Reklama.
Gdy celebryci sprzedają patenty i triki na wychowywanie dzieci, wiele osób puka się z głowę i śmieje, co oni mogą wiedzieć o prawdziwym życiu. Tym razem jednak było zupełnie inaczej.
Może cię zainteresować także: Opieka nad małym dzieckiem jest jak pobyt w więzieniu. Mamy na to aż 11 dowodów!
Mam cztery córki, więc możecie sobie wyobrazić, jak intensywnie wygląda każdy mój dzień. Nie umiem się rozdwoić, ale staram się, jak mogę, dać dzieciom czytelny sygnał, że jestem dla nich i kocham je wszystkie tak samo mocno. Tyle że każdy dzień to inne niespodzianki i co chwilę inna z córek potrzebuje mojej pomocy. Stosuję więc zasadę pilności, czyli zajmuje się rozstrzyganiem najważniejszych i priorytetowych spraw, resztę zostawiając na później.
Znam moje dzieci, tak mi się wydaje, ale nie wiem, czy znam ich wszystkie potrzeby, bo nie mam czasu z każdą córką spędzić wystarczająco dużo czasu. Pewnego dnia byłam załamana, ciągłe problemy przygniotły mnie. Usłyszałam wtedy jak o podobnych problemach opowiadała Jennifer Garner, matka trójki dzieci. Początkowo pomyślałam, że to celebrytka i co ona wie o życiu, ale potem postanowiłam wypróbować jej metodę, bo w końcu co mi szkodzi spróbować?
Następnego dnia odwiozłam swoje córki do szkoły i jednej z nich powiedziałam, że zostaje ze mną. Była bardzo zaskoczona. Powiedziałam, że spędzę ten dzień tylko z nią, że będziemy robić to, na co ma ochotę i wierzyłam głęboko, że uda mi się nie denerwować przez cały dzień akceptując marudzenie i fochy tylko jednej z córek.
Byłam zaskoczona jej wyborami. Najpierw chciała się przejechać metrem i pójść do Centrum Nauki. Potem poszłyśmy do chińskiej restauracji i na lody. Trzy czynności, metro, muzeum i dobry obiad – tyle wystarczyło, by moja córka była szczęśliwa. Trzymała się blisko mnie i czułam, że jest bardzo odprężona. Ona po prostu promieniała, nie mogła przestać gadać, ciągle chciała mi coś pokazać, opowiedzieć, powspominać. Gdy wracałyśmy do domu po południu, zapytałam ją, czy podobał jej się ten wspólny dzień. Gdy powiedziała – mamo, to był najcudowniejszy dzień, miałam łzy w oczach.
Zapytałam ją, dlaczego tak uważa. Wytłumaczyła mi, że to był dzień, kiedy nie musiała z nikim się mną dzielić, nie musiała walczyć o moją uwagę z siostrami, które często ją zakrzykują i że nie opłaca się być mądrą i bezkonfliktową, bo gdyby miała problemy, musiałabym poświęcić jej więcej uwagi.
Trudno mi było nie płakać. Nie zdawałam sobie sprawy, że dzieci tak celnie odbierają rzeczywistość i że taki jeden dzień da nam tak ogromne obustronne szczęście. Moje dziecko otworzyło przede mną swoje serce. Taki dzień wagarów, choć pewnie wiele osób wytknie mi, że to mało wychowawcze, był jedną z najlepszych decyzji w moim życiu. Żałuję, że tak późno wypróbowałam tę metodę. Od tamtej pory każda z moich córek miała już swój dzień ze mną. Teraz zaczynam kolejną rundę.