Nazwę Śnieżnego Księżyca wymyślili rdzenni mieszkańcy Ameryki – lutowa pełnia oświetlała niegdyś połacie zmrożonego, białego śniegu. W tym roku na śnieg nie mamy co liczyć, w następnych ma być tylko gorzej, ale romantyczną nazwę już sobie w głowach zakodowaliśmy. Czym charakteryzuje się sobotnia pełnia?
Czwarty na podium
Pod względem wielkości swojej tarczy ta pełnia nie jest na podium – w ciągu roku pełni księżyca jest 13, a Śnieżny Księżyc znajduje się dopiero na miejscu czwartym. Nie znaczy to jednak, że nie ma o czym mówić: jego wielkość i tak robi wrażenie. Warto zaobserwować go poza miastem, zwłaszcza że – jak wynika z badań – i tak będziemy mieli problem z zaśnięciem.
Te powtarzane przez nasze babcie "ludowe wierzenia" zostały potwierdzone naukowo w 2013 roku.
Gorszy sen podczas pełni
Szwajcarscy naukowcy przez 3 lata monitorowali sen 33 ochotników. Okazało się wówczas, że – niezależnie od wieku i płci – wszyscy spali podczas pełni gorzej. Ich średni czas zasypiania wydłużył się o 5 minut, długość snu była krótsza o 20 minut.
Nocny wypoczynek był też gorszej jakości, a badania hormonalne wykazały, że w czasie pełni organizm produkował mniej melatoniny, która odgrywa najważniejszą rolę w regulowaniu snu, o czym pisaliśmy już przy okazji rozważań o sowach i skowronkach, oraz o tym, dlaczego nastolatki chodzą późno spać.
Śnieżny Księżyc
I choć nazwa tej pełni jest w tym roku nieadekwatna do aury, to zawsze lepszy księżyc quasi-śnieżny niż tzw. Księżyc Czarny, z którym mamy do czynienia, kiedy w ciągu jednego miesiąca kalendarzowego, występuje drugi raz pierwsza faza księżyca.
Zwrócona wtedy w naszą stronę część księżyca jest nieoświetlona, w związku z czym można powiedzieć, że jest to "odwrotność" pełni, a księżyca w nocy nie widać. Może i lepiej się śpi, ale też nie ma czego z podziwem obserwować! Z taką sytuacją mamy do czynienia przeważnie raz na 32 miesiące.