Wytrwałość i systematyczność – oto największe cnoty. Gwarantują życiowy sukces, powodzenie – tak przynajmniej uważają psycholodzy i naukowcy, który badają kto i dlaczego osiąga sukces. Mam tylko jedno pytanie – jak te cechy rozwijać u dziecka?
Kiedyś uważano, że to inteligencja pomaga odnieść życiowy sukces. Dziś już wiadomo, że nie. Jeśli nie jesteś wytrwały, jeśli nie umiesz czekać i odraczać swoich potrzeb – jesteś z góry na straconej pozycji. My dorośli możemy biegać z większym lub gorszych skutkiem do terapeutów, coachów i próbować nad sobą pracować. Na ile naprawdę możemy zmienić nawyki kształtowanie latami? Zdania są podzielone. Ale świat przed naszymi dziećmi stoi otworem.
To może im pomożemy?
Od razu mówię, przymuszaniu dziecka: „Masz tak robić, bo tak trzeba" może przynieść efekt odwrotny, szczególnie w dłuższej perspektywie. Sama byłam dzieckiem, które musiało od najmłodszych lat uprawiać sporty (bo to wyrabia dyscyplinę), chodzić po górach (idealne na wytrwałość), dużo się uczyć. Dziś z całego serca nienawidzę sportu. Na góry mam alergię. A systematyczność, to słowo równie mi obce co balet. Jeśli chodzi o pisanie nazywają mnie "mistrzynią ostatniej prostej" (w żargonie dziennikarskim oznacza to pisanie tekstu za pięć dwunasta).
Może być zatem nie iść taką drogą? Więc jaką?
Mamy więc dziecko. Załóżmy, że chłopca o imieniu Adam. Rodzice to, przyjmijmy, statystyczni państwo Malinowscy. Dużo pracują, wieczorem próbują odrabiać z synem lekcje (tracąc przy tym nerwy, bo Adam potrafi się skupić co najwyżej przez 5 minut), jednocześnie zajmując się młodszą córką. W weekendy wożą dziecko na zajęcia dodatkowe. „Nie chcę" jęczy Adam. Albo się czymś przez chwilę ekscytuje, a po kilku zajęciach chce zrezygnować.
W końcu Malinowscy zauważają, że o ich synu można powiedzieć wszystko tylko nie to, że jest systematyczny i wytrwały. Są przerażeni. „Co z nim będzie?" żali się Malinowska Malinowskiemu. Ojciec Malinowski, oczywiście, wściekły, bo chciałby, żeby jego syn odniósł w życiu sukces. W powietrzu wisi katastrofa.
Matka Malinowska postanawia szukać pomocy u psychologa dziecięcego. „A państwo są systematyczni?" słyszy po kilku minutach w gabinecie. Malinowska wbija wzrok w podłogę. No ona niekoniecznie.
Niedobrze — dziecko uczy się przez przykład
Możemy wypowiadać tysiące słów — nie mają one znaczenia, jeśli sami nie potrafimy wdrożyć w ich życie. Terapeutka drąży. Czy dziecko od najmłodszych lat było wdrażane w domowe porządki? Pomagało mamie zmywać, opiekowało się regularnie jakimś zwierzątkiem. Czy było traktowano konsekwentnie — najpierw układanie zabawek, potem bajka. No, niestety. „Przecież ja pracowałam, czasem wolałam zrobić coś sama" tłumaczy Malinowska. Kolejny błąd. Już nawet trzyletnie dziecko można uczyć, że najpierw obowiązki, potem przyjemność.
Malinowska, na szczęście, ma czteroletnią córeczkę. Już wie, że to jest ostatni dzwonek, żeby kształtować w dziecku wytrwałość. „Najważniejsze, żeby działanie nie przerastało możliwości dzieci. Jeśli dziewczynka będzie miała do zbudowania wielką wieżę szybko się zniechęci. „Nie chce" krzyknie. Lepiej zaproponować: „To teraz ułóżmy tylko część wieży. Zobacz, super, udało ci się. To może poukładamy dalej". Uff, pierwszy krok w stronę kształtowania wytrwałości zrobiony.
Wróćmy do Adama. Trudniej zmieniać niż kształtować nawyki. Adam ma już siedem lat. Czy to znaczy, że jest na straconej pozycji? Niekoniecznie. Niestety krzyki Malinowskiego, że Adam będzie nieukiem i nigdy nie zdobędzie dobrej pracy — nijak działają na jego syna. Co w ogóle obchodzi Adama co będzie za dziesięć (a tym bardziej dwadzieścia). Dla dziecka czas to abstrakcja.
Malinowska ma zadanie: pokazywać dziecku możliwe — bliskie — konsekwencje. Nie zrobisz pracy domowej — jutro dostaniesz w szkole uwagę. Dobrze jeśli w domu zostaną ustalone zasady — dopóki zadanie nie zostanie zrobione, nie ma filmu, odpoczynku — wyjścia na dwór. Terapeutka radzi: pracę zawsze zaczynamy od zadań najtrudniejszych. Niektórzy nazywają to „połknięciem żaby". Lekcja jaką wyniesie z tego dziecko: nie odraczamy rzeczy trudnych. Ważne. Malinowska nie może nagle mieć wygórowanych oczekiwań. Wprowadzać z dnia na dzień nowych zasad w każdym aspekcie życia. Wystarczy jedna, dwie rzeczy. Pomoc w sobotnich porządkach. Weekendowe, poranne wyjście z psem.
Szansą dla Adama jest również szkoła. Kontrowersyjne, a jednak. Co daje szkoła? Konieczność „bycia w zadaniu", które jest żmudne i trudne. Tak dzieci uczą się cierpliwości i powtarzalności (która dorosłym życiu jest dla wielu bardzo trudna do zniesienia, ale jednocześnie trudno jej uniknąć). Brak systematyczności rodziców, szkoła wyrównuje. Warunek jeden. Malinowski musi raczej przestać komentować głośno, że szkoła jest dla wariatów, nauczycielka durna, a szkolne pomysły pomysłami opętanych psychopatów.
Dziecko w wieku siedmiu lat traktuje rodzica jako największy autorytet. Jeśli on podważa sensowność szkoły — dziecko zrobi to tym bardziej. Matka już nie może po nocy czytać lektury, o której Adaś zapomniał. Zapomniał? Trudno. Musi ponieść konsekwencje. Przy następnej książce najlepiej od razu zawrzeć umowę: dwie strony czytania dziennie (w ten sposób uczymy syna lub córkę magicznego planowania).
No i jeszcze zajęcia dodatkowe. Malinowscy pod presją. X. kolega Adama chodzi na pianino, karate, piłkę nożną, zajęcia z ceramiki, angielski, chiński. Y. trenuje pływanie, gimnastykę artystyczną i maluje. Przyjaciółki Malinowskiej dumne dzwonią i opowiadają o kolejnych sukcesach kilkulatków. No a sama Malinowska, oczywiście sfrustrowana i zakompleksiona, bo ciągle słyszy, jakie to zajęcia dodatkowe mają zbawienny wpływ na wyrabianie wytrwałości u dziecka.
Jak się okazuje — niekoniecznie. Tzw. „zarządzanie" dzieciństwem nie wpływa na pozytywnie na zdrowie psychicznie pokolenia, które wychowujemy. Skutki? Carl Honore, autor książki „Pod presją" pisze: dzieci wyrosną na osoby, które będą musiały być w nieustannym ruchu, bez opcji „wyłącz". Im więcej dziecku narzucamy, tym trudniej też będzie mu potem dokonywać samodzielnych wyborów.
Co można zrobić? Zobaczyć, co naprawdę interesuje Adama. Pytać: w czym czujesz się dobry? Co lubisz robić? Albo samemu poprosić dziecko, żeby zrobiło mapę marzeń. Z różnych gazet wycięło najfajniejsze — dla niego — rzeczy i nakleiło na czysty bristol. To gotowa podpowiedź. Malinowska — zrobiła to — za namową terapeutki. Adam z jednej z gazet wykleił pięknego labradora. No cóż, pies.
„Oszalałaś, czy co?" krzyczał Malinowski. Ale jego żona była uparta. Podobno nic tak nie uczy systematyczności i obowiązkowości jak opiekowanie się zwierzęciem. Jeden warunek– nie przejmujemy tych obowiązków za dziecko.
No i najważniejsze. Malinowska nie zmieni swojej osobowości. Ale jeśli pragnie być matką dziecka wytrwałego, też musi stać się taka osobą:)