Utrata dziecka zawsze jest dla rodziców doświadczeniem traumatycznym. Zwłaszcza, kiedy nie jest ona skutkiem długotrwałej choroby, ale nagłego wydarzenia. Rodzice, którzy nie potrafią pogodzić się ze stratą, szukają sposobu, by przedłużyć im istnienie na świecie.
Jak to zrobić? Jednym ze sposobów jest wytworzenie z prochów ich dzieci tzw. diamentów pamięci. – Działamy w Polsce dopiero od roku, ale widzimy coraz większe zainteresowanie naszymi usługami. Najczęściej są to rodziny, które muszą pochować dziecko – mówi Dariusz Markowski z firmy produkującej tzw. diamenty pamięci.
Wiek zmarłego dziecka nie ma znaczenia – są zazwyczaj i te, które odeszły w niemowlęctwie jak i te w wieku szkolnym czy nawet studenci.
Po dwóch miesiącach dziecko jest diamentem
Do wytworzenia diamentu potrzeba około 200 gramów ludzkich prochów. Odpowiednia próbka jest wydzielana w zakładach pogrzebowych, zabezpieczana i przesyłana do laboratorium. Tam w specjalnych warunkach wytwarzany jest diament.
A co, jeśli rodzina nie chce kremacji? – Udaje się wytworzyć diamenty także z włosów – wyjaśnia Markowski. Problem jednak w tym, że z włosa uzyskuje się mniej węgla i przez to diament jest mniejszy.
Wiele osób zastanawia się także, co dzieje się z tą częścią prochów zmarłego, z której nie uzyskano węgla. – Zostaje oddana atmosferze. W toku procesu tworzenia diamentu wyparowuje – tłumaczy Markowski i zapewnia, że nie ma szans, by jakakolwiek część zmarłego trafiła tam, gdzie być nie powinna.
Wytwarzanie diamentu trwa to około 8 tygodni i kosztuje od 4,6 do 110 tys. zł.
A może tatuaż?
W Polsce nie jest to jeszcze popularne, ale na zachodzie jest to coraz popularniejsza metoda „przedłużania” życia swoim bliskim zmarłym. Chodzi o tatuaż, gdzie do tuszu wprowadza się prochy zmarłego.
Tak zrobiła między innymi Kim Mordue, która straciła syna w 2007 roku. 20 – letni Lloyd z Llanelli z południa Walii zmarł po zażyciu GHB, narkotyku, który nazywany w Polsce „pigułką gwałtu”.
Trzy tatuaże, które powstały na plecach Kim, zaprojektował jej mąż. To on wytatuował jej Kabalistyczne Drzewo Życia, anioła wypuszczającego motyla i wiersz. – Wrócił tam, skąd przyszedł – tłumaczy swoją decyzję kobieta.
Granica między sacrum a profanum
Czym kierują się ludzie, którzy decydują się wykonać diament z prochów swojego dziecka? Wielu z nich po prostu wierzy, że dzięki temu będą mieć cały czas przy sobie swojego ukochanego syna czy córkę. – Dla mnie jednak nie jest to wcale takie oczywiste. Moim zdaniem ci ludzie po prostu nie rozumieją, gdzie jest sacrum. Przecież po zmarłych najważniejsza jest pamięć, to ją należy pielęgnować – mówi Mariusz Jędrzejko, psycholog społeczny.
Ale, jego zdaniem , to także znak czasów. – O wielu sprawach decyduje dziś moda. W chwili tak wielkiej traumy jaką jest śmierć dziecka, wiele osób nie potrafi myśleć racjonalnie. I wtedy mogą robić coś, do czego nie są przekonani, tylko dlatego, że ktoś ich do tego namówi – dodaje Jędrzejko.
Inną sprawą jest to, czy oddzielenie pewnej ilości prochu z tego, co pozostało po człowieku jest moralne. – Prochów ludzkich nie powinno się dzielić, one mają prawo do spoczywania w spokoju – mówi ks. prof. Witold Kawecki, specjalista teologii moralnej z Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego.
Problemem też jest prawo, bo w Polsce nie można dzielić prochów. Ale wiele zakładów pogrzebowych nic sobie z tego zakazu nie robi i od dawna ma swojej ofercie tzw. relikwiarze, gdzie odsypuje się się część do specjalnej zawieszki, urny czy ostatnio nawet zegara.
Moment zamawiania u nas usługi to dla rodziny przykre doświadczenie. Ponieważ odbywa się zaraz po śmierci dziecka, to rodzina nie do końca zdaje sobie sprawę z tego, co się dzieje. Ale kiedy wydajemy gotowy diament, prawie zawsze widzimy w oczach rodzin łzy radości, że znów mają przy sobie bliską osobę.