki – wówczas mamy dużo więcej zajęć domowych.
    Wiosną sporo czasu spędzamy w ogrodzie. Dzieci sadzą i uprawiają różne rośliny. Oprócz tego mamy małe gospodarstwo, ale tylko na użytek własny i po to, by mieć zdrowe jedzenie oraz by dzieci mogły się uczyć świata. Mamy kury, kozy i dwa konie.
    Nasze dzieci dużo czasu spędzają w ogrodzie, ale także w lesie, bo mieszkamy tuż przy nim. Starsi chłopcy często jesienią chodzą na grzyby. Jak przyjdzie wiosna, to budują w lesie bazy i właśnie tam spędzają każdą wolną chwilę.
    Mówi się o tym, że współczesne dzieci dorastają z telefonami czy z tabletami w rękach. Jednocześnie podkreśla się, że bliskość natury w rozwoju najmłodszych jest po prostu niezbędna. Co ona dała Twoim dzieciom?
    Nie porównuję dzieci moich znajomych i własnych, ale mogę powiedzieć, że dzieci, które urodziły się już na wsi i które od rana do wieczora biegały boso po trawie, mają większą sprawność fizyczną, niż te, które przyszły na świat w mieście, chociaż przecież podczas przeprowadzki były jeszcze bardzo małe. Moje dzieci nie uczą się z pasją wszystkich przedmiotów. Nie jest tak, że mieszkanie na wsi czyni ich orłami we wszystkich dziedzinach.
    Natomiast mam takie sygnały z zewnątrz, że odznaczają się dojrzałością, empatią i dużą dozą samodzielności. Moja córka i mój syn w ogóle nie mają obawy przed chodzeniem po ciemku do lasu. Ja wychowałam się w mieście i mnie taka ciemność przeraża, a oni czują się z tym bardzo swobodnie.
    Niektóre z moich dzieci uczę jeździć konno, bo to moja pasja. Nie wszystkie są chętne, ale czasem jak wsiądą na konia, to okazuje się, że podstawy, których kiedyś się nauczyły, weszły im w krew. Poza tym mają świetną więź ze zwierzęciem, właśnie przez to, że mają możliwość przebywania z nimi na co dzień. Nie mają w sobie żadnego lęku, czują się zupełnie swobodnie w tego typu sytuacjach.
    Mnie osobiście zaskoczyło to, co pisałaś w jednym z numerów "Kredy" (Nr 8: Leśna edukacja, tekst pt. "Sielskie życie"), że kiedy jedno z Twoich dzieci zostało użądlone przez osę, to już wiedziało, żeby wziąć kawałek cebuli i przyłożyć w dane miejsce. To jedna z takich naturalnych kompetencji?
    Tak, moje dzieci mają dużo takich naturalnych kompetencji i to nie ulega żadnym wątpliwościom. Bardzo dobrze znają przyrodę, która nas otacza. Starsze dzieci umieją rozpoznawać grzyby: które z nich są jadalne, a które nie.
    Potrafią też rozpoznawać, jakie rośliny rosną na naszych grządkach. Ja byłam zachwycona, kiedy dwuletnie dziecko wiosną zobaczyło, że coś rośnie i powiedziało: "O, malchewka". Pomyślałam sobie wtedy, że przecież poprzednia marchewka pojawiła się niecały rok wcześniej i zdziwiłam się, jak tak małe dziecko mogło to zapamiętać.
    Czasami moje dzieci kupią sobie jakąś roślinę, zasadzą ją w ogródku i później ją sobie hodują. Dla nich to wszystko jest bardzo naturalne. One chodzą sobie po ogrodzie i wiedzą, co gdzie rośnie. Czasami nie dojadają obiadu, bo żywią się tym, co rośnie na zewnątrz.
    A co Tobie – jako kobiecie i jako matce – dało mieszkanie w pobliżu natury? Jakie aspekty takiego życia cenisz sobie najbardziej?
    Dla mnie ważna jest cisza, naturalne zapachy i spokój. A poza tym pewien rodzaj "uziemienia". Trzeba tego dłużej doświadczyć, by umieć to zauważać. U ludzi pojawia się rodzaj zmęczenia umysłu, gdy w ogóle nie chodzą boso, kiedy non stop są w butach, otacza ich beton i co chwilę sięgają po urządzenia elektroniczne.
    Chodzi więc o to, żeby się "uziemnić" i móc doświadczyć równowagi w ciele. Ja bardzo czuję różnicę, kiedy przebywam w mieście, a kiedy jestem na łonie natury. Bliskość przyrody sprawia, że jestem dużo bardziej rozluźniona, a co za tym idzie znacznie bardziej zadowolona. Mam dzięki temu większą radość życia i spokój w sobie.
    Powiedziałaś już sporo o zaletach życia na wsi, ale trzeba też powiedzieć, że posiadanie własnego gospodarstwa wymaga dużo pracy. Czy trudno jest znajdować złoty środek między zachwytem nad naturą a codziennymi obowiązkami?
    Jest trudno. Właśnie jesteśmy na takim etapie, kiedy zastanawiamy się, czy nie zmniejszyć trochę naszej hodowli, bo rzeczywiście zabiera nam to dużo sił. Jesteśmy jednak zadowoleni, że popróbowaliśmy hodowli różnych zwierząt, mieliśmy okazję zobaczyć, ile trzeba wkładać w to pracy. Dla nas jest szokujące, jak tanie jest jedzenie, a ile pracy wymaga wyhodowanie i na przykład doprowadzenie do tego, by pozyskać kozi ser.
    Myślę, że to też jest fantastyczna lekcja dla naszych dzieci. My nigdy tego nie doświadczyliśmy, więc dopiero teraz się wszystkiego uczyliśmy. Dzieci doświadczają tego razem z nami, widzą, ile jest w tym trudu. One mają świadomość, że nie można po prostu zostawić zwierzęcia i się nim nie opiekować, nawet w niedzielę czy w Boże Narodzenie.
    Chociaż faktycznie jest to trud, nie wyobrażamy sobie życia bez kontaktu z przyrodą, bez zwierząt, które nas otaczają, bez ogrodu. My mieszkamy z dala od jakiejkolwiek ruchliwej szosy. Dzieci mają mnóstwo przestrzeni do decydowania, gdzie będą się bawić, wszędzie jest bezpiecznie. To przestrzeń nieporównywalna z placami zabaw. Myślę więc, że trudno byłoby się im przestawić na typowo miejsce życie.
    Czytając wspomniany już przeze mnie tekst, opublikowany w jednym z numerów "Kredy", odniosłam wrażenie, że życie Twojej rodziny, to nieustanna leśna edukacja. Co byś radziła rodzinom, które chcą być bliżej natury, ale może nie mają takiej możliwości, bo na co dzień mieszkają w dużym mieście?
    Nawet w dużych miastach mamy przestrzenie, które są trochę bardziej dzikie. Warto więc zrobić sobie chociaż jeden dzień w tygodniu, kiedy wybierzemy się z dziećmi na przykład do lasu. Zadbajmy o to, by takie wypady były w miarę regularne, a przed samym wyjazdem wyposażmy się w jedzenie i wygodne ubrania. Można ze sobą wziąć hamak oraz koc i zrobić sobie bazę w pobliskim lesie czy na łące.
    Sami możemy wybrać, czy chcemy regularnie odwiedzać jedno miejsce, czy szukać nowych terenów. Na początku nie musimy robić niczego specjalnego. Wystarczy, że zaczniemy doświadczać przyrody, będziemy ją obserwować i być blisko niej: powdychajmy powietrze i przytulmy się do drzewa.
    *Miesięcznik "Kreda" zmienia obecnie swoją formę i ma być przekształcony w kwartalnik. Jeśli cenicie sobie artykuły, dotyczące kreatywnej edukacji, leśnego życia i pozytywnego rodzicielstwa, tutaj można wykupić prenumeratę magazynu.