Pani Agnieszka jest nauczycielką i na swoim profilu podzieliła się historią z metra. Z pozoru błaha opowiastka o spotkanych w komunikacji miejskiej przedszkolakach, może być dobrym punktem wyjścia do rozważań, chociażby na temat edukacji. I motywacji.
Nauczycielka relacjonuje swoje spotkanie z rodzeństwem przedszkolaków. Dziewczynka była ewidentnie bardziej pewna siebie i rozgadana niż jej braciszek. Chętnie pokazywała swoje kolorowanki, chwaliła się i wskazywała, że "brat jeszcze nic nie umie".
– Mały, chyba trzyletni, może czteroletni chłopczyk – chowa wzrok, próbując ukryć swoją teczkę. Dziewczynka energicznie mu ją odbiera i wyciąga pomalowany niedokładnie farbą kontur dyni. O! – wskazuje dziewczynka – Wychodzi za linię i listek też ma pomarańczowy! - opisuje kobieta i próbuje tłumaczyć działania plastyczne chłopca.
Ten ostatni jest zawstydzony. Mama dzieci uśmiecha się znad telefonu i rzuca, że córka lubi się chwalić.
Pani Agnieszka dopytuje, czy dziewczynka ma jakieś swoje prace, narysowane samodzielnie. Ta tłumaczy, że "ona nie rysuje byle co, tylko to, co nam pani da", więc kobieta wyciąga kredki...
Dziewczynka reaguje entuzjastycznie, chłopiec wygląda raczej na przerażonego.
"– Co rysujemy? – dopytuje.
– A co chcesz?
– Królewnę! – stanowczo stwierdza mała i "częstuje się" kredką".
– A może narysujemy chłopczyka? – podaję chłopcu pudełko.
– On nic nie umie! – śmieje się jego siostra. – Nie ma ani jednego słoneczka. A ja się zawsze słucham Pani i nie wychodzę za linię i dostanę ciasteczko z sercem za 10 słoneczek, a on nie – i zaśmiewając się, rysuje głowę królewny."
Ostatecznie chłopiec zachęcony przez kobietę, rysuje, a jego siostra instruuje: "Po pięć palców, nie po trzy. Patrz, jak ja rysuję. Ja mam dobrze narysowane" i dodaje, że brat nie chce wykonywać prac domowych, tylko się bawić.
"– Jakie prace?
– No takie! – dziecko z dumą pokazuje kolorowanki. – I wychodzi za linię, a ja się już umiem podpisać – pokazuje dwie koślawe literki w rogu każdej kolorowanki.
– Co to znaczy? – pytam.
– Nie wiem, ale Pani mówi, że podpisujemy się inicjałami.
[...]
– No i widzisz, twój brat potrafi świetnie rysować chłopczyków, a ty królewny – podsumowuję pracę dzieci. Chłopiec z promiennymi oczami oddaje mi kredkę, którą trzymał nadal w rączce.
– Ale to jest byle co – kwituje dziewczynka. – Trzeba umieć takie. On w życiu nie dostanie ciasteczka, bo się nie stara – wskazuje na kolorowanki, jako miarę swojego przedszkolnego sukcesu. Oczy chłopca gasną. Mam ochotę go przytulić, ale to koniec podróży i oczywiście nie przytula się dzieci, ot tak".
Pani Agnieszka podsumowuje, że niepozorna sytuacja dała jej do myślenia. Na temat empatii, samodzielności, zaradności, uważności na drugiego człowieka, zaufania do innych i solidarności z nimi.
Psychologowie z Uniwersytetu Stanforda dali dwóm grupom dzieci nowe, atrakcyjne kredki. Jednym pozwolili po prostu nimi rysować, drugim obiecali nagrodę za najlepszy rysunek. Które dzieci rysowały chętniej? Nie te, przed którymi stała wizja nagrody! Sama obietnica nagrody sprawiła, że miejsce motywacji wewnętrznej zajęła motywacja zewnętrzna. Nagroda odciągnęła uwagę od zadania. To wyjaśnia, dlaczego uczniowie przestają być zaciekawieni jakimś tematem po napisaniu sprawdzianu i zdobyciu oceny.
Nagrody i kary, czyli motywacja zewnętrzna, skutecznie wygaszają motywację wewnętrzną. Dzieci mają naturalną potrzebę rozwoju. Jak mówi Agnieszka Stein: "Mózg nie żyje po to, żeby się uczyć, tylko uczy się po to, żeby żyć". Obietnicą nagrody lub groźbą kary, odsuwamy zatem uwagę dziecka od tego, co najważniejsze, czyli od samego procesu uczenia się, a kierujemy ją na pozyskane za uczenie się fanty.
Co otrzymujemy ostatecznie? Spustoszenie w kreatywnych młodych głowach, brak ciekawości i realnej chęci na zrobienie czegoś, odkrywanie, sprawdzanie, próbowanie... A czyż nie są to cechy, które najbardziej w dzieciach cenimy?