Wyobraź sobie, że zostawiasz wózek z dzieckiem pod sklepem, robisz zakupy, a gdy wychodzisz nie ma ani wózka, ani dziecka. Co się stało? W tym właśnie problem: nie wiadomo, a stać się może wiele.
Z życia wzięte
Sytuacja pierwsza: mocno się gimnastykuję, by wąskim wejściem wjechać wózkiem do warzywniaka i nie potrącić przy tym skrzynki z truskawkami, tej z awokado, ani tej z groszkiem cukrowym. Udało się, robię szybkie zakupy i powtarzam manewry by wyjechać ze sklepu bez kolizji w wąskim przejściu. Ale wyjechać nie mogę, bo wejście zastawione jest wózkiem. A w wózku siedzi kilkumiesięczny niemowlak, mama spokojnie robi zakupy w sklepie. Gdy widzi mnie woła: „najmocniej panią przepraszam, już przestawiam wózek!”. I rzeczywiście to robi.
Sytuacja druga: osiedlowy sklepik, by do niego wejść, trzeba pokonać kilka schodków, z wózkiem to jest raczej niemożliwe. Ale bez wózka tak. Dlatego wózek z dzieckiem stoi pod sklepem, podczas gdy rodzic kupuje potrzebne mu produkty.
Sytuacja trzecia: osiedlowa piekarnia, pod nią małe dziecko czeka w wózku, mama wprawdzie już zakupy zrobiła, ale jeszcze oddaje się przyjaznej rozmowie z ekspedientką. Dziecko zaczyna popłakiwać, mama wciąż przebywa w sklepie.
Niebezpieczeństwo czai się każdego dnia
Wszystkie te sytuacje wydarzyły się naprawdę. Wszystkie na warszawskim Ursynowie. To spokojna, bardzo przyjazna rodzinom z małymi dziećmi dzielnica, w której można czuć się bezpiecznie. Tylko czy aż do takiego stopnia? Przecież niezależnie od tego, jak niskie są wskaźniki przestępczości w naszym miejscu zamieszkania, to jest tylko statystyka. A dziecko przed potencjalnym niebezpieczeństwem trzeba chronić zawsze.
Pozostawione pod sklepem dziecko może być porwane przez osobę upośledzoną umysłowo, dla okupu, dla wyjątkowo głupiego i okrutnego żartu lub dla… wózka, który można sprzedać i kilka groszy na nim zarobić. Przychodzi mi do głowy jeszcze kilka dużo gorszych zagrożeń, o których choćby hipotetycznie ciężko mi nawet pisać. Owszem, prawdopodobieństwo, że coś takiego się wydarzy jest niewielkie. Ale nie jest zerowe, po co więc ryzykować?
Co by było gdyby…
Dlaczego mama z warzywniaka zaniepokoiła się tym, że ja nie mogę wyjechać z wózkiem, a nie swoim dzieckiem pozostawionym przy wejściu? Dlaczego rodzic robiący zakupy w sklepie ze schodkami nie wybrał innego miejsca? To nie było żadne unikatowe miejsce, ot spożywczak, jakich w okolicy są dziesiątki. Dlaczego mama z piekarni, skoro już zdecydowała się na pozostawienie dziecka w wózku pod sklepem, czuła się z tym na tyle swobodnie, że pozwoliła sobie jeszcze na chwilę miłej konwersacji? Skąd tak duże poczucie bezpieczeństwa?
Fakt, że żyjemy na pięknych i relatywnie bezpiecznych osiedlach nie zwalnia nas z czujności. Bo cień szansy, że naszemu dziecku grozi niebezpieczeństwo pozostaje zawsze. A rodzice są od tego, by dzieci chronić. Tylko czy jesteśmy w stanie uchronić je zawsze i przed wszystkim? Oczywiście, że nie. Gdyby tak było, na świecie w ogóle nie byłoby tragicznych wypadków z udziałem dzieci. Wszechmocni nie jesteśmy, ale możemy dużo. Na przykład nie dopuszczać do potencjalnie niebezpiecznej sytuacji, kiedy bezbronne niemowlę zostaje bez opieki pod sklepem. Nawet jeśli to zaprzyjaźniony sklepik tuż za rogiem naszego bloku.