Przez tę przekąskę dzieci lądują u logopedy. Często to ich ulubiony deser
Redakcja MamaDu
·4 minuty czytania
Publikacja artykułu:
Szubka przekąska, czyste ręce i wydaje się być zdrowa? Rodzice i dzieci częściej sięgają po musy owocowe w tubkach. Doradzamy: oby nie za często!
Reklama.
Musy owocowe w tubkach są dostępne w każdym sklepie spożywczym. To produkt bardzo wygodny – dziecko się nie ubrudzi, możemy go podać maluchowi w terenie i nie trzeba mieć przy sobie wody, by umyć owoc, oraz noża, by go obrać. Przy okazji rodzice świadomi zerkają w skład i są spokojni – w większości przypadków tubki z musem owocowym to rzeczywiście produkty dobre.
Co powinno być w składzie musu owocowego?
No cóż, odpowiedź jest prosta – tylko owoce. Nie szkodzi też dodatkowa witamina C czy kwas askorbinowy. I rzeczywiście większość musów dostępnych na rynku taki skład ma: przeciery owocowe, czasem z odrobiną zagęszczonego soku, i koniec.
Nie brakuje firm, które produkują musy z warzyw i owoców z rolnictwa ekologicznego. To tym bardziej plus. Warto wybierać też te musy, które mają w składzie jak najwięcej przecierów. Soki to jednak cukier (pochodzenia naturalnego, ale wciąż cukier) z wodą i tym różnią się od owoców, że pozbawione są cennego dla naszych jelit błonnika. Należy za to unikać musów, które w składzie mają skrobię kukurydzianą, mąkę ryżową, aromaty.
- Tubek z musami owocowymi nie czepiałabym się ze względu na skład. Naprawdę mając podstawową wiedzę, można bez trudności znaleźć produkty dobre w każdym sklepie, nawet markecie. Nawet jeśli mus ma odrobinę mniej błonnika niż surowy owoc, to ma go więcej niż świeżo wyciskany sok. I to jest ważne. To, co niepokoi w przypadku musów to forma ich podania – komentuje dietetyczka z gabinetu Z kaloriami na pieńku, Monika Stromkie-Złomaniec.
Papka na obiad, papka na deser
W jednym z postów na Instagramie znana i ceniona blogerka Hafija pisze: "W Niemczech komisja ds. żywienia rekomenduje, żeby nie dawać dzieciom produktów uzupełniających w tubkach do wysysania. Rekomenduje się, żeby produkty uzupełniające podawane były łyżką lub 'do rączki', tak żeby dać dzieciom możliwość nauki różnych faktur i twardości jedzenia uzupełniającego, a ważniejsze od wygody i szybkości podania, powinno być responsywne podawanie produktów uzupełniających i interakcja między dzieckiem a opiekunem w czasie jedzenia".
Rekomendacja niemieckich ekspertów ma dodatkowe potwierdzenie. - Wśród dzieci, które spotykam na warsztatach, czy zajęciach, jest sporo takich, które przez zbyt długie jedzenie "papek", trafiło do logopedy. Podczas jedzenia, czyli gryzienia, ruszania językiem i tak dalej, wykształca się też aparat mowy. Dziecko do 6. miesiąca życia ssie, jednak później uczy się gryźć – choć nie ma zębów, potrafi zmiażdżyć dziąsłami np. ugotowaną różyczkę brokuła, czy miękki owoc – mówi Monika Stromkie-Złomaniec.
Wszystko to przyczynia się do wytrenowania buzi w kierunku poprawnej wymowy w przyszłości. Im dłużej pozwalamy dziecku ssać to, czego ssać nie musi, tym bardziej narażamy je na wady wymowy. Częstą wadą wymowy wynikającą z długiego używania smoczka, butelki, czy właśnie jedzenia musów z tubek jest między zębowe S, czyli znane nam wszystkim klasyczne seplenienie.
Apetyt i edukacja
- Ponadto podawanie dzieciom owoców w tubkach, zamiast w pierwotnej postaci może powodować, że w przyszłości będą miały one kłopoty z zaakceptowaniem normalnego jedzenia. Niechęć do gryzienia ziemniaków czy marchewki w przedszkolu często wynika z faktu, że dziecko dłużej niż powinno jadło obiadki w formie zmiksowanej papki – tłumaczy dietetyczka.
Kłopoty z apetytem przez brak kontaktu z "normalnym" jedzeniem jest udowodnione naukowo. Im więcej dziecko poznaje faktur, kolorów i smaków, tym bardziej rozbudzamy w nim ciekawość jedzenia, a tym samym apetyt.
Naukowcy z University of Eastern Finland odkryli, że dzieci, które podczas jedzenia wykorzystują wszystkie pięć zmysłów, częściej sięgają po zdrową żywność. Trzeba pozwolić dzieciom spróbować, jak smakuje i wygląda sama marchew – nie tylko cieszyć się, że dziecko wyjadło marchewkę z zupy.
Warto też skończyć z podejściem pt. "Nie baw się jedzeniem". Podawanie dzieciom papek leży bardzo blisko tego podejścia – w jednym i drugim wypadku chodzi o to, by dziecko "ładnie zjadło", a my mamy czyste sumienie i święty spokój. O ile sprawdza się to u maluszków, o tyle możemy mieć kłopot z przedszkolakiem.
- Chodzi również o to, że dzieci w wieku przedszkolnym i starsze często bywają bardzo zaskoczone, że mleko pochodzi od krowy – nie z kartonu, że jajko znosi kura – wiadomą częścią ciała i że owoce czy warzywa mają taki, a nie inny kształt i zapach. A potem nie chcą ich jeść. To też pokłosie podawania dzieciom jedzenia w tubkach – mówi Monika Stromkie-Złomaniec.
Dietetyczka zwraca również uwagę na opakowania. - Tubki wykonane są z jakiegoś tworzywa sztucznego. Z jakiego – nie wiem i nie jestem pewna, czy da się to w ogóle sprawdzić. Wiem jednak, że wiele produktów dla dzieci podawanych jest w najgorszej jakości plastikowych opakowaniach – takich, które wydzielają m.in. niebezpieczny i toksyczny bisfenol A. Jeśli chcemy podawać dzieciom tubki, to kolejna rzecz, o której powinniśmy pamiętać.
Zdaniem Moniki Stromkie-Złomaniec owoce w tubce powinny być wyjątkiem w diecie dziecka. - Dawajmy dzieciom, nawet tym najmniejszym, w miarę ich możliwości jak najwięcej owoców w pierwotnej formie. Owocowy mus traktujmy jak zamiennik stosowany okazyjnie, gdy nie mamy innego wyjścia, lub jako wyjątek, jeśli w diecie dziecka królują zwyczajne owoce.