
Odebrałam mojego synka ze żłobka, jak zawsze – przywitałam się z nauczycielem prowadzącym i wyszliśmy z sali. Po drodze mijałam się jeszcze z trzema innymi nauczycielami, z którymi również wymieniłam uprzejmości. Nic specjalnego. Dzień jak co dzień. Wróciliśmy do domu. Po tym, jak mój synek skończył jeść, pobawiliśmy się chwilkę i nastał czas kąpieli. Powiem tylko tyle – to była najgorsza chwila w moim życiu.
Po pierwsze nie mogłam odkleić koszulki od jego ciała. Przywarła mocno. Ostrożnie ją odczepiałam, a wtedy pękło mi serce. Na jego maleńkich plecach znajdowało się 15 śladów po ugryzieniach. Połowa z nich to były otwarte rany! Dziecko, które go pogryzło, musiało robić to bardzo mocno, skoro doprowadziło aż do krwawienia.
Po pierwsze jak w ogóle można zapomnieć powiedzieć matce o czymś takim?! Po drugie jak to w ogóle możliwe, że moje dziecko miało 15 śladów po ugryzieniu na plecach?! Musiał leżeć na podłodze, w czasie gdy inne dziecko rzuciło się na niego. Gdzie wtedy byli nauczyciele? Przecież to musiało chwilę trwać… Sama próba wyobrażenia sobie tej straszliwej sytuacji rozdziera moje serce.
Choć ta sytuacja nie działa się w Polsce, niech będzie przestrogą. Sama na własnej skórze, a raczej skórze mojego dziecka przekonałam się, że przerażające rzeczy mogą dziać się za zamkniętymi drzwiami szkolnej sali. Zdejmując bluzkę mojej 6-letniej córce przed kąpielą, zobaczyłam siniaki na brzuchu. Po długich rozmowach okazało się, że koleżanka ją bije, a ona wstydzi się o tym powiedzieć. Nigdy nie podejrzewałabym, że moje dziecko stanie się ofiarą przemocy rówieśniczej. Problem w tym, że większość z nas tego nie podejrzewa i nie jest w stanie rozpoznać pierwszych niepokojących sygnałów. Oby ten rok szkolny nikomu nie przyniósł podobnych historii.
Może cię zainteresować także: Skandaliczna rada, którą najczęściej słyszą dzieci, gdy mają problemy z rówieśnikami