
Reklama.
Jeśli coś w polskiej kulturze jest świętością, to jest to na pewno rodzina. A postacią tak szanowaną, że wręcz mistyczną jest matka. "Matkę masz tylko jedną", "matka rzecz święta".
Może cię zainteresować także: "Jak matka ci du**ę podcierała, to było dobrze?!". Mocny apel ratownika
Gdy dzisiaj coraz więcej tematów tabu słusznie jest przełamywanych i rozmawiamy o toksycznych matkach czy wpływie klapsów na dzieci, zawsze znajdzie się strona, która zaciekle będzie bronić instytucji matki, jakakolwiek by ona nie była.
" Mama dawała mi klapsy i nic mi nie jest, tej na pewno też na dziecku zależy", "bycie matką nie jest proste, może robiła źle, ale chciała dobrze". Ze swoich rodziców staramy się zdjąć odpowiedzialność, nawet za rzeczy, które nas bolą – w końcu ich kochamy i nie przyjmujemy do wiadomości, że z premedytacją lub z niewiedzy zrobili nam krzywdę.
Gdy więc nasi rodzice potrzebują pomocy, robimy wszystko, by się nimi zająć, czasem kosztem własnego życia prywatnego. Tak było z Dominiką, która 6 lat temu zaczęła opiekować się swoją starszą, schorowaną mamą.
– Gdy mój tata umarł, mama została sama. Wiedziałam, że będzie potrzebowała mojej pomocy, nie tyle z gotowaniem czy opiekowaniem się sobą. Potrzebowała towarzystwa, wsparcia, zapełnienia pustki w domu, w którym latami mieszkała z mężem – wyjaśnia Dominika.
Z czasem żałoba zaczęła się wyciszać, ale Dominika mimo tego przyjeżdżała do mamy codziennie lub co dwa dni.
– Samochodem to około 20 minut, więc daleko nie miałam, ale przecież poza mamą miałam własne życie. Pracę, w której zmiany miałam na 12 lub 24 godziny. Do tego dzieci – nastoletnie, ale przecież tym bardziej zasługiwały na moje wsparcie. Mój dzień wyglądał tak, że gdy zaczynałam pracę o dziewiętnastej, z domu wychodziłam około szesnastej, żeby spędzić czas z mamą. A dzień wcześniej miałam zapewne noc, więc przynajmniej do jedenastej potrzebowałam odespać – wyjaśnia.
Kobieta więc zazwyczaj wstawała, gdy dzieci były już w szkole, wyjeżdżała z domu zanim mąż wrócił z pracy. Dominika podkreśla, że to, ile czasu wymagało zajmowanie się mamą, było zupełnie niezrozumiałe dla dalszej rodziny. Sugerowano jej nawet, że powinna przeprowadzić się do mamy lub zabrać ją do siebie.
– Miałam 3-pokojowe mieszkanie, dwa dziecięce pokoje i salon, który służył mi i mężowi za sypialnię. Gdzie miałam umieścić mamę? A przeprowadzić się do niej? Czy ja nie zasługuję już na własne życie? Przecież przywoziłam jej obiady, sprzątałam dom, spędzałam z nią czas. Mama nie potrzebowała opieki 24 godziny na dobę, potrzebowała głównie towarzystwa – dodaje kobieta.
Mimo miłości do ukochanej babci także dzieci i mąż zaczęły wypominać Dominice, że więcej czasu spędza z mamą niż we własnym domu. Szczególnie, że starsza kobieta była w pełni samodzielna.
– Zaczęłam wręcz słyszeć zarzuty, że mama mnie wykorzystuje i faktycznie tak było. Mimo że przyjeżdżałam do niej codziennie lub co dwa dni, potrafiła zadzwonić z prośbą, bym kupiła jej bułki. Miała kupiony chleb! Ale miała ochotę na inne pieczywo, więc musiałam pędzić z drugiego końca miasta. Wiem, że chciała tak naprawdę mojej uwagi. Ale ja byłam jedna – nie rozdwoję się – dodaje.
Jak często bywa w przypadku opieki nad starszą osobą, dalsza rodzina potrafiła doradzać, jednak wsparcia z jej strony zabrakło. Dominika jest jedynaczką, ale podkreśla, że rodzeństwo mamy nigdy nie wpadło nawet na pomysł, żeby odwiedzić samotną kobietę.
– Słyszałam, że jestem złą córką, bo wyjechałam na weekend, podczas którego wnuki i tak wpadały do babci. Od sześciu lat nie byłam na wakacjach dłużej niż 2-3 dni, ale dalsza rodzina nie poczuwała się nawet do odwiedzin mamy. Byłam z tym zupełnie sama – dodaje.
Z czasem matka Dominiki potrzebowała coraz więcej opieki – pomocy przy myciu, odgrzania obiadu, nie było mowy nawet o dniu przerwy od odwiedzin. Kobieta zaczęła myśleć o wynajęciu pielęgniarki.
– Taka pomoc jednak nie byłaby całodobowa, a jedynie na kilka godzin dziennie. A mama zaczęła być coraz bardziej "wymagająca". Płakała mi do słuchawki, że ciągle jest sama, że w ogóle się nią nie zajmuję, a ja miałam wrażenie, że u niej mieszkam – dodaje.
Kobieta zaczęła się zastanawiać nad domem opieki, by z mamą ktoś był cały czas. – Ten pomysł podrzuciła mi koleżanka, której rodzice potrzebowali takiej opieki, ale ja nie chciałam o tym słyszeć. "Jak można oddać własnych rodziców do obcych ludzi" – powtarzałam – dodaje.
– Jednak coraz częściej myślę o tym, że będę musiała się nad tym zastanowić. Czuję się z tym źle, jak wyrodna córka. Całe życie rodzice powtarzali, że na starość będą we mnie mieli kogoś, kto poda im szklankę wody. Ale ja nie mogę tej szklanki podawać codziennie, kilka godzin dziennie, nie żyjąc z własną rodziną – podsumowuje.
Gdy rozmawiamy o domach spokojnej starości, opiece nad rodzicami i powinnościach dzieci, Dominika przyznaje, że sama nie chciałaby być ciężarem dla własnych dzieci.
– Moje życie kręci się wokół pracy, mamy i zahaczenia o własny dom, by przynajmniej ugotować obiad i "pokazać się" dzieciom. Nie wyobrażam sobie, że oni w przyszłości będą musieli obchodzić się ze mną jak z jajkiem. Nie chciałabym być niczyim obowiązkiem – dodaje.
Dla siebie jest jednak nad wyraz surowa. Nadal uważa, że oddanie mamy do domu pomocy będzie dla niej przegraną. "Tak w końcu nie zachowuje się dobra córka" – kończy.
Może cię zainteresować także: "Jak dobić starszą panią". Historia z warszawskiego szpitala brzmi jak okrutny żart