Pokazuję koleżankom zdjęcie, które wywołało niemałą dyskusję w internecie. Dziecko jak to dziecko, zasypia nie zawsze wtedy, kiedy byśmy tego chciały, albo właśnie wtedy, kiedy tego NIE chcemy, ale jeśli nastąpi to podczas spaceru, oczywiste jest to, że najlepsze dla niego jest oddychanie świeżym powietrzem, a jeśli akurat mama ma ochotę na kawę?
Strach w ochach moich koleżanek: Ale że jak? W życiu! Nigdy bym nie zostawiła. A ja… poczułam się nieco osamotniona, bo nie dostrzegam tu nic nagannego.
W stolicy Islandii też nikt nie widzi problemu. Rozwiązanie jest proste. Jak mama idzie do kawiarni, to dziecko dalej może smacznie spać „pod”. Jasne, że można wziąć kawę na wynos, ale dlaczego by nie usiąść w przyjemnym miejscu, może z koleżanką, zrobić sobie kilka minut przerwy? Ale że jak to, tak bez lęku o dziecko? Samo, na zewnątrz? Ale jaki lęk, jaki strach! Tutaj to normalne. Islandia jest bezpieczna.
Jessica uwieczniła ten moment i pokazała zdjęcie światu z podpisem „Świeże powietrze jest dobre dla dzieci”. We wpisie podkreśliła, że tutaj zostawianie wózka z dzieckiem pod kawiarnią, sklepem jest powszechne. No i zaczęła się dyskusja…
Ktoś pisze, że w Japonii to też normalne, że to ok. Ale w wielu komentarzach inne mamy wyrażały nie tyle zaniepokojenie, a wręcz oburzenie: „Nie ważne jak bezpieczny jest kraj. To stwarzanie okazji dla przestępców”, „Ty głupia kobieto”.
Co kraj, to obyczaj. A Polki? Kiedyś nasze babcie robiły to nagminnie, czasy się zmieniły? Pewnie tak, jest to jakiś argument, ale ja myślę, że to zależy od miejsca i sytuacji. Nie mieszkam w centrum, a na obrzeżach. Mnóstw o okolicy uroczych, malutkich sklepików, butików, mały ryneczek, wszyscy się znają. Była zima. Syn umówiony do fryzjera w samo południe. Małą, pakuje do gondolki no i wio, lecimy.
W połowie drogi zasypia. Na dworze na minusie
Pięknie słońce, rześkie powietrze, oddycha się wspaniale. Jesteśmy punktualnie pod małym salonikiem, trochę wyglądającym jak nieco większa budka z kebabami, z tą różnicą, że cały pokryty jest oknami (od kostek po czubek głowy). Mała śpi jak zabita. Co robię?
Wchodzę z synem, a mała dalej śpi, pod naszym fryzjerskim salonikiem. Przez myśli mi nie przeszło żeby ściągnąć z niej koc, kombinezon, czapę, szalik, czyli wszystko to, co zakładałam co najmniej 10 minut. I jeszcze ją budzić?! Po co? Żeby weszła, a właściwie wjechała do dusznego, głośnego pomieszczenia na te 20 minut? Z pewnością ona również nie byłaby zadowolona. A potem znów ją ubierać… Siebie, syna i małą? Nie, dziękuję. Ona miała cudny klimat do kontynuowania drzemki, syn robioną super fryzurę, a ja się ogrzałam, napiłam herbaty. No i byłam kluczową styliską tejże fryzury.
Nie, nie zostawiłabym dziecka w wózku pod centrum handlowym, gmachem banku, poczty, czy obok supermarketu
Ale w sytuacji podobnej do Jessici, czemu nie? Wózek stał obok mnie. Przez szybę widziałam jej twarz, jak co chwilę pojawia się na niej a to grymas, a to po chwili już uśmiech. Gdyby się przebudziła, zaczęła płakać, nawoływać, podejście do niej nie zajęłoby mi więcej czasu, niż dojście do jej pokoju z toalety, jakbym akurat miała konieczność z niej korzystania.
Czy większość Polek również nie miałaby oporów? Wątpię. Obserwując reakcje redakcyjnych koleżanek można by mnie uznać za wyrodną matkę. Z tymże, wcale mnie to nie obraża, bo się nią nie czuje. Mieszkanki Islandii mocno broniły Jessici. Pisały: „Tutaj praktycznie nie zdarzają się porwania, jest bardzo bezpiecznie, a wszelka przestępczość jest na poziomie minimalnym”. „To normalne u nas. O porwaniach się tu nie słyszy”, „5, 6- latki tu chodzą same do szkoły”.
Może w Polsce nie jest tak kolorowo
Ale to my, rodzice oceniamy sytuację i poziom ewentualnego zagrożenia, to na nas spoczywa ta odpowiedzialność. Jeśli nie widzę zagrożenia, to go nie tworzę w głowie, bo nie chcę popadać w paranoję.